Sprawa śmierci Jarosława Ziętary. "Jest nadzieja na skazanie sprawców i mocodawców"
Jacek Ziętara, brat Jarosława, na sali rozpraw podczas procesu Mirosława R i Dariusza L. (fot. Jacek Kaczmarczyk/PAP)
Sąd Okręgowy w Poznaniu będzie musiał ponownie rozpoznać sprawę dotyczącą porwania i śmierci dziennikarza śledczego Jarosława Ziętary. W apelacji uchylono bowiem wyrok uniewinniający dwóch byłych pracowników poznańskiego holdingu Elektromis: Mirosława R. ps. Ryba i Dariusza L. ps. Lala.
– Każdy ze świadków w sprawie tego zabójstwa miał tylko cząstkową wiedzę. Rozpatrując apelację, sąd trafnie stwierdził, że zeznania i pozostały materiał dowodowy jest spójny i daje podstawy do skazania. Wczorajszy wyrok daje nadzieję na ukaranie zarówno sprawców, jak i mocodawców tej zbrodni – mówi Krzysztof Kaźmierczak, dziennikarz i wydawca, który od 1992 roku zajmuje się sprawą niewyjaśnionej do dziś śmierci Jarosława Ziętary.
Zebrany materiał wystarcza do skazania
Według ustaleń prokuratury obaj mężczyźni we wrześniu 1992 roku, wraz z inną, nieżyjącą już osobą, podali się za funkcjonariuszy policji i podstępnie doprowadzili do tego, że Ziętara wszedł do samochodu przypominającego radiowóz policyjny. Następnie przekazali dziennikarza osobom, które go zabiły, dokonały zniszczenia zwłok i ukryły szczątki.
Czytaj też: Założyciele "Gazety Wyborczej" poza Agorą-Holding. "Zmiana generacyjna"
Sędzia Maciej Świergosz w uzasadnieniu wtorkowego wyroku Sądu Apelacyjnego w Poznaniu zaznaczył, że zebrany materiał dowodowy wystarcza do wydania wyroku skazującego obu mężczyzn. „Oczywistym jest, że 1 września 1992 roku Jarosław Ziętara został uprowadzony, a następnie zginął, bo był dziennikarzem” – mówił sędzia, przypominając, że cytat z symbolicznego nagrobka Ziętary na cmentarzu. Widnieje on również na tablicy pamiątkowej w Poznaniu przy ul. Kolejowej 49 – na domu, w którym mieszkał dziennikarz. Sędzia wskazał, że cytat ten „idealnie wskazuje na motyw działania sprawców tych czynów”.
Sędzia Świergosz zaznaczył, że akt oskarżenia w tej sprawie dotyczy uprowadzenia, pozbawienia wolności i pomocnictwa w zabójstwie, czyli fragmentu całej sprawy dotyczącej Jarosława Ziętary. „Dzisiaj wydaje nam się to nieprawdopodobne, by w całkiem sporym mieście, w środku Europy, zaginął bez śladu młody dziennikarz i nie wywołuje to realnych działań organów ścigania” – mówił sędzia. „Zniknięcie Jarosława Ziętary było wręcz bagatelizowane. Niewątpliwie początki postępowania w sprawie były ograniczone jedynie do dwóch wątków i to nie mających charakteru przestępstwa, po pierwsze samobójstwa i po drugie wyjazdu do znajomej w Londynie. Okres ten z punktu widzenia postępowania karnego należy ocenić za w pełni stracony. Zaniechania te z pewnością utrudniły, ale nie uniemożliwiły dojścia do prawdy” – podkreślił sędzia.
Dodał, że jakość tego początkowego etapu śledztwa należy ocenić w kontekście ówczesnego komendanta wojewódzkiego policji w Poznaniu, który przyznał, że na 406 podległych mu funkcjonariuszy mógł ufać jedynie czterem osobom. Do wyjaśnienia sprawy nie przyczyniły się liczne fałszywe, czasami wręcz bardzo abstrakcyjne tropy dotyczące losów Jarosława Ziętary, jak na przykład sugestie o wyjeździe do Australii czy też o podjęciu służby pod przykryciem, dla wywiadu, poza granicami kraju.
„W tym zakresie nie można też pomijać, niestety mówię to z przykrością, nielojalności służb specjalnych, które przez wiele lat, aż do 10 czerwca 2011 roku, skrywały fakty i przeczyły jakimkolwiek związkom z osobą zaginionego dziennikarza. Do dzisiaj Sąd Apelacyjny w Poznaniu nie ma stuprocentowej pewności, że wszystkie materiały wytworzone przez ówczesny UOP dotyczące redaktora Ziętary zostały udostępnione” – przyznał sąd.
Kaźmierczak: „Liczę, że sprawcy poniosą karę”
Sędzia Świergosz zaznaczył, że grzechem sądu pierwszej instancji była ocena motywu, jakim mieli się kierować sprawcy przestępstwa. Została ona oparta na błędnym założeniu, że pokrzywdzony był de facto młodym, zdolnym, ale początkującym dziennikarzem, który niczego wielkiego jeszcze w swoim fachu nie dokonał. W jego artykułach nie było bowiem odniesień np. do Aleksandra G. (były senator oskarżony o podżeganie do zabójstwa Jarosława Ziętary).
Czytaj też: Marek Rudziński wraca do komentowania skoków narciarskich
Sędzia dodał, że gdyby nie determinacja rodziny zabitego, a szczególnie jego ojca Edmunda, ciężka praca jego przyjaciół i kolegów szukających dowodów, to z pewnością dzisiejszego procesu i wyroku by nie było.
– Jarosław Ziętara przed uprowadzeniem pracował nad materiałem ujawniającym kulisy działania grupy poznańskich biznesmenów – mówi Krzysztof Kaźmierczak, przedstawiciel Komitetu Społecznego im. Jarosława Ziętary. – Został uprowadzony i zamordowany, aby ustalone przez niego fakty nie ujrzały światła dziennego. Niektórzy poznańscy policjanci i prokuratorzy nie poprowadzili śledztwa we właściwym kierunku, co mogło być skutkiem wpływu świata przestępczego. Poprawa nastąpiła w momencie przejęcia śledztwa przez prokuraturę w Krakowie. Jestem zbudowany wyrokiem sądu apelacyjnego. Liczę na to, że mimo upływu lat zleceniodawcy i sprawcy porwania i zabójstwa Jarosława Ziętary poniosą karę za zbrodnię – podsumowuje Kaźmierczak.
Jarosław Ziętara urodził się w 1968 roku w Bydgoszczy. Karierę zawodową rozwijał w Wielkopolsce, współpracując m.in. z „Gazetą Wyborczą”, „Wprost” i „Gazetą Poznańską”. Ostatni raz widziano go 1 września 1992 roku, gdy wyszedł do pracy. Nigdy tam nie dotarł. Ciała dziennikarza nie odnaleziono. W 1999 roku został on oficjalnie uznany za zmarłego.
Czytaj też: Grand Press 2025. Pięć najlepszych książek reporterskich roku. Gala 14 grudnia
(JF, 03.12.2025)










