Wydanie: PRESS 9-10/2025

Życie poza redakcją

Młodzi, często gniewni, biorą się za dziennikarstwo, a potem – nie wiedzieć kiedy – ono bierze się za nich

Ulubione słowo Dariusza Zalegi to „rebel”, czyli bunt, rebelia, zamieszanie. Historyk z zawodu, Ślązak z pochodzenia i zamiłowania, zaraz po studiach został dziennikarzem w „Trybunie Śląskiej”, potem w Wolnym Związku Zawodowym „Sierpień 80”, a od 2006 roku pracował jako redaktor naczelny „Trybuny Robotniczej”. Dlaczego nim został? Lubił pisać, na dodatek dobrze mówił po francusku. Do dziś jest członkiem zespołu redakcyjnego polskiej edycji „Le Monde Diplomatique”. – Na początku pisałem małe kawałki do działu zagranicznego – wspomina. – Chciałem to robić, podobało mi się, że mogę wyjeżdżać na ważne spotkania, takie jak konferencja NATO w Paryżu czy szczyt kilku krajów w Pradze. Uczestniczyłem w prawdziwie światowym życiu, relacjonowałem wielkie wydarzenia i dobrze wiedziałem, że to poważne sprawy o skali międzynarodowej. Czułem się sprawczy.

Jako pasjonat i miłośnik ziemi śląskiej sprzedawał do gazet rozmaite opowieści o tym regionie, jego ludziach, brał udział w debatach społecznych, dyskusjach, promował przyjaźń z partnerami z Czech, a czytelnikom bardzo się to podobało. – Najpierw robiliśmy z kolegami czterostronicową śląską wkładkę do „Dziennika Zachodniego”, potem nasze artykuły coraz częściej wchodziły na stronę główną i tak zostałem redaktorem tego pisma. Dobrze się bawiłem, to były czasy, kiedy dziennikarstwo można było łączyć z pasją, a że moją były między innymi piwa kraftowe, głównie czeskie, to otworzyłem w Chorzowie Rebel Bar, gdzie można było próbować najróżniejszych piwnych wynalazków naszych sąsiadów. Ściągałem do baru kapele, zarówno polskie, jak i czeskie, organizowałem wariackie zawody, takie, jak „Jasny Pierun, czyli pierwszy Ślązak w kosmosie” (nie poleciał w niebo tylko dlatego, że był z dykty), robiłem też z kolegami filmy o polsko-czeskich historiach i pisałem, pisałem, pisałem. Oczywiście – robiłem to także dla pieniędzy, frajda frajdą, ale żyć trzeba było. Aż pewnego dnia znalazłem się w szpitalu. Myślałem, że to zawał serca, ale nie, to był znak, że trzeba odpuścić. Odpocząć. Zostawić stare.

Tym nowym okazała się Hospoda – restauracja, którą Darek założył i prowadził w Katowicach. Dokuczyła mu pandemia, jak wielu właścicielom tego typu miejsc, ale nadal prowadzi Rebel Garden w Chorzowie. – Tam się wyżywam – mówi. – Wymyśliłem ten bar pod siebie, bez żadnych nakazów, zakazów czy utrzymywania wewnątrz modnego akurat designu. Ludzie przychodzą do nas jak do kolegi na piwo, mamy stałą klientelę, w środku szumi jak w ulu i dzieją się naprawdę fajne rzeczy. Na przykład chrzciny. Tylko że zamiast wodą święconą, polewamy piwem. Bo to są chrzciny nowo wydanych książek. Naszych, o Śląsku, Czechach, ale nie tylko.

Od lipca 2023 roku Darek Zalega jest doktorem historii. – Napisałem doktorat dla siebie, nie jestem zatrudniony na żadnej uczelni – wyjaśnia. – Chciałem, żeby nie mówiono o mnie jako o wymądrzającym się bezpodstawnie Ślązaku, więc wypowiadam się jako naukowiec. Biorę udział w projektach polsko-czeskich, napisałem kilka książek, w tym „Chachary”, wyprodukowałem album muzyczny, działam w branży, która jakoś tam ociera się o dziennikarstwo, tyle że nasze. Bo z serca jestem zdeklarowanym Ślązakiem, a z narodowości – obywatelem niezdecydowanym. Dlaczego? Zbyt wiele nacjonalizmu i nienawiści jest dzisiaj wokół mnie, żebym szczerze i uczciwie powiedział: tak, jestem Polakiem.

Aleksandra Miedziejko

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.