Wydanie: PRESS 11-12/2025

Bardzo praktyczna idea

Można powiedzieć, że myślałem o Notebooku LM od trzydziestu lat, tylko technologia nie była jeszcze na to gotowa – mówi STEVEN JOHNSON

Przez lata pisał Pan dla „The New York Times”, „Wired” czy „Financial Times”. Skąd więc ten zwrot? Dziennikarz i pisarz, który zaczął projektować technologie?

Pisząc książki i duże reportaże, zawsze tonąłem w materiałach – stosy transkrypcji, notatek, źródeł i… wieczny chaos. Od dawna fascynowało mnie, jak technologia mogłaby pomóc właśnie w tym, co w dziennikarstwie najtrudniejsze, czyli w opanowaniu zalewu informacji. Szukałem sposobu, by to wszystko uporządkować. Jeszcze na studiach, w latach 80., zastanawiałem się, jak oprogramowanie mogłoby wspierać proces myślenia. Potem pojawiły się pierwsze wyszukiwarki, Google Scholar, Evernote – każde z nich było dla mnie jak nowe narzędzie badawcze. Więc kiedy powstał pomysł stworzenia własnego narzędzia, to wcale nie był zwrot. To była naturalna kontynuacja tego, czym zawsze się zajmowałem, próba znalezienia sposobu, by technologia nie przeszkadzała w pracy dziennikarza, tylko wreszcie zaczęła naprawdę mu pomagać.

Kto pierwszy zrobił ruch? Pan do Google’a czy Google do Pana?

Przez większość życia byłem pisarzem, ale po drodze założyłem też kilka startupów technologicznych. Zawsze krążyłem gdzieś między mediami a technologią. Kiedy z Google’a się do mnie odezwali, powiedzieli mniej więcej: „Wiemy, że masz obsesję na punkcie takich rzeczy. Myślimy, że dzięki modelom językowym możesz wreszcie zrealizować to, o czym marzyłeś od lat. Chcesz spróbować razem z nami?”. I tak to się zaczęło. Dołączyłem do firmy z jednym pytaniem w głowie: czy da się stworzyć narzędzie, które potrafiłoby przeczytać wszystko, co ja przeczytałem, zapamiętać to, co napisałem, i stać się takim moim… drugim mózgiem? Narzędziem, które nie tylko porządkuje informacje, ale też pomaga w myśleniu i w tworzeniu powiązań.

Czyli NotebookLM wziął się z frustracji autora tonącego w notatkach i plikach?

Dokładnie, to była bardzo praktyczna idea wynikająca z mojego codziennego życia dziennikarza i pisarza, który ma zbyt dużo informacji i próbuje je jakoś ogarnąć.

To właśnie lubię w Google Labs. Naprawdę szukają takich ludzi jak ja. Dziwaków, którzy nie są inżynierami, ale myślą o technologii trochę jak o opowieści, trochę jak o sposobie myślenia. To miejsce, gdzie kreatywność liczy się tak samo jak kod.

Piotr Zieliński

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.