Wydanie: PRESS 04/2013

Z szatni

Z Michałem Polem rozmawia Grzegorz Kopacz

Gdy zwolnili Pana z „Gazety Wyborczej”, po 15 latach pracy w tej redakcji, świat zwalił się Panu na głowę?

W chwili gdy dowiedziałem się, że tracę etat, bo objęły mnie zwolnienia grupowe, wpadłem w szok. Wystraszyłem się, że znikam ze środowiska „Gazety”. Bo redakcja nigdy nie była dla mnie tylko miejscem pracy. To był styl życia. Szedłem tam, nawet jeśli nic nie musiałem pisać do papieru, po to tylko, żeby wziąć udział w redakcyjnej burzy mózgów i potem skrobnąć coś na bloga. 

Ale etat to również pieniądze.

To nie była pierwsza myśl, bo byłem jedną nogą w nSporcie, miałem też jakieś inne źródła utrzyfmania. Szczęśliwie ten szok trwał jakieś pół godziny. Gdy wyszedłem z gabinetu mojego szefa Andrzeja Olejniczaka, który zresztą również do „Gazety” mnie przyjmował, szef Sport.pl Marcin Gadziński zaproponował mi, abym zajął się w serwisie działką wideo.

Nie obraził się Pan na matkę Agorę, że wyrzuca i przygarnia?

Nie, bo mam poczucie, że mnóstwo jej zawdzięczam. Z dwóch najwspanialszych momentów w mojej karierze pierwszym było wygranie konkursu na stażystę w „Gazecie” w 1994 roku i roczny gazetowy Harvard, czyli warsztaty z Heleną Łuczywo, Adamem Michnikiem, Julkiem Rawiczem, szefową reportażu Małgosią Szejnert, Jackiem Hugo-Baderem, Mariuszem Szczygłem i Wojtkiem Tochmanem. 

Oprowadzał Pan potem wycieczki po siedzibie Agory.

Nadal to robię, bo lubię. Ale oprowadzam już tylko dzieciaki przyjaciół. Zanim dostałem etat w „Gazecie”, pracowałem jako pilot. Obwoziłem niemieckich turystów po Mazurach i Pomorzu, sam wytyczyłem dla nich szlaki rowerowe.

A drugi najważniejszy moment w karierze?

Gdy przestałem być dziennikarzem papierowym, a zostałem multimedialnym. Czyli media workerem, co podkreślam z dumą, bo wbrew temu, co uważa wielu dziennikarzy w Polsce, media worker to nie ktoś, kto odbiera im pracę, by robić głupie tytuły w Internecie i sadzić błędy ortograficzne, ale ktoś, kto tworzy multimedialne treści, rozumie potrzeby użytkownika, wchodzi z nim w dialog, wykonuje dziesiątki czynności, które w starych mediach były rozdzielone między wiele osób.

Grzegorz Kopacz

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.