Wydanie: PRESS 05-06/2023

Szacunek się należy

Władza nigdy nie radziła sobie z krytyką. Pół biedy, gdy kończyło się na uchwałach w obronie czci Marszałka, gorzej gdy za pisanie o nim groziło więzienie

Ledwo parę dni wcześniej Hitler triumfalnie wjechał do Wiednia, jest 15 marca 1938 roku. Zszokowana Anschlussem Europa śledzi wzrost potęgi III Rzeszy i zbrojenia Wehrmachtu. Führer nie ukrywa już swego poglądu, że należący do Polski „korytarz pomorski” to ziemia niemiecka. Tymczasem posłowie Sejmu RP zaprzątają sobie głowy czym innym. Sejm dba o obronność Polski, broniąc czci marszałka Józefa Piłsudskiego.

„Każdy podkop, każdy zamach na ten autorytet, szczególnie zaś skierowany przeciw Imieniu Józefa Piłsudskiego – jest uderzeniem w morale armii, najżywotniejszą, najpoważniejszą wartość dzisiejszej Polski. Obowiązkiem nie tylko żołnierza, lecz każdego obywatela jest bronić z całą bezwzględnością tych wartości” – przemawia generał Tadeusz Kasprzycki, minister spraw wojskowych. A premier Felicjan Sławoj-Składkowski nie przebiera w słowach: „Syk gadzin, które usiłują zatruć życie Polski po śmierci Wodza, stłumić należy siłą, siłą zorganizowaną, siłą legalną”.

Obronie imienia Piłsudskiego ma służyć specjalna ustawa, która tego samego dnia zostaje poddana pod głosowanie bez odsyłania do komisji. I uchwalona. Będzie obowiązywać od 7 kwietnia 1938 roku. Za uwłaczanie pamięci Piłsudskiego grozi odtąd kara do pięciu lat więzienia.

Czy taka ustawa była potrzebna? Nie, zwłaszcza z punktu widzenia rządzącej sanacji, która miała już w tamtym momencie wypracowane inne, całkiem skuteczne metody kontroli mediów. Niekoniecznie mieszczące się w granicach prawa, dodajmy. Najlepszym tego przykładem jest głośna sprawa Stanisława Cywińskiego i „Dziennika Wileńskiego”.

Wyrok skazujący Cywińskiego na trzy lata więzienia zapadł jeszcze na kilka dni przed wejściem w życie specustawy o ochronie imienia Piłsudskiego. Szacowny docent Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie stanął przed sądem za to, że w recenzji na łamach „Dziennika Wileńskiego” miał pecha wyrazić się o Piłsudskim per kabotyn. Rozwścieczony generał Stefan Dąb-Biernacki, wileński Inspektor Armii i jeden z czołowych piłsudczyków, rozkazał podkomendnym oficerom, by fizycznie rozprawili się z autorem. W efekcie najścia na mieszkanie Cywińskiego i na redakcję „Dziennika Wileńskiego” winowajca został dwukrotnie pobity.

Dostało się i redaktorowi gazety, Aleksandrowi Zwierzyńskiemu, byłemu marszałkowi Sejmu. Co zrobiła władza? Opieczętowała redakcję i skonfiskowała wydanie, w którym informowano o zajściu. Oraz rozpętała nagonkę na Cywińskiego, który został zawieszony w obowiązkach nauczyciela akademickiego. Postawiono mu zarzuty. Jednak na przykładnym ukaraniu autora się nie skończyło. Także sam „Dziennik Wileński” formalnie przestał istnieć. Gazeta musiała zmienić tytuł.

Tomasz Borówka

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.