Dział: PRASA

Dodano: Listopad 27, 2013

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

„Selekcja” to słowo-klucz dla fotografii prasowej

fot. Piotr Król

Problem nadmiaru zdjęć i nadprodukcji fotografii prasowej powoduje, że nie dostrzegamy tej naprawdę dobrej. Fotoreporterzy i agencje sprzedające ich zdjęcia powinni pamiętać o selekcji – do takiego wniosku doszli uczestnicy debaty pt. „Fotoreporter, czyli świadek historii”.

Wtorkowa premiera albumu „303 zdjęcia, które musisz znać” była okazją do zastanowienia się, jak dotrzeć dziś z dobrą fotografią prasową do odbiorcy. Album to wspólne dzieło „Press” oraz agencji East News, Forum i Reporter. To pierwsza publikacja, w której uczestniczyły konkurujące ze sobą agencje fotograficzne. Album prezentuje zdjęcia 168 fotografów, w tym także laureatów konkursu Grand Press Photo. Opowiada historię ostatnich 25 lat Polski poprzez fotografię prasową. „303 zdjęcia, które musisz znać” nie jest wydawnictwem komercyjnym; publikacja nie trafi do sprzedaży, lecz będzie rozsyłana do osób, redakcji, firm i instytucji, które mogą pomóc w promowaniu fotografii prasowej. Mecenasem wydania jest PGNiG SA.
We wtorek w Muzeum Gazownictwa w Warszawie miesięcznik „Press” zorganizował premierę albumu, której towarzyszyła wystawa 50 wybranych z albumu fotografii oraz debata pt. „Fotoreporter, czyli świadek historii” - z udziałem Jacka Domińskiego, Wojciecha Łaskiego, Piotra Małeckiego, Chrisa Niedenthala, Jana Wróbla, Krzysztofa Wójcika. Dyskutanci starali się nie powtarzać ciągłych narzekań na trudną sytuację na rynku fotografii prasowej, lecz zwracali uwagę na problemy, przed jakimi stacje dziś zarówno sam fotograf, jak i agencja sprzedająca zdjęcia. A także – odbiorca, zasypywany ogromem nie zawsze dobrej fotografii. Oto najciekawsze głosy z debaty:

 Jacek Domiński: Zdjęć jest bardzo dużo i będzie ich w agencjach coraz więcej, bo, wiadomo: cyfra wszystko wytrzyma, a fotografowie nie selekcjonują tak bardzo, jakbyśmy chcieli. Oczywiście, zazwyczaj wiadomo, które zdjęcie jest dobre, a które nie, lecz my w agencjach potrzebujemy też takiej fotografii, która po prostu będzie „żarła” - czyli nie zawsze wybieramy te najlepsze, dajemy trochę więcej. Nigdy nie wiadomo, co fotoedytorowi przyjdzie do głowy i które zdjęcie weźmie.

Piotr Małecki: Często jest tak, że dane zdjęcie kompletnie inaczej funkcjonuje w różnych kontekstach. Weźmy głośne ostatnio zdjęcie uśmiechającego się Donalda Tuska z Putinem w Smoleńsku: zostało podpisane, że to „ten moment” po katastrofie. Poprzez zmianę kontekstu fotografia stała się zdjęciem propagandowym. I tak jest często: każde nasze zdjęcie zmienia swój przekaz, jeśli zostanie źle podpisane. Fotograf zupełnie nie ma na to wpływu. Często nasze fotografie są niewłaściwie wykorzystywane przez prasę; często służą do tego, żeby po prostu napompować historię.

Chris Niedenthal: Fotografujemy instynktownie, wybierając najlepsze ujęcia – lecz znaczenie tej fotografii ostatecznie nadaje ktoś inny i w innym momencie. Tak więc my dokumentujemy wydarzenie jak potrafimy najlepiej, a reszta nie jest w naszych rękach.

Wojciech Łaski: Mówi się, że my, fotografowie, robimy zdjęcia, by zarobić. Oczywiście. Ale zdarzają się momenty, kiedy można powiedzieć: tego zdjęcia nie dam, bo może zrobić komuś krzywdę. Pamiętam taką sytuację z Gdańska z lat 80. Pracowało nas tam trzech fotoreporterów: z agencji Sigma, Gama i Sipa. Każdy z nas sfotografował Lecha Wałęsę podczas rozdawania  prezentów gwiazdkowych: stał z karabinem M-16 z plastiku na tle zdjęcia papieża. Zdjęcia się udały, ale zaczęliśmy się zastawiać: gdybyśmy wtedy jej upublicznili, zrobilibyśmy krzywdę temu człowieku. Ustaliliśmy więc – trzy agencje - że tego zdjęcia nie damy. Jest bowiem jakieś morale u fotografów: jeśli widzimy, że możemy komuś zrobić krzywdę, możemy zastopować upublicznienie takiego zdjęcia. To przykre, ale prawdziwe: często fotografie prasowe są wykorzystywane przeciwko komuś, wystarczy dać odpowiedni podpis.

Piotr Małecki: Mamy problem nadmiaru i nadprodukcji fotografii. Dobre rzeczy giną w tym bagnie, którym jesteśmy wszyscy zawalani. Brak selekcji jest problemem – wszyscy jesteśmy temu winni. Nadprodukcja - to jest tragedia. Selekcja - to dziś wielkie słowo. Niedocenione.

Jan Wróbel: Obie profesje, które reprezentuję – historyk i dziennikarz – mają ten sam problem: niesłychanej masy źródeł i informacji. Historyk, który zajmie się rozbiorami Polski, może w cztery tygodnie wszystkie źródła przeczytać. A gdybyśmy chcieli dziś opisać np. temat katastrofy smoleńskiej, już teraz nie wyobrażamy sobie, by jeden historyk mógł się przegryźć przez wszystkie źródła - a to są raptem trzy lata. Co dopiero, gdyby historyk za 30 lat chciał się zająć katastrofą smoleńską i przegryźć się przez wszystkie źródła. Już jest po nim! Umrze, zanim dojdzie do jakiegokolwiek poziomu, kiedy może wydać opinię. To samo jest z prasą i fotografią. Nie można wlać dobrego wina w stare bukłaki; trzeba wymyślić coś innego niż agencje, które mają miliony niepotrzebnych im zdjęć, tak samo jak trzeba wymyślić coś innego niż gazety, które są jeszcze piękniejsze niż opera - i podzielą wkrótce los opery. Świat polegający na tym, że są dobre zdjęcia, dobrzy fotografowie, dobre agencje i dobre gazety, które drukują dobre zdjęcia – ten świat już nie istnieje. Świat fotografii prasowej nie ginie – ludzie chcą oglądać rzeczywistość przetworzoną w ciekawy sposób – ale nie będą jej oglądali za pośrednictwem tego, co dotychczas było.

 

Fotorelacja z premiery albumu „303 zdjęcia, które musisz znać”

 

Współorganizatorem premiery albumu w Muzeum Gazownictwa było Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo SA

 

(27.11.2013)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.