Wydanie: PRESS 01/2013

Dopóki nie zabije

Po wezwaniu do zabijania dziennikarzy częściej słychać słowa usprawiedliwienia niż potępienia

Pewnego dnia jechałem do pracy taksówką – opowiada Wiesław Władyka, publicysta „Polityki”. – Gdy przyszło do płacenia rachunku, usłyszałem od kierowcy: „Panie, ja pana, kurwa, nienawidzę”. Domyśliłem się, że zna mnie z występów w Tok FM. Gdy zapłaciłem, dodał: „Masz pan fajną robotę, nakłamiesz, nakłamiesz i jeszcze panu płacą” – wspomina Władyka.

Opowiedział o tym kolegom, z którymi występuje w radiu. Okazało się, że mają podobne doświadczenia. – Tomaszowi Wołkowi ktoś splunął w stronę stolika, przy którym siedział w restauracji. Tomasza Lisa na Krakowskim Przedmieściu potrącił jakiś osiłek i podstawił mu nogę. Jacka Żakowskiego zwymyślała spotkana przypadkowo kobieta – wymienia Władyka.

Takie wspomnienia ma też Jarosław Gugała z Polsatu. – Gdy w połowie grudnia występowałem w centrum handlowym w finale jednego z naszych konkursów, podszedł do mnie jakiś zaczadziały politycznie facet, nawyzywał od ubeków i komuchów – opowiada dziennikarz. – Pogoniłem natręta i skończyło się szczęśliwie. Jednak kiedyś może trafię na osobnika, który walnie mnie w łeb albo dźgnie nożem – dodaje Gugała.

Zasłona milczenia

Własne doświadczenia agresji robią na dziennikarzach większe wrażenie niż wypowiedziane publicznie słowa reżysera Grzegorza Brauna, który na spotkaniu w prawicowym klubie Ronina zachęcał do wystrzelania dziennikarzy. 

Jan Fusiecki

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.