Wydanie: PRESS 06/2006

Ranking

Prasę dzielę na tę do oglądania i tę do czytania. Oglądam pewnie więcej, niż czytam. Raz na tydzień spędzam popołudnie w Empiku. Przeglądam, kartkuję. Wybór niepełny, więc z wyjazdów zagranicznych zawsze przywożę walizkę gazet. Lubię „The Observer”, szczególnie po zmianie makiety. Kolorowy jak tabloid, z inteligentnym, wyrazistym dziennikarstwem. Stara makieta „The Guardian” to dla mnie najbardziej przemyślany layout wszech czasów. Nowy jest już tylko świetny. Uwielbiam gazety hiszpańskie - mają styl i klasę. O samochodach mówiono kiedyś złośliwie: hiszpańska dokładność, niemiecki temperament. Jeśli chodzi o gazety - jest odwrotnie. Przeciętna hiszpańska gazeta lokalna bije niemiecką konkurentkę na głowę. Ale tylko lokalna: „El Periódico de Catalunya”, „Heraldo de Aragón”. Krajowe są sztywne i nudnawe. No, poza „El Mundo”. Szczególnie gazetowe magazyny: „La Luna” z kultowymi ilustracjami czy słynne okładki „Metropoli”. Niewiarygodne okładki-plakaty Rodriga Sancheza pomysłami i trafnością puenty dorównują najlepszym plakatom z polskiej szkoły. I tak co tydzień! Przeglądanie portugalskiego „Público” to jak czytanie poezji, i to dziewiętnastowiecznej. Gazeta smaczna, wysublimowana, lekka. Z „Libération” jak z „The Guardian”. Gazeta, która przez lata była ikoną designu, po zmianie makiety jest już tylko bardzo dobra. Wciąż uwielbiam jej podejście do większych form, reportaży - artystyczny luz, dużo światła, nietuzinkowe zdjęcia. Cóż, widać pracę dwudziestu fotoedytorów. Często przeglądam też „Sport” - ultranowoczesny, dynamiczny i... darmowy magazyn sportowy. Jak oni to robią? Z „The New York Times” wyjmuję tylko „NYT Magazine”. To arystokrata wśród magazynów. Niedościgły wzorzec jakości zdjęć i tekstów. Mam też ulubioną gazetę kanadyjską - „Le Devoir”. Ma w sobie dziewiętnastowieczny feeling, typograficzne smaczki jakby wciąż lane z ołowiu, a wszystko najwyższej próby. Po sąsiedzku najciekawiej jest w Estonii. Kraj o populacji Warszawy ma bardzo innowacyjną prasę. Z zazdrością przeglądam