Wydanie: PRESS 05-06/2019

Polski Macron?

Żeby się uwiarygodnić w oczach wyborców, Robert Biedroń chce się odciąć od salonowego elektoratu – także od dziennikarskiego mainstreamu. Bo z jego strony raczej nie oczekuje pomocy.

Główny nurt płynął wraz z Robertem Biedroniem jako prezydentem Słupska. To było coś: gejowski aktywista liderem średniej wielkości miasta w katolickiej Polsce. Tak to widziano również za granicą: „W konserwatywnej Polsce, w której ogromną władzę trzyma w ręku Kościół katolicki, to dowód gigantycznej zmiany” – komentował Rick Lyman w „The New York Times”; „Biedroń tworzy historię” – pisał izraelski „Haaretz”.

A w kraju? Nagłówki Gazeta.pl i Wyborcza.pl po wyborach samorządowych 2014 roku mówią wszystko: „Biedroń przychodzi do ratusza, urzędniczki płaczą ze wzruszenia”; „Wszyscy chcą brać ślub u Biedronia. To nagranie pokazuje dlaczego”; „Robert Biedroń przywraca dentystów do słupskich szkół. Zanim powstaną gabinety – przegląd zębów wszystkich dzieci”; „Magda Gessler i Robert Biedroń ugotowali sylwestrowy bigos. Celebrytka do mieszkańców Słupska o prezydencie: Chronić go! Chronić go!”; „Ktoś zamówił msze św. w intencji Biedronia. Będą odprawiane 7 razy dziennie... przez wieczność”.

Tę sielankę przerywa sam Biedroń, gdy na początku września ub.r. zapowiada założenie nowego ruchu politycznego – na razie bez nazwy i programu – i rusza w Polskę rozmawiać z wyborcami.

Jakub Halcewicz-Pleskaczewski

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.