Nieczyste zagranie. Lewandowski nie stracił, ale wręcz zyskał na konflikcie z trenerem
Robert Lewandowski, który najpierw odmówił przyjazdu na mecz, a potem zjawił się ze względu na pożegnanie Kamila Grosickiego, znalazł się nagle obok trenera. Nawet na siebie nie spojrzeli. Stali spięci. Konflikt zawisł w powietrzu (fot. Michał Meissner/PAP)
Zdaniem ekspertów od wizerunku Robert Lewandowski nie tylko nie stracił, ale wręcz zyskał na konflikcie z trenerem.
To była cisza przed burzą. Przed hymnem granym przed towarzyskim meczem reprezentacji Polski w piłce nożnej z Mołdawią kierownictwo ekipy poprosiło Roberta Lewandowskiego, aby zszedł z trybuny Stadionu Śląskiego w Chorzowie, gdzie rozdawał autografy, i stanął przy polskiej ławce rezerwowych. Tym sposobem Lewandowski, który najpierw odmówił przyjazdu na mecz, a potem zjawił się ze względu na pożegnanie kolegi – Kamila Grosickiego, znalazł się nagle obok trenera. Nawet na siebie nie spojrzeli. Stali spięci. Konflikt zawisł w powietrzu.
W późny niedzielny wieczór 8 czerwca, dwa dni przed meczem eliminacji mistrzostw świata z Finlandią, kiedy Portugalia walczyła z Hiszpanią w finale Ligi Narodów, pojawił się post Polskiego Związku Piłki Nożnej na platformie X od Michała Probierza. Informował, że Robert Lewandowski po 11 latach traci opaskę kapitana. Lewandowski chwilę później odpowiedział, że rezygnuje z gry w kadrze, dopóki trenerem pozostaje Probierz.
NIE ZNACZY KAPITAN
Stefan Szczepłek, dziennikarz „Rzeczpospolitej”, jeden z największych autorytetów w dziedzinie dziennikarstwa sportowego (m.in. laureat nagrody im. Bohdana Tomaszewskiego magazynu „Press”), uważa, że Lewandowski, mimo dobrego dla niego zakończenia całej afery, zachował się skandalicznie, rezygnując z gry w kadrze. Niezależnie od zaistniałych okoliczności. Jego zdaniem – nawet gdyby został skrzywdzony – jako kapitan nie powinien pierwszy schodzić z pokładu.
– Ogłosił, że nie przyjedzie na mecze, i zostawił drużynę. Nie powinien zasłaniać się zmęczeniem. Jak by nie było, to on jest kapitanem. Jeżeli on tak postępuje, to co mają pomyśleć inni – mówi Stefan Szczepłek w rozmowie z „Press”.
– Zbigniew Boniek, który po meczu i tragedii na trybunach Heysel w Brukseli w 1985 roku [zdobył Puchar Europy w barwach Juventusu Turyn, ale przed meczem doszło do zamieszek na trybunach, w których zginęło 39 osób – red.] nocą wsiadł do samolotu, żeby przylecieć na rozgrywane następnego dnia spotkanie reprezentacji Polski z Albanią w Tiranie. On miał prawo być zdruzgotany, ale nie mówił, że jest zmęczony. Tylko przyleciał, zagrał i strzelił zwycięskiego gola. I druga historia, o której mało kto dziś pamięta. Włodzimierz Lubański nie grał z powodu kontuzji pół roku, jednak przyjechał na decydujące spotkanie na Wembley z Anglią w 1973 roku. To był kapitan tamtej drużyny, jeszcze przed Kazimierzem Deyną. Samą obecnością wspierał drużynę. A Lewandowski, niezależnie od tego, w jakiej jest formie, to zawsze Lewandowski. Rezygnując z gry, zachował się słabo – stwierdza Stefan Szczepłek.
Jego zdaniem cała historia z przylotem na pożegnanie Kamila Grosickiego została wymyślona, bo Lewandowski nie tyle chciał, ile uznał, że musi, aby nie zawieść kibiców, a może głównie sponsorów. – Ale niezależnie od wszystkiego Michał Probierz zachował się nieelegancko, odbierając tak zasłużonemu zawodnikowi opaskę przez telefon. Mógł powiedzieć w oczy Lewandowskiemu, że go pozbawia funkcji kapitana. Nie umiał tego zrobić ani odpowiednio przygotować drużyny – dodaje.
– Reakcja Lewandowskiego na poniżenie związane z odebraniem w ten sposób opaski była spazmatyczna. Jednak wypowiedź Probierza, że jego decyzję wsparła rada drużyny, to dopiero kuriozum. Zaprotestowali, bo nie chcieli, żeby im te słowa wkładać w usta. Wszystko to świadczy o tym, co tam się działo. Jednak stwierdzenie pana Roberta, że nie będzie grać w reprezentacji, zdemobilizowało drużynę i to trzeba podkreślić – uważa Stefan Szczepłek.
Dariusz Wołowski z „Gazety Wyborczej”, który wydarzenia w polskim futbolu też śledzi czynnie od kilkudziesięciu lat, także ma spore wątpliwości co do postawy Lewandowskiego.
