Wydanie: PRESS 01/2013

Bez granic

Rozmowa z Dziennikarzem Roku 2012 Jerzym Jureckim

Wkurza Pana wrzucanie do szuflady z napisem „dziennikarz lokalny”?

Pewnie, że tak, bo stale się z tym spotykam. Gdy prowadziłem śledztwo dziennikarskie na Śląsku w sprawie Ariadny Gierek kierującej kliniką okulistyczną, to słyszałem: „Co to za gość z prowincji pisze o naszej profesor?”.

A przecież dziennikarz to zawód bez granic. Nie ma znaczenia, skąd jest. Jeżeli gdzieś trzeba interweniować, to bez względu na to, czy jestem w Poroninie, czy w San Francisco. To tak jakby lekarz powiedział, że nie będzie pomagał we Włocławku, bo jest lekarzem rodzinnym z Murzasichla.

O prezesach ze Śląska jakoś się nie mówi, że są lokalni.

A czy dziennikarz, który pracuje w „Gazecie Stołecznej”, to jest dziennikarz lokalny? No nie.

Dlaczego tak się szufladkujemy? 

Bo miło jest komuś przypierniczyć, a kolegom to nawet jeszcze milej niż politykom.

Kiedyś słyszałem, jak młody dziennikarz, który właśnie dostał robotę w Warszawie, tłumaczył, że tylko w stolicy news goni news.

„Tygodnik Podhalański” ukazuje się na terenie trzech powiatów, w których mieszka około 200 tysięcy osób, bo są w nich miasta – Nowy Targ, Zakopane i Sucha Beskidzka. 

Wykonujemy identyczną pracę jak dziennikarze „Gazety Wyborczej” czy „Rzeczpospolitej”. Jedyna różnica to ta, że w Warszawie jest większa konkurencja. Tygodniki lokalne mają teraz trochę lżej, gdy gazety regionalne wycofały się z wkładek powiatowych. Zresztą na Podhale, Orawę i Spisz, w czasach gdy wydawnicze potęgi próbowały tu wejść, ich nie wpuściliśmy. „Gazeta Krakowska” sprzedawała u nas kilkaset egzemplarzy.

Redaktorzy ogólnopolskich mediów mówią, że w głosowaniu na Dziennikarza Roku ich głos powinien być ważniejszy niż „Tygodnika Podhalańskiego”, „Pałuk” czy „Gazety Jarocińskiej”. 

A jak by to chcieli liczyć? W demokratycznych wyborach i profesor, i sprzątaczka mają po jednym głosie. Zresztą z poprzednich lat pamiętam, że największe redakcje nie zawsze głosowały najbardziej obiektywnie. 

Polskę i Warszawę lepiej widać z gór, z oddali? 

Spod Giewontu widać dużo lepiej, a obraz naszego dziennikarstwa oglądany stąd nie jest najpiękniejszy. Dziennikarze wmaszerowali w podziały. Zawsze powtarzam, że dziennikarz nie może być kojarzony z jedną opcją. Szczególnie teraz, gdy podział na PiS i PO jest tak wyraźny, ustawienie się po jednej stronie to dla gazety lokalnej świadoma rezygnacja z grupy czytelników, którzy nie sięgną po nią z powodu przekonań politycznych. Unikanie tego zaangażowania nie jest łatwe, bo każdy z nas ma poglądy polityczne, ale niech Pan Bóg broni przed tym, abyśmy się nimi dzielili z czytelnikami. Co gorsza, niektórzy wracają do mediów wprost z polityki. Demokracja polityków potrzebuje, ale nie potrzebuje dziennikarzy, byłych polityków.

Grzegorz Kopacz

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.