Wydanie: PRESS 09/2007

Wilcze prawo

Nie ma Pan wrażenia, że dziennikarze są bezradni w starciu z prawnikami? Prawnicy stali się realną trzecią władzą.

Oczywiście, że następuje jurydyzacja życia. Tylko że ja mam wrażenie, iż informacja o funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości też jest żałośnie zła. Gdy porównuję informacje dotyczące tej tematyki w wielkonakładowych tytułach europejskich, takich jak „Le Monde”, „International Herald Tribune” lub „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, to widzę, że w Polsce mamy do czynienia z bezsensowną papką i przekłamaniami. Wiem, że dziennikarz ma być dobry we wszystkim: dziś robić reportaż o Trybunale Konstytucyjnym, a jutro o skandalach seksualnych. Ma być wszechstronny. Jednak według mnie to jest nieporozumienie. Właśnie dlatego media zajmują się nagłaśnianiem konferencji prasowych pana Ziobry, skandalicznych pod każdym względem. Są one przykładem nieprawdopodobnej demagogii i prymitywizmu prawniczego. Media, niewiele z tego rozumiejąc, każdego dnia pokazują w telewizji faceta opowiadającego prawne nonsensy.

Bo to minister sprawiedliwości, który w otoczeniu prawników mówi nam, na kogo ma dowody, a kto jest podejrzany – więc my informujemy społeczeństwo.

Nie trzeba być prawnikiem, by dostrzec, że materiał zaprezentowany przez prokuratora Engelkinga w sprawie Janusza Kaczmarka był bardzo powierzchowny i wstępny. I na pewno nie jest to sądowy dowód winy. Dlatego zabrakło mi pytań od dziennikarzy sprawdzających, co wiemy na pewno, a czego jeszcze brak. Oczywiście, to wymagałoby pewnej refleksji, żeby nie powiedzieć: wiedzy. Weźmy inną głośną sprawę: oskarżenia wobec doktora Mirosława Garlickiego. Wystarczyło zapytać któregokolwiek kardiologa, by się dowiedzieć, jak bezsensowne stawiano mu zarzuty. Tworzenie w opinii publicznej obrazu lekarza mordercy – jak coś takiego w ogóle mogło się pojawić w mediach publicznych? Takie przekazy były instrumentalne wobec działań prokuratury.

Mówi Pan: prokuratura, wymiar sprawiedliwości. A my właśnie od ministra sprawiedliwości dowiadujemy się, że nawet na podsłuchiwanie dziennikarzy jest jakaś litera prawa.

W Polsce szwankuje nie tyle prawo, ile jego wykonanie. Praktyka organów stosujących prawo jest patologiczna. Gdy słyszę o skali podsłuchów, włos mi się jeży. Na podsłuch trzeba mieć zgodę sądu. Tylko że w normalnym, demokratycznym, cywilizowanym kraju jest ona wydawana wyjątkowo. Jeżeli zaś ktoś stosuje podsłuch wobec wysokich organów państwa, można mieć obawę, że służby specjalne przejmują władzę.

Renata Gluza

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.