Wydanie: PRESS 09-10/2019

Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą

Rozmowa z Marcinem Gruszką, w latach 2007–2019 rzecznikiem i dyrektorem PR Play (P4).

W Play chyba jako pierwszy rzecznik prasowy w Polsce postawiłeś na bezpośrednią rozmowę z konsumentami – nie z pozycji przedstawiciela korporacji, sztywnego i pod krawatem, ale równego gościa.

Swojego firmowego bloga zacząłem pisać dla dziennikarzy, bo w tradycyjnym podejściu PR-owym przeszkadzało mi, że spółka często ma w jakiejś sprawie swoje stanowisko, a ja nie mogę go zaprezentować w pełni. Ty, jako dziennikarka, zadajesz jakieś pytanie spółce, a w odpowiedzi najczęściej dostajesz elaborat. Bierzesz z niego jedno potrzebne ci zdanie, najwyżej dwa. I nawet nie wiesz, w jaką furię wpadają wtedy PR-owcy. No bo jak to? Pisałem taki piękny tekst, tyle było polerowania, cyzelowania, dwa dni myślenia nad leadem, a ona bierze tylko jedno zdanie? Przecież sześciu prawników potem nad tym siedziało, nie spali po nocach! Mój blog powstał, bo potrzebowałem miejsca, w którym mogłem przedstawić pełne stanowisko firmy tak, jak sam chciałem.

Na początku wchodziło na niego 10, potem stu dziennikarzy. Ale w szczytowym momencie czytających było 150 tysięcy.

Mimo że był to blog korporacyjny, a nie fajny o nowinkach technologicznych, i co tu ukrywać, trochę musiał być korpobełkotem. Wkrótce po dziennikarzach zaczęli się na tym blogu pojawiać pracownicy firmy i konkurencji, po nich klienci. A potem powstał blog Orange. Okazało się, że stworzyłem nowy standard.

A Ty zyskałeś status cudotwórcy, który wszystko dla klientów potrafi załatwić.

Owszem, czytałem, szukałem, odpowiadałem, ale nie byłem żadnym cudotwórcą, za wszystkim stoją odpowiedni konsultanci, do których przesyłałem maila od jakiegoś zdesperowanego klienta, który w trybie normalnych procesów odbił się już od 40 osób. I nagle wchodzę ja, cały w bieli, i wszystko załatwiam. Ale ja to tylko przekazywałem dalej, tam gdzie trzeba. Na skróty, to fakt. Sprawy się rozwiązywały, więc ludzie pisali o mnie, że potrafię wszystko załatwić. A byłem tylko zaangażowanym pośrednikiem.

Agata Małkowska-Szozda

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.