Wydanie: PRESS 04/2017

Biznes to nie emocje

Telewizyjny talk-show to przede wszystkim... show. Przekonali się o tym uczestnicy „Dragons Den”.

Nazywam się Robert Gargaś. Przyjechałem z Rzeszowa i staram się o dofinansowanie w wysokości 100 tysięcy złotych” – mówi lekko łamiącym się głosem wynalazca, który w pierwszym odcinku polskiej edycji programu „Dragons’ Den – jak zostać milionerem” próbuje przekonać jurorów-biznesmenów do inwestycji w swój pomysł.

A ten jest genialny w swojej prostocie. Choć oficjalna nazwa prezentowanego przez Gargasia produktu to „pojemnik potrójnego dozowania”, w gruncie rzeczy chodzi o nakrętkę do wielokomorowej butelki wyposażoną w system otworów tak, by poprzez jej przekręcenie wybrać jeden z płynów lub oba wypływające naraz. – Na pomysł wpadłem w czasie, gdy często grillowaliśmy ze znajomymi. Co chwilę ktoś poszukiwał albo musztardy, albo ketchupu. Sosy w oddzielnych butelkach krążyły, znikały z pola widzenia i trudno było je później zlokalizować – opowiada Robert Gargaś. – Pomyślałem: „Dlaczego nie można byłoby mieć obu tych dodatków w jednej butelce?”. Zacząłem sprawdzać, czy podobne rozwiązanie istnieje na rynku. Okazało się, że butelki dwukomorowe istnieją, ale nie ma nakrętki, która łączy całość przy wylocie – wspomina. Po nieudanych próbach zainteresowania pomysłem producentów sosów oglądał kiedyś kanadyjską wersję programu „Dragons’ Den” i natknął się na informację o prowadzonym castingu do polskiej edycji. Niedługo potem w nieco za dużej, beżowej marynarce stał już przed biznesowymi tuzami: Anną Garwolińską (właścicielką agencji Glaubicz Garwolińska Consultants), Krzysztofem Golonką (ówczesnym prezesem funduszu Xevin Investments), Grzegorzem Hajdarowiczem (prezesem Gremi), Maciejem Kaczmarskim (Kaczmarski Inkasso) i Marianem Owerką (właścicielem Bakallandu). To ten ostatni jako pierwszy wyraził zainteresowanie pomysłem i zaproponował Gargasiowi 50 tys. zł za 35 proc. udziałów w zyskach. Identyczną ofertę złożył po chwili Grzegorz Hajdarowicz, dodając, że dla pomysłodawcy „będzie to biznes dla jego dzieci i wnuków”. Pracujący jako elektryk na Politechnice Rzeszowskiej Gargaś był tymi ofertami zachwycony. – Wiedziałem, że to dobry pomysł, ale przyjechałem przecież do tego programu bez biznesplanu. Jechałem z niedowierzaniem, że mogę coś osiągnąć. Nie miałem przekonania, że ktoś to doceni, a tu nagle słyszę, że moje dzieci i wnuki będą mogły z tego żyć. Jeśli ktoś tak doświadczony przedstawia mi taką wizję, pomyślałem, że może rzeczywiście trafiłem w dziesiątkę – wspomina Gargaś.

Dziś należy do tych uczestników programu, którzy mają żal, że na telewizyjnym show bardziej wypromowali się jurorzy niż uczestnicy.

Piotr Zieliński

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.