Wydanie: PRESS 03/2007

Ranking Porady

Prasę rozkładam na stole bardzo wcześnie, już o 4 rano. O tej porze świat wygląda nieco inaczej, staram się, by nie umknęła mi żadna historia, ale strony przewracam i tak senny. W newsach na ogół wyróżniam „Dziennik”, doceniając pracę silnej drużyny reporterów śledczych. Zapamiętuję treść, ale nie pamiętam nazwisk dziennikarzy, tak jakby pisał wielogłowy Lewiatan. Odwrotnie w „Gazecie Wyborczej”. Nazwisko autora sprawdzam na początku, zwłaszcza w reportażach zagranicznych. Choćbym miał wejście za niecałą minutę, zawsze zdążę dorwać się do kawałka korespondencji Wojciecha Jagielskiego z Kaukazu lub Wacława Radziwinowicza z Rosji. Niestety, tematy ekskluzywne pojawiają się w „Wyborczej” za rzadko, ale z drugiej strony, dobrze, że „łowcy skór” czy „seksafera” nie zdarzają się co tydzień. Lubię czytać o muzyce, a tę trudno recenzować. Sądziłem, że „Wyborczej” nie uda się zapełnić luki po Robercie Leszczyńskim, ale Robert Sankowski podołał. Jeśli ktoś pisze o hip-hopie – którego nie cierpię – a mimo wszystko czytam tekst, to chyba jest to dowód siły błyskotliwego pióra. Gdyby pozostać przy muzyce i dziennikach, nasuwa się porównanie: „Dziennik” łączy ostry punk i Rammstein z wyrafinowanym chłodem Kraftwerk, a „GW” przypomina Bobby’ego McFerrina – uznanego, chociaż trochę zapomnianego jazzmana, którego większość kojarzy z „Don’t Worry, Be Happy” z 1988 roku. Ale ten przebój teraz już świata nie podbije... Na tym tle „Rzeczpospolita” jawi się jak Queen – wszyscy znają, choć nie wszyscy lubią. Ja lubię komentarze – zawsze zaglądam na drugą stronę, podobnie jak w „GW”, lustrując nazwiska: Janke, Lisicki, Czaczkowska, Semka. Erudycja i ironia, czasem także niepotrzebne zacietrzewienie. To ostatnie czuję w nadmiarze w „Trybunie”. Ma być lekko i ironicznie, a jest ciężko i złośliwie. No i to fatalne opakowanie. Czytelnicy, patrząc na szatę, muszą wierzyć w piękno ukryte tego tytułu. Z tygodników triada: „Newsweek Polska”, „Polityka” i „Wprost”. Zawsze przeglądam strony kulturalne. Nie wiem, ile zarabia Jerzy A. Rzewuski, ale w USA jeździłby ferrari (może i tu jeździ, nie wnikam). Za oceanem tacy autorzy dysponują wielką władzą: nierzadko decydują, czy sztuka lub koncert okażą się hitem, czy polegną. Na drugim końcu sytuuję teksty Tadeusza Sobolewskiego. Są trochę jak łacina w szkole: ważne, ale czasem nudne. Najtrudniej złapać istotę filmu w kilku zdaniach, nie zniżając się do streszczenia pierwszych 15 minut, jak na okładkach DVD. Rada: uczyć się od Konrada J. Zarębskiego z jego „Alfabetu filmowego” publikowanego w „Gazecie Telewizyjnej”. Wielu dzieł, które opisuje, nie widziałem i pewnie życia nie starczy, żeby zobaczyć, ale mam o nich pojęcie po zaledwie 15 słowach. Lekturą obowiązkową jest dla mnie „Forum”, gdzie np. teksty o sytuacji gospodarczej w Togo chłonie się jak „Psy wojny” Forsytha. Wychowałem się na radiowej Trójce, której teraz słucham przez sentyment, a czasem nawet z zainteresowaniem. Szczególnie publicystyki i audycji z udziałem słuchaczy, zwłaszcza gdy prowadzi Jerzy Sosnowski. Mniejszą wagę przykładam do serwisów. Gdy jestem w podróży i szukam informacji, wybieram szybki RMF FM, choć minęło kilka lat, zanim przekonałem się do ich sposobu przekazywania informacji. Jako były aktor dużą wagę przywiązuję nie tylko do treści, ale i formy. Nie cierpię zaśpiewu i góralszczyzny w eterze (poza Radiem Alex w Zakopanem, które kiedyś nadawało serwisy w gwarze) i zapowiadania piosenki jak meczu bokserskiego, z charakterystycznym przeciąganiem nazwiska zawodnika. Częściej jednak niż RMF FM słucham Zetki, ale naprawdę mądrych komentarzy oczekuję po radiowej Jedynce. O poranku poraża mnie Radio Maryja. W okolicach 4 rano jest tam twór o nazwie „Przegląd prasy polskiej”. Zazwyczaj wszystkie informacje pochodzą z „Naszego Dziennika”! Całość uzupełnia lektor, który dramatycznym głosem czyta o płynącym zewsząd zagrożeniu. Na szczęście lektura „Gościa Niedzielnego” utwierdza mnie w przekonaniu, że prasa katolicka ma się dobrze. Emanuje spokojem, wiedzą i zdrowym rozsądkiem. W telewizji oglądam prawie wszystkie programy informacyjne i przełączając na „Kurier TVP 3”, przeżywam nieustające déja` vu. Gdzie ja już dziś widziałem taki kadr? W TVP nie mam szansy przyzwyczaić się do programów i prowadzących, bo i dziennikarze, i pory emisji zmieniają się jak w kalejdoskopie. Jarosław Kulczycki idzie z „Panoramy” do Polsatu, Krzysztof Ziemiec z „Wiadomości” do „Panoramy”, Marcin Leśkiewicz z „Panoramy” do „Wiadomości”. I jeszcze te koszmarne prezenterskie zapowiedzi programów, które „mamy nadzieję, sprawią, że wybiorą państwo właśnie naszą stację”. Gdybym był telewizyjnym policjantem, za „zostańcie państwo z nami” dałbym mandat. Autor jest dziennikarzem TVN 24

...

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.