Dział: PRASA

Dodano: Marzec 25, 2015

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Michał M. Lisiecki: "Moje jednorazowe spotkanie z ABW oceniam jako bezsensowne i bezwartościowe"

Michał M. Lisiecki, prezes spółki Polskie Media PMPG SA, po raz kolejny odniósł się do spotkania z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego i udostępniania jej tygodnika "Wprost" zanim trafił on do czytelników.

Jak już informowaliśmy w "Presserwisie" i na Press.pl dziennikarze tygodnika "Wprost" dotarli do dokumentu, z którego wynika, że funkcjonariusz ABW otrzymał w lipcu 2014 teksty tygodnika o aferze taśmowej przed ich publikacją. Zdaniem redakcji tygodnika "treść tej notki podaje w wątpliwość wspólną linię redakcji i wydawnictwa dotyczącą tamtych, wstrząsających dla wszystkich dni". Po wybuchu tzw. afery taśmowej Michał M. Lisiecki jako wydawca "Wprost" spotkał się też z ABW, czego dziś żałuje, o czym pisze w swoim oświadczeniu. Oto jego treść:

W czasie afery taśmowej nikt nie potrafił oszacować rozsądnie jej skutków. Mogła ona grozić całkowitą destabilizacją państwa - bez względu na to, kto był w danym momencie u władzy. Z kręgu podejrzeń o bycie przedstawicielem jakiejś grupy (w szczególności obcego wywiadu), która chce dokonać destabilizacji kraju, nie był wyłączony ani redaktor naczelny Sylwester Latkowski, ani nikt z kluczowych współpracowników, ani ja jako wydawca. Oskarżenia ze strony skompromitowanych na taśmach polityków oraz bezradnych i zaskoczonych sytuacją służb padały w każdym możliwym kierunku.

W kontekście ogólnej agresywnej postawy Rosjan wobec Polski, której dzisiejsza eskalacja jest faktem, scenariusz destabilizacji sceny politycznej budził mój głęboki niepokój. Uważałem jednak i nadal uważam, że mimo iż samo nagrywanie kogokolwiek jest procederem nagannym i nielegalnym, to nie dziennikarze tygodnika WPROST byli od tego, aby rozstrzygać, kto i w jaki sposób dokonał tych nielegalnych nagrań. Upublicznienie nagrań w trybie natychmiastowym było działaniem w interesie publicznym, który dla mediów zawsze powinien być nadrzędny.

Jednak publikacja nagrań nie spowodowała praktycznie żadnych konsekwencji wobec osób nagranych, za to zdestabilizowała całkowicie funkcjonowanie wydawnictwa – czego fragment tylko wszyscy mogliśmy oglądać w relacji na żywo dzięki wsparciu wielu mediów w czasie kompromitującej akcji prokuratury i ABW w siedzibie WPROST. Redakcja pracująca po tej akcji w konspiracji i bojąca się o własne bezpieczeństwo, dział IT zabezpieczający serwery wydawnictwa przed notorycznymi włamaniami, dystrybucja walcząca z kradzieżami gazety z druku i spedycji, publikacje w „Rzeczpospolitej” wyprzedzające wydania tygodnika (na podstawie wydania wyciągniętego bezprawnie ze spółki zależnej e-Gazety.pl), stałe zagrożenie kolejną wizytą ABW i obawą o aresztowania dziennikarzy – to nie są normalne warunki funkcjonowania jakiekolwiek redakcji, wydawnictwa czy firmy w Polsce Anno Domini 2014.

Dlatego po publicznym apelu premiera Donalda Tuska podjąłem w tamtym czasie szereg rozmów z najważniejszymi i najbardziej doświadczonymi, w mojej ocenie, osobami w państwie, które ostatecznie doprowadziły do mojego spotkania z agencją odpowiadającą za bezpieczeństwo oraz do decyzji, iż umożliwię Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego -  obserwując jej bezradność i nieudolność w wielu działaniach – dostęp nie do artykułów, jak nieprecyzyjnie podają media, ale do plików z pełnymi wydaniami gazety już po rozpoczęciu ich druku (czyli w momencie, kiedy w treść nie można już w żaden sposób ingerować). Innymi słowy, umożliwiłem ABW dostęp do tygodnika w tym samym momencie, w którym uzyskują go systemy dystrybucji prasy cyfrowej, czyli de facto podmioty zewnętrzne zajmujące się dystrybucją tygodnika i osoby spoza redakcji. Moim celem było przywrócenie normalnego trybu pracy redakcji, jej bezpieczeństwa oraz zapobieżenie kolejnym wkroczeniom ABW do siedziby tygodnika, co mogłoby uniemożliwić normalne wydawanie gazety i kolejne publikacje leżące w interesie społecznym.

Jednocześnie, wobec zewnętrznego zagrożenia, jakim mogła być manipulacja przez służby obcego państwa, z mojego punktu widzenia priorytetem było bezpieczeństwo Polski. Nawet za cenę bycia pomówionym po czasie przez własny zespół o złą wolę czy brak solidarności. Myślę, że w krytycznych momentach dałem dowód tego, że jest zupełnie inaczej – a redakcja WPROST wielokrotnie stawała na wysokości zadania. Z postawy wszystkich dziennikarzy i redakcji WPROST wobec  „afery taśmowej” jestem wyłącznie dumny. Dzisiejsza zmiana kierownictwa została podyktowana wyłącznie czynnikami ekonomicznymi i wskaźnikami sprzedaży tygodnika i napiętnowaniem spółki przez wiele instytucji na każdym polu jej działalności. Jako wydawca, jestem odpowiedzialny za całą spółkę i grupę kapitałową, za pracę i płacę ponad 150 osób i to jest dzisiaj dla mnie sprawa kluczowa.

Niezależnie od powyższego wyjaśnienia i mojej ówczesnej oceny sytuacji, z perspektywy czasu mogę podsumować tamto wydarzenie krótko: moje jednorazowe spotkanie z ABW oceniam jako bezsensowne i bezwartościowe.

Część zespołu "Wprost" szykuje się do odejścia.

 

(25.03.2015)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.