Wydanie: PRESS 11/2006

Obywatel paparazzi

Butelka piwa, a obok uśpiony piesek przykryty czapeczką z napisem „DEKRA” – nazwą instytucji dopuszczającej w Niemczech pojazdy kołowe do ruchu. Wóz strażacki, który stanął w płomieniach tuż po pomyślnie zakończonych ćwiczeniach. Zmieniająca garderobę znana aktorka. Polski samochód w przygotowanym do ułożenia rur rowie na odcinku robót drogowych niemieckiej autostrady. I podpis: „Sekunda snu za kierownicą, pięcioosobowej rodzinie z Polski na szczęście nic się nie stało”. Z komórką do toalety 500 euro za zdjęcie opublikowane w wydaniu krajowym, w regionalnym – tylko 100. Tyle oferuje czytelnikom „Bild-Zeitung”. Wystarczy wysłać do redakcji MMS-a. Dziennik o nakładzie prawie 4 mln egzemplarzy zaapelował do czytelników o zdjęcia w dniu rozpoczęcia piłkarskich mistrzostw świata – 9 czerwca br. Społeczeństwo zelektryzowały nagłówki poparte pierwszymi zwariowanymi zdjęciami i wysokie honorarium. 500 euro to sporo w kraju, gdzie według najnowszych danych 6 mln obywateli żyje na skraju minimum socjalnego. Według szacunków ponad milion obywateli zaczęło fotografować telefonami z zamiarem uzupełnienia domowego budżetu, tyle samo robiło zdjęcia „just for fun”. Zdjęcia VIP-ów, wypadków i zabawnych sytuacji życiowych zaczęły ukazywać się w druku oraz w wydaniach online gazety. A „Bild” tłustym drukiem oznajmiał: „Kamera naszych reporterów widzi wszystko: śpiących za biurkiem urzędników, ludzkie dramaty, wypadki – nic nie umknie przed błyskiem komórki naszych czujnych czytelników”. Polowanie na dobre ujęcia trwa. Amatorzy zaglądają we wszystkie kąty, wypatrują przez lornetki kogoś znanego z telewizji lub okładek ilustrowanych pism. Już niemal nikt nie wchodzi do toalety bez komórki ustawionej na zrobienie zdjęcia. Szczególnie ulubionymi obiektami polowań są policjanci: jeden sika przy autostradzie, drugi powoduje wypadek, jeszcze inny tankuje samochód służbowy benzyną zamiast olejem napędowym, kolejny jedzie motocyklem z pasażerem bez kasku itd. Od pięciu miesięcy redakcja „Bilda” odbiera 1,2 tys. fotografii dziennie. Niektóre umieszczane są nawet na pierwszej stronie, inne tylko w mutacjach lokalnych. Pod zdjęciem jest zawsze krótki tekst informujący, gdzie i w jakiej sytuacji powstało oraz kto je zrobił (czasami z wizerunkiem autora). Mutanci w fast foodzie Żeby zarobić 500 euro, profesjonalny fotoreporter niemieckiej gazety musi się dobrze napracować, toteż środowisko dziennikarskie nie szczędzi słów krytyki. – To kolejna próba drukowanych mediów, aby przyciągnąć czytelnika – komentuje fotograf tygodnika „Der Spiegel” Claus-Dieter Schmidt. Zastanawia się, jak koledzy z „Bilda” chronią się przed fałszowaniem zdjęć. Dziwi go też, że gazeta decyduje się na płacenie amatorom tak wysokiego honorarium. – Myślę, że zawodowcy zaczną domagać się wyższych honorariów – przewiduje. Nie obawia się za to, że redakcje wpadną na pomysł, by amatorskimi zdjęciami ilustrować reportaże albo sylwetki. – Z drugiej strony, jeśli na miejscu zdarzenia tej miary co zabójstwo prezydenta Kennedy’ego znalazłby się amator z aparatem, jak wtedy Abraham Zapruder, „Der Spiegel” byłby gotów kupić jego zdjęcia, oczywiście po dokładnym sprawdzeniu ich autentyczności – informuje. Bardziej dosadny jest Hans-Richard Edinger, redaktor działu fotograficznego „Berliner Zeitung”. – Estetyka fotograficzna umiera. Niech żyje fast food w „Bildzie”! – ironizuje. – Jeszcze niedawno ci pseudopaparazzi na ulicach obrażali mnie i innych zawodowych fotoreporterów określeniem „Lady Di Killers”. Dziś sami są uzbrojonymi w komórki mutantami „Big Brother” – nie kryje irytacji. Gwarancję profesjonalizmu widzi w magazynach takich jak „National Geographic” i poważnych dziennikach. Możliwość, że jego zdjęcie ukaże się obok amatorskiego gniota, kwituje: – Są ludzie, którzy najlepszy stek oblewają keczupem czy majonezem. Kucharz, widząc to, rozpłacze się, ale wie, że sam swoją robotę wykonał dobrze. Przed skutkami fotograficznego szaleństwa przestrzegają też goście szanowanych programów radiowych i telewizyjnych oraz autorzy rubryk w poważnych dziennikach. 