Konkursy do rad nadzorczych mediów publicznych okazują się fikcją
Z powodu targów politycznych Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wciąż nie wybrała członków rad nadzorczych głównych mediów publicznych. Zdaniem obserwatorów rynku to pokazuje, że Krajowej Radzie nie uda się odpolitycznić mediów publicznych.
– Sprawdza się wersja z najczarniejszego snu – komentuje medioznawca Wiesław Godzic. – Od początku nie wierzyłem, że Krajowej Radzie uda się odpolitycznić media, ale nie sądziłem, że partyjne partykularyzmy dadzą o sobie znać tak szybko. To jest zmora TVP: nic się tam nie zmieni, dopóki rządzić będzie zasada przepychania do władz "swoich" ludzi – dodaje. Przesłuchania kandydatów do rady nadzorczej TVP zakończyły się 10 grudnia, Polskiego Radia – 15 grudnia. Skład nowej rady nadzorczej TVP mieliśmy poznać przed świętami. Zostanie wybrana dopiero w przyszłym roku. – Musimy wyłonić pięć osób, które zaakceptuje co najmniej czterech z pięciu członków Krajowej Rady – tłumaczy zwłokę członek KRRiT Krzysztof Luft. Jak informowała m.in. "Gazeta Wyborcza", chodzi o to, że PO nie może się dogadać z żądającym za wiele SLD. – O kandydatach rozmawiamy między sobą, nie będziemy tego robić za pośrednictwem mediów. Ja biorę pod uwagę to, jak kto wypadł w konkursie – stwierdza Luft. – Jeśli prawdą jest, że przeszkodę stanowi dyskusja na temat parytetów politycznych, to znaczy, że nowy mechanizm się nie sprawdza, bo działa dokładnie tak jak poprzedni – ocenia Andrzej Zarębski, ekspert ds. mediów i były członek KRRiT. Jego zdaniem wyjściem z impasu byłoby merytoryczne porozumienie w ramach Krajowej Rady. – Inaczej rekomendacje wyższych uczelni (one zgłaszały kandydatów do rad nadzorczych – przyp. red.) okazałyby się wtórne wobec politycznych afiliacji kandydatów, a to byłoby bez sensu – dodaje Zarębski. Polityczny finał konkursu przewiduje Wiesław Godzic: – Pewnie będzie jakiś tajny pakt z lewicą, w zamian za stołki w regionach. – Gdyby skład rady nadzorczej rzeczywiście był przedmiotem politycznego handlu, te same zasady przełożą się na wybór zarządu i obsadzanie kluczowych stanowisk w telewizji – dodaje Zarębski. Nie wszyscy przesłuchani kandydaci czekają na decyzję Krajowej Rady. Wojciech Dziomdziora – były członek KRRiT, zgłoszony zarówno do rady nadzorczej TVP, jak i Polskiego Radia, a przesłuchany w tym drugim konkursie – już zrezygnował. – Minister kultury wybrał mnie na arbitra komisji praw autorskich, a to wyklucza zasiadanie w radzie nadzorczej – wyjaśnia Dziomdziora. – Stanąłem do konkursu, wierząc, że zadecydują względy merytoryczne. Wybory Krajowej Rady wciąż są naznaczone politycznie. To, że kandydatów do rad nadzorczych zgłaszają wyższe uczelnie, to tylko dodatkowa procedura, bo w końcu i tak decyduje KRRiT. Sądzę jednak, że przewodniczący Krajowej Rady zachowa autonomię niezależnie od wypowiedzi byłych członków KRRiT – dodaje. Nawiązuje do tego, co w poniedziałek Włodzimierz Czarzasty powiedział w "Gorącym temacie" w TVP 2: jeśli KRRiT się nie dogada, "to w historii Rady są przewodniczący, którzy rezygnowali z funkcji". – Emisja tej rozmowy jest najlepszym dowodem, że faktycznie istnieje środowisko towarzysko-polityczne mające aspiracje do kierowania mediami publicznymi. Natomiast to, co Włodzimierz Czarzasty powiedział, było próbą wywarcia nacisku na przewodniczącego organu konstytucyjnego – komentuje Luft.(RUT, 30.12.2010)










