Dział: TELEWIZJA

Dodano: Sierpień 21, 2025

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Po wybuchu drona w Osinach media nie czekały na komunikaty służb. Same ustaliły fakty

Zdjęcia opublikowane przez lokalną telewizję Łuków.TV szybko trafiły do światowych agencji informacyjnych (fot: Łuków.TV/graf. PAR)

Media nie uwierzyły wojsku, że na polu kukurydzy w Osinach w województwie lubelskim spadł "element starego silnika ze śmigłem". Szybko ustaliły, że eksplodował tam wojskowy dron. Odrobiły lekcje sprzed trzech lat z Przewodowa i tym razem nie zwlekały z informowaniem swoich odbiorców.

Wczoraj głównym tematem w polskich mediach był wybuch, do którego doszło w nocy z wtorku na środę na polu w Osinach w województwie lubelskim. Wciąż są wątpliwości co do godziny zdarzenia. Według mieszkańców wsi do wybuchu doszło około północy. Godzinę 23.58 widać też na opublikowanych przez lokalną stację Łuków.TV nagraniach z monitoringu w jednym z gospodarstw, który zarejestrował odgłos wybuchu. Tymczasem łukowska policja twierdzi, że do zdarzenia doszło w środę między 2 a 3. Służby nie wyjaśniły, skąd ta rozbieżność.

Polskie Radio Lublin informację o "niezidentyfikowanym obiekcie latającym", który spadł na pole w Osinach, podało o 6.20 w serwisie internetowym. Wtedy jeszcze nie było mowy o dronie, a policja ustalała fakty. O podobnej porze informacja o eksplozji pojawiła się w serwisach Polskiej Agencji Prasowej. A o 7.28 wspomniane nagranie z monitoringu opublikowano w Łuków.TV.

Serwis "Rzeczypospolitej" o 8.02 podał pierwsze wzmianki o "nadpalonych szczątkach metalowych i plastikowych". Dwie minuty później Wyborcza.pl stawia przypuszczenie, że mógł to być wojskowy dron. Dziennikarz "Gazety Wyborczej" w Lublinie Jacek Brzuszkiewicz od rana był na miejscu, rozmawiał ze strażakami, policjantami i mieszkańcami. Około godz. 8.20 materiały o dronie są już w serwisach niemal wszystkich mediów informacyjnych w Polsce. Piszą o nim też serwisy lokalne Wspólnota Łukowska i Tygodnik Siedlecki.

W aktualizacjach depesz PAP nieoficjalnie potwierdza "w źródłach zbliżonych do MON", że obiekt był dronem wojskowym, ale pozbawionym głowicy bojowej. Mniej więcej w tym samym czasie dziennikarz i korespondent wojenny Polsatu Marek Sygacz prezentuje na swoim profilu na X.com zdjęcie drona-samoróbki, jakich wiele powstaje w Rosji na wzór irańskich Szachedów z przypadkowych materiałów.

Dopiero o 8.54 Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych informuje na X.com, że "po przeprowadzeniu wstępnych analiz zapisów systemów radiolokacyjnych minionej nocy nie zarejestrowano naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej ani z kierunku Ukrainy, ani Białorusi", a obiekt może być "starym silnikiem ze śmigłem".

Dziennikarze pojawiają się na miejscu zdarzenia szybciej niż wojsko. Łuków.TV  publikuje zdjęcie silnika wbitego w ziemię. Na jego podstawie działający w mediach społecznościowych serwis "Monitor Konfliktów" ocenia, że był to "rosyjski dron kamikadze Geran typu Shahed-136 - rosyjska wersja irańskiego projektu".

Źródła wojskowe, policyjne i prokuratura potwierdzą to dopiero w południe, w czasie konferencji prasowej.

Łukasz Prusak z Łuków TV, który już przed godz. 8 opublikował nagrania z lokalnego prywatnego monitoringu i pisał o „przedmiocie ze śmigłem”, w ogólnie nie rozważał, czy można to opublikować, czy nie. – To normalna, dziennikarska robota - zapewnia. – Oczywiście, potwierdziliśmy to u rzecznika lokalnej policji i jedyne, o co zostaliśmy poproszeni, to żeby nie podgrzewać sytuacji. O opublikowane przez nas nagranie z momentu wybuchu bardzo szybko poprosiło nas kilkanaście innych redakcji. Rozeszło się to po kraju, a potem wzięły je Reuters i Associated Press - opowiada dziennikarz.

Kiedy w listopadzie 2022 roku we wsi Przewodów na Lubelszczyźnie doszło do wybuchu rakiety, to media dwie godziny zwlekały z przekazaniem informacji na ten temat. Kiedy w końcu poinformował o tym Mariusz Gierszewski, został posądzany przez innych dziennikarzy o dezinformację. Dziennikarki Sylwia Czubkowska i Nikola Bochyńska przypominały w mediach społecznościowych, że należy czekać na oficjalne komunikaty i nie udostępniać niesprawdzonych informacji. "Nie spieszymy się z wiadomościami, które mogą służyć np. rosyjskiej propagandzie" - pisał Marek Balawajder, wówczas pracujący w RMF FM.

- Zmiana nastawienia po stronie mediów wynika przede wszystkim z tego, że nie jest to pierwsze tego typu zdarzenie - ocenia dziś reporter Radia Zet Mariusz Gierszewski. - Od czasu Przewodowa mieliśmy już kilka takich sygnałów i media nauczyły się je szybko sprawdzać. Wtedy wszyscy byli ostrożni, dużo było niedowierzania, że coś takiego mogło się zdarzyć. Poza tym w Przewodowie były ofiary śmiertelne, a w takich przypadkach ostrożność jest jeszcze większa - dodaje dziennikarz.

Zuzanna Dąbrowska, zastępczyni redaktora naczelnego PAP, jest zdania, że na tę zmianą mają wpływ też politycy. – Bardzo szybko podaliśmy tę informację i nie było żadnych negatywnych konsekwencji. Nikt nie miał pretensji, nikt nie próbował niczego tuszować. Mimo iż pierwsze oficjalne komunikaty mówiły, że nasza przestrzeń powietrzna nie została naruszona, szybko się okazało, że media miały rację. A politycy nauczyli się, że lepiej nie ukrywać tego, co się wydarzyło, tylko otwarcie o tym komunikować, aby nie dawać pożywki teoriom spiskowym. Prawda i tak wyjdzie na jaw.

AMS, PAR

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.