Wydanie: PRESS 01-02/2019

Katarska perła polityki

Katar – państwo izolowane od roku przez Bahrajn, Egipt, Arabię Saudyjską i Zjednoczone Emiraty Arabskie – nie chce zamknąć telewizji Al-Dżazira. Sednem sporu nie jest wersja anglojęzyczna tej stacji, tylko Al-Dżazira Arabic.

Egipt. Lato 2013 roku. Ostatni akt dramatu arabskiej wiosny nad Nilem. Dziesiątki tysięcy członków Bractwa Muzułmańskiego koczuje w Kairze przed meczetem Rabaa al Adawiya. Od tygodni żądają uwolnienia ich prezydenta Muhammada Mursiego. Został szefem państwa dwa lata po tym, jak obalono dyktaturę panującego ponad 30 lat Hosniego Mubaraka i władzę przejęło Bractwo Muzułmańskie. Lecz 4 lipca 2013 roku rządy Mursiego zostały obalone. Na czele zamachu wojskowego stanął ówczesny minister obrony gen. Abdel Fattah al Sisi, dziś prezydent Egiptu.

Przed meczetem protestują całe rodziny. Na placu, zwykle pełnym samochodów i przechodniów, wyrosło miasto namiotów. Obraz transmituje kamera telewizji ustawiona w środku obozowiska. Demonstranci śpią, jedzą i przede wszystkim modlą się – a wraz z nimi codziennie setki tysięcy widzów telewizji Al-Dżazira Mubasher Misr. Kanału „na żywo” (tak tłumaczy się arabskie słowo „mubasher”) z siedzibą w Egipcie (po arabsku Misr).

W tamtych dniach ta stacja była oknem na świat dla liderów Bractwa Muzułmańskiego i ich zwolenników. Mocno ich wspierała, krytykując wojsko. Jeden z demonstrantów krzyczał do kamery, że tracą wolność, a gen. Sisi sprzedaje kraj. Wiadomo było, że takich głosów generał (dziś prezydent) długo nie będzie tolerował.

Byłem w tamtych dniach w Kairze i jak każdy dziennikarz codziennie rano przed wyjściem na miasto włączałem Al-Dżazirę Mubasher i sprawdzałem, czy nadal widać spokojny, niemal senny obraz obozowiska na Rabaa al Adawiya. Z tym samym pytaniem: „czy to właśnie dzisiaj? czy zaatakują?”. Bo nikt nie miał wątpliwości, że w końcu wojsko użyje siły. Nadająca na żywo Al-Dżazira Mubasher nie tylko zapewniała ciągłą relację, ale też mobilizowała demonstrantów do trwania.

Obraz zniknął tuż po radosnym święcie Id al Fitr na zakończenie ramadanu, rano 11 sierpnia. Nad meczetem i placem unosił się czarny dym. Wojsko ruszyło do ostatecznej rozprawy z ruchem politycznego islamu. Przeciwnicy Bractwa Muzułmańskiego postrzegali go jako dziką hordę niszczącą dotychczasowy porządek. Żądali usunięcia protestujących siłą. Walki trwały cały dzień, nie tylko na placu Rabaa al Adawiya. Przywódców Bractwa i tysiące członków organizacji aresztowano.

Al-Dżazirze Mubasher Misr zakazano nadawania. Czterech dziennikarzy stacji trafiło do więzienia. Kilka miesięcy później w areszcie znalazła się ekipa Al-Dżaziry English, redakcji międzynarodowej tego samego nadawcy. Jeden wyszedł wkrótce na wolność, reszta po procesie przesiedziała w więzieniu ponad rok. Zarzuty ze strony egipskich władz sprowadzały się do „rozpowszechniania fałszywych informacji” i „działalności prowadzącej do powodowania chaosu w kraju” i „sprzyjaniu Bractwu Muzułmańskiemu”, które zdelegalizowano.

Oczywiście Al-Dżazira nie była wyjątkiem – aresztowano też wielu dziennikarzy i blogerów niewygodnych dla władz wojskowych. Katarską stację wyróżniała natomiast liczba jej pracowników sądzonych w marcu 2014 roku. Sąd w Kairze skazał dziewięciu reporterów, producentów i wydawców na więzienie. Niebywale wysokie kary – od 7 do 10 lat – wywołały oburzenie na świecie i uruchomiły kampanię na rzecz uwolnienia ekipy Al-Dżaziry. Reporterzy znanych światowych mediów pojawiali się przed kamerami z nalepioną na ustach taśmą i napisem #FREEAJSTAFF. Oglądając Al-Dżazirę, na pasku u dołu ekranu lub stronie internetowej można było przeczytać: „Uwolnić Mahmouda Husseina. Dziennikarz Al-Dżaziry jest więźniem egipskiego rządu od 708 dni”. A on przyjechał w 2016 roku z miasta Doha w Katarze do Kairu tylko po to, żeby odwiedzić rodzinę. W tym samym roku szef informacji Al-Dżaziry otrzymał w Egipcie zaoczną karę śmierci.

Wydarzenia z sierpnia 2013 roku – często nazywane masakrą na Rabaa al Adawiya – zakończyły nie tylko egipską rewolucję. Były też końcem czasu niezwykłego wpływu telewizji z Kataru. Złotego okresu zwanego „efektem Al-Dżaziry”.

Michał Żakowski, Polskie Radio

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.