Wydanie: PRESS 05/2011

Wszystko na sprzedaż

Powiedz, na jakich warunkach chcesz z nami zostać, i zostajesz – oświadczył naczelny „Faktu” Grzegorz Jankowski swojemu zastępcy Sławomirowi Jastrzębowskiemu. Był koniec sierpnia 2007 roku. Jastrzębowski właśnie oznajmił, że odchodzi do konkurencyjnego „Super Expressu” na stanowisko naczelnego.
O 39-letnim wówczas Jastrzębowskim mówiono: złote dziecko „Faktu”. Zrobił w nim błyskotliwą karierę. Do centrali w Warszawie przyszedł w 2003 roku jako szeregowy reporter oddziału łódzkiego, a już dwa lata później został zastępcą redaktora naczelnego. Mógł w „Fakcie” pracować chyba dożywotnio. Był najbardziej zaufanym zastępcą Jankowskiego, wyznaczonym na jego sukcesora. Zostało to zaakceptowane nawet przez niemieckich właścicieli dziennika. Nic nie stało na przeszkodzie jego dalszej karierze w tym tabloidzie.
Jednak odszedł.
Przejście do „SE” było kwestią ambicji – mówią ci, którzy Jastrzębowskiego znają. – To samiec alfa. Pewny siebie, zawsze w centrum uwagi. Chciał odpowiadać za gazetę od początku do końca, funkcja zastępcy to dla niego za mało – mówi były współpracownik Jastrzębowskiego w „Fakcie”.
Jacek Czynajtis, były wiceprezes Muratora SA, wydawcy „Super Expressu”, uważa podobnie: – Jastrzębowski odszedł z „Faktu”, bo nie mógł samodzielnie trzymać sterów tej gazety.
Jastrzębowski ambicji nie kryje. – Rozstaliśmy się w zgodzie. Propozycja Jankowskiego mile mnie połechtała, ale nie mogłem jej przyjąć. Doświadczenie samodzielnego kierowania gazetą jest nie do przecenienia – wyjaśnia Jastrzębowski.
Nikt się nie dziwił jego decyzji, bo podobna oferta mogłaby się już nie pojawić.
Wychował się w robotniczej rodzinie na łódzkim blokowisku Dąbrowa. Jego ojciec był kolejarzem. W domu biedy nie było, ale też się nie przelewało. Kiedy kilkunastoletni Sławek chciał sobie kupić dżinsy, musiał na nie zarobić. Pracował, karmiąc małpy w zoo, a potem w hufcach pracy. Zaczął studiować polonistykę na Uniwersytecie Łódzkim w nadziei, że w poezji znajdzie harmonię i jedność. – Ale tak się myśli, kiedy ma się 20 lat – wzrusza ramionami.
Skończył polonistykę o specjalności nauczycielskiej, jednak nauczycielem zostać nie chciał. W 1995 roku trafił jako reporter śledczy do łódzkich „Wiadomości Dnia”.
Była to jego pierwsza praca dziennikarska, dostał działkę policji i prokuratury. – Energiczny i przedsiębiorczy – mówi o Jastrzębowskim Wiesław Pierzchała, ówczesny szef działu miejskiego „Wiadomości Dnia”. – Zaraz na początku zaproponował, że pojedzie na granicę i zrobi materiał. Zainteresowania gazety ograniczały się głównie do regionu, ale Sławek przekonał do swojego pomysłu kierownictwo – opowiada Pierzchała.

Więcej w majowym numerze "Press" - kup teraz e-wydanie
 

 

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.