– Jako dziennikarz i kibic życzyłbym sobie, aby Robert Lewandowski złożył oświadczenie, że jest mu przykro, iż nie będzie kapitanem, ale to reprezentacja Polaków, a nie Probierza. I dlatego zostaje. Jeżeli już Probierz chciał zmieniać kapitana, powinien to zrobić po meczu, a nie przed nim. Stworzył atmosferę konfliktu. Pozbawienie opaski musiało być niezwykle rozczarowujące. Ale trzeba było się porozumieć – mówi Dariusz Wołowski „Press”. – Rezygnowanie z reprezentacji, bo została zabrana opaska – słabo to wypadło. Albo najważniejsza jest reprezentacja i gra dla kibiców, albo moje ego – dodaje.
– Reprezentacja jest lepsza z Lewandowskim. Jaka jest bez niego, pokazała w Helsinkach. Miało być niesamowite skupienie. Egzamin nie został zdany. Powrót Lewandowskiego to ciągle wzmocnienie. Ale oczywiście takiego, który chce grać, a nie obrażonego. Jest kapitanem od 11 lat. To nie walki kogutów, to nie służy reprezentacji – podsumowuje.
LEWANDOWSKI TO LEWANDOWSKI
Specjaliści od PR i marketingu mają inne spojrzenie. Ich zdaniem ktoś taki jak Lewandowski jest marką o wymiarze światowym, a takim postaciom wolno więcej niż innym.
Adam Miecznikowski, strategy & planning director w Change Serviceplan, uważa, że najsławniejszy polski sportowiec nie popełnił błędu, rezygnując z gry w reprezentacji. – Nie chciał pracować z Michałem Probierzem – dziś trenera już nie ma, a on sam, jeśli tylko zechce, może wrócić. Jego wizerunek na pewno nie ucierpiał, można wręcz powiedzieć, że został wzmocniony – stwierdza Miecznikowski.
Kibice niemal jednoznacznie opowiedzieli się po stronie Lewandowskiego (fot. Leszek Szymański/PAP)
Zdaniem eksperta Lewandowski miał pełne prawo zrezygnować i trudno oczekiwać, by trwał w nieprzyjaznym środowisku, wbrew sobie. Dbanie o siebie, o dobrostan i wspierające otoczenie jest dziś równie ważne jak lojalność. Nie musi grać w reprezentacji – może się realizować na wielu innych polach.
Miecznikowski zauważa, że komunikacyjnie mogło to wyglądać lepiej. Lewandowski, ogłaszając decyzję o rezygnacji z gry w kadrze, powinien mocniej zaznaczyć, że zależy mu na kibicach, a orzełek i flaga biało-czerwona są ważniejsze niż osobiste ambicje. Jednak, choć niektórym decyzja i sposób jej przekazania mogły się nie spodobać, to trzeba Lewandowskiego zrozumieć – skoro nie chciał funkcjonować w środowisku reprezentacji, miał do tego prawo.
– Finalnie wyszło na jego. Jestem przekonany, że gdyby Probierz pozostał na stanowisku, Lewandowski nie rozważałby powrotu. W sporcie – jak i w życiu – liczy się konsekwencja. Gdyby wrócił mimo braku zmian, podważyłby własne słowa. Teraz jednak sytuacja się zmieniła. To nowe rozdanie. Ma wszystkie karty w ręku. Nie wiem, czy zdecyduje się wrócić, to oznaczałoby powrót do ciągłej presji, do nieustannego podważania jego pozycji. Król strzelców w zagranicznych ligach, a w kadrze wiecznie poniżej oczekiwań. Postanowił się od tego uwolnić. Ale jeśli tylko będzie chciał, wróci. Jedno jest pewne: jego wizerunek na tej decyzji nie ucierpiał – uważa Adam Miecznikowski.
Anna Gołębicka, ekonomistka, strateżka komunikacji i zarządzania, także uważa, że Lewandowski wizerunkowo nie stracił. – Ma zbyt silną markę, o wymiarze światowym, by nawet tego rodzaju kryzys miał zniszczyć budowany od lat wizerunek. Lewandowski to Lewandowski. Jego zachowanie, sprzeciwiające się złemu traktowaniu, tak opowiedziane światu to dowód siły, a nie słabości. Wręcz imponujące, bo pokazujące, że warto walczyć o swoje i nie dać się poniżać. Do szerokiej opinii publicznej przebiła się informacja, że ni z tego, ni z owego selekcjoner pozbawił go kapitańskiej opaski. Nawet do końca nie wiedział dlaczego. A on sprzeciwił się arogancji władzy, której powiedział: Nie – mówi „Press”. – Jeżeli część kibiców miała pretensje do Lewandowskiego, że nie chciał przyjechać na ważny mecz, to jest to drugoplanowa narracja. Do opinii publicznej przebił się przekaz, że selekcjoner wyrzucił Lewandowskiego.
Anna Gołębicka uważa, że winni skali konfliktu są Probierz i mająca (w założeniu) czuwać nad wszystkim organizacja. To PZPN nie umiał sprawy przypilnować pod względem komunikacyjnym.
***
To tylko fragment tekstu Macieja Webera. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”. Przeczytaj go w całości w magazynie.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy "Press": Wróbel, Solorz i dzieci, Michał Broniatowski i twórca Vectry
Maciej Weber