5 września br. w programie „Frontal 21” w telewizji ZDF szef berlińskiej policji Dieter Glietsch oświadczył: – To jest niezdrowe szukanie sensacji. Szkodzi nie tylko zawodowi dziennikarza, ale też przeszkadza służbom niosącym pomoc czy pełniącym obowiązki policjantom. Rzeczywiście zdarzało się, że podczas powodzi trzeba było ratować amatorów mocnych wrażeń, bo goniąc z kamerą za sensacją, wpadali do rwących potoków. Bywało też, że gapie z aparatami blokowali swoimi samochodami drogę jadącym do pożaru wozom strażackim. Nicolaus Fest, redaktor z centrali „Bilda”, przypomina jednak, że właśnie z telefonów komórkowych naocznych świadków pochodziły pierwsze zdjęcia tsunami z 2004 roku. – Wtedy nie miały jakości nadającej się do druku, ale już było wiadomo, że udział reporterów amatorów w szybkim dostarczaniu zdjęć do publikacji będzie nieunikniony. Choćby dlatego, że profesjonalne agencje fotograficzne nie wytrzymają konkurencji z wielomilionową rzeszą odbiorców. W dziennikarstwie newsowym, które żyje z aktualności i tempa przekazu, nie ma alternatywy dla reporterów z telefonem komórkowym, którzy są właśnie tam, gdzie się coś dzieje. Redakcje, które rezygnują z takich zdjęć, mogą odejść do lamusa – przestrzega. Podkreśla, że w Niemczech zrozumiał to już tygodnik „Der Stern” oraz stacje telewizyjne Pro7, SAT-1 i RTL, a za granicą CNN i BBC stworzyły portale, w których można umieszczać własne fotograficzne dokumentacje. – Jednak bez takiego sukcesu jak „Bild” – zastrzega. I tłumaczy: – Bo „Bild” płacił więcej i bardziej promował akcję. Specjalna linia telefoniczno-internetowa 14-14 też dała pieniądze, reklamując przy okazji swoje usługi. Amator z legitymacją Działania „Bilda” mają miliony zwolenników, ale też sporo przeciwników, m.in. wśród członków Niemieckiego Związku Dziennikarzy (DVJ). Gdy w czerwcu br. akcja ruszyła, stacje telewizyjne z ukrytej kamery pokazywały czających się w hotelowych lobby, na plażach i w portach lotniczych paparazzich amatorów na usługach „Bilda”. Gazeta odpierała zarzuty: „Nie robimy żadnego polowania na VIP-ów, nie zachęcamy czytelników do takich polowań, zdjęcia są dziełem przypadku, a że czasami na drodze właściciela telefonu komórkowego pojawi się ktoś znany, robi mu się zdjęcie, co zgodnie z niemieckim prawem nie jest karane, poza tym większość zdjęć robiona jest za zgodą prominenta”. Naturalnie, rozpoczynając akcję, dziennik poprosił autorów, by respektowali prywatność bohaterów swoich zdjęć. Zastrzegł też, że prawa do nich są zobowiązani przekazać w całości wydawnictwu. Nie zawsze bowiem szybki zarobek pozbawiony jest ryzyka. Tyle że o prawnych hakach paparazzi amatorzy nie wiedzą. I wysyłają zdjęcia: jak minister spraw wewnętrznych Wolfgang Schäuble jest pchany na wózku inwalidzkim przez młodą osobę, jak Dieter Bohlen z zespołu Modern Talking zajada na Majorce kanapkę, a gwiazdor niemieckiego futbolu Lukas Podolski biega po plaży w dziwnych majtkach i koszulce. Dr Christian Schertz, znany berliński adwokat reprezentujący m.in. byłego ministra spraw zagranicznych Niemiec Joschkę Fischera, podkreśla: – Autorzy, którzy wysyłają zdjęcia do „Bilda”, nie wiedzą, że są za nie prawnie odpowiedzialni i ponoszą koszty zaniechania wniesienia pozwu do sądu (wynagrodzenie za milczenie) oraz koszty obrony adwokackiej strony przeciwnej. Zatem publikując zdjęcie byłego kanclerza Gerharda Schrödera na spacerze z dziećmi bez jego zgody, muszą się liczyć z procesem i grzywną do kilkudziesięciu tysięcy euro – ostrzega. – W przypadku Schrödera nawet sąd krajowy w Berlinie nie miał wątpliwości, że druk jego zdjęcia z rodziną nie naruszał niemieckiego prawa. Zresztą przy 800 opublikowanych fotografiach tylko w trzech przypadkach sprawa trafiła do sądu – stwierdza Nicolaus Fest z centrali „Bilda”. I uspokaja: – Odpowiedzialność za publikację spoczywa na redakcji. Wszystkie amatorskie prace są oglądane przez 12 profesjonalnych fotoreporterów oraz cały dział prawny, następnie około 50 wybranych fotografii poddanych zostaje dokładnemu sprawdzeniu autentyczności i dopiero wtedy niektóre idą do druku. Ostatnio związkowcy z DVJ przypuścili zmasowany atak na „Bilda” za zapowiedź, że najaktywniejsi i najlepsi autorzy zdjęć zrobionych za pomocą telefonów komórkowych dostaną legitymacje prasowe. – Długotrwała aktywność tych amatorów może spowodować utratę zaufania do zawodu dziennikarza, może też wzbudzić niepokoje wśród profesjonalistów, którym odbierany jest chleb – uważa Michael Konken, przewodniczący związku. Nicolaus Fest kontruje, że akcja „Bilda” nie godzi w zawodowych fotografów, bo po pierwsze – mają oni swoje specjalizacje, jak sport, moda, podróże czy polityka, a po drugie – znają swoje zadania z dużym wyprzedzeniem. Przyznaje, że honorarium w wysokości 500 euro za zdjęcie jest o wiele wyższe niż oferowane zawodowcom, więc może budzić ich niepokój. Jednak od razu podkreśla: – To akcja specjalna. Kiedy zapraszamy czytelników do napisania wiersza czy opowiadania, oferowane im honoraria są o wiele wyższe niż normalna wierszówka. Wojciech Mróz, Berlin

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.