Wydanie: PRESS 04/2007

Ranking

Zacznę od deklaracji: ze wszystkich mediów najbardziej kręcą mnie te drukowane. Tutaj jest najwięcej silnych osobowości – takich z ugruntowanym światopoglądem i indywidualną tożsamością. Weźmy chociażby Ewę Siedlecką z „Gazety Wyborczej” – bodaj jedyną dziennikarkę w Polsce, która naprawdę rozumie znaczenie pojęcia „sprawiedliwość”, a prawa człowieka traktuje tak, jak się je traktować powinno, czyli pryncypialnie. Ten sam pryncypializm widzę i cenię u Adama Wajraka – tyle że w dziedzinie ekologii. W ogóle lubię dziennikarstwo zaangażowane, w którym o coś chodzi. Takie jak w wydaniu Adama Leszczyńskiego i Maćka Kuźmicza. Ten ostatni imponuje mi zwłaszcza ze względu na wprowadzenie do polskiego dziennikarstwa nowego gatunku – reportażu gospodarczego, którego wcześniej nie czytywałem. Jeśli chodzi o publicystykę polityczną, „Wyborcza” potwierdza moje głębokie przeświadczenie, że zawód dziennikarski nie sprzyja poważnym analizom. Najciekawsze artykuły w „Opiniach” piszą głównie wykładowcy uniwersyteccy. Chciałbym kiedyś doszlusować do poziomu Janusza A. Majcherka, Wojciecha Sadurskiego albo Magdaleny Środy, ale coś mi się zdaje, że do takiego wywijania ideami politycznymi naprawdę nie od rzeczy jest posiadać habilitację z filozofii… Zastanawiam się, jakież to indywidualności promuje teraz świetna niegdyś „Rzeczpospolita”. Nikt mi nie przychodzi do głowy. Andrzej Stankiewicz nawiał do „Newsweeka”, Jan Ordyński do „Przeglądu”, Anna Marszałek do „Dziennika”. Dewaluacja tytułu trwa, aż przykro patrzeć na rozpaczliwy zjazd poziomu uprawianego tutaj dziennikarstwa. Ciekawi mnie, czy skarb państwa, który się tak wesolutko w zarządzie wydawnictwa rozpycha, zacznie za moment dotować to więdnące pismo. W końcu spadek sprzedaży jest faktem. Próbuję czytać „Dziennik”, ale mi nie wychodzi. Większość artykułów wydaje się albo wtórna, albo płytka, albo pisana pod jakąś z góry założoną tezę. Nie widzę też żadnych gwiazd, które miałyby się tu narodzić, podobnie jak niespecjalnie dostrzegam popisy mistrzowskie tych, które do „Dziennika” trafiły z innych galaktyk. Dostrzegam jedynie obsesję na punkcie Adama Michnika i rozpaczliwą potrzebę odróżnienia się od „Wyborczej”, choćby bez sensu i na siłę. Naprawdę ciekawie jest za to w tygodnikach, gdzie zdecydowanym liderem pozostaje dla mnie „Polityka”. Żadne pismo lepiej nie pokazuje przełożenia politycznych decyzji na życie społeczne. Nigdy nie zapomnę artykułu Edyty Gietki o „becikowych” dzieciach. Z kolei wnikliwość Martyny Bundy zawsze mnie zawstydza. Zastanawiam się, jak długo ona robi research do swoich artykułów (pewno dłużej niż mój łączny tygodniowy czas spędzony na antenie). Uwielbiam portrety polityczne Bianki Mikołajewskiej i imponuje mi styl Joanny Solskiej, bo tuzem w kwestiach gospodarczych nie jestem, a jednak kiedy czytam jej teksty, to nie tylko rozumiem, ale jeszcze dobrze się przy tym bawię. „Przekrój” jako pismo jest dla mnie kompletnie niezrozumiały, bałaganiarski i chwilami niebezpiecznie tabloidowy, ale przedziwnym trafem zebrała się tutaj ekipa świetnych dziennikarzy. Zawsze czytam wywiady Piotra Najsztuba oraz felietony Wojciecha Mazowieckiego i Wawrzyńca Smoczyńskiego. Za to potencjał Marcela Andina Veleza i Bartka Chacińskiego wciąż wydaje mi się niewykorzystany. No, a poza tym to zestaw lewaka-przedszkolaka, czyli „Le Monde Diplomatique”, „Bez dogmatu”, „Czas Kultury” oraz „Krytyka Polityczna”. Ta ostatnia także w wersji internetowej, bo tam jest więcej aktualności oraz przekomiczne, inteligentne i złośliwe „przeglądy tygodnia” Krzysztofa Tomasika. Poza ulubionymi tytułami mam też zestaw ulubionych autorów, których tekstów szukam wszędzie, gdzie się da. I tak na przykład nieodmiennie fascynuje mnie eseistyka Joanny Tokarskiej-Bakir, staram się nie przeoczyć niczego, co napisze Monika Płatek, podobnie jest z Kingą Dunin, Agnieszką Graff i Bożeną Umińską. W ich przypadku znowu potwierdza się moja robocza teza, że najwięcej do powiedzenia mają ci, których związki z dziennikarstwem są przypadkowe i mają charakter przejściowy. I to właściwie byłoby na tyle. A radio, telewizja? Nie słucham i nie oglądam. Publiczne media budzą we mnie mdłości swoim politycznym serwilizmem. Polsatowskie „Wydarzenia” nawet po liftingu pozostają przaśne. A TVN 24? Hm… Jakiś czas temu na chwilę przerzuciłem się na BBC World i CNN i tak już zostało. Nie mogę dokonać rekonwersji na polską stację informacyjną. Wiem, że tamci mają więcej pieniędzy, ale co z tego? Po tygodniu oglądania CNN wiedziałem, dlaczego Becky Anderson jest lepsza niż Fionnuala Sweeney, po pięciu dniach spędzonych z BBC World miałem już swojego ulubionego prowadzącego – Mike’a Embleya. Wcześniej przez rok, dzień w dzień, oglądałem TVN 24 i osiągnąłem tyle, że wszystkie twarze zlały mi się w jedną. Czasem ustrojoną w blond perukę, a czasem źle oświetloną. I to byłoby tyle, jeśli chodzi o indywidualności dziennikarskie tej stacji. Jeśli kogoś równie mocno jak mnie drażni nijakość, pozostaje mu dzisiaj tylko prasa. Jakub Janiszewski jest dziennikarzem radia Tok FM

...

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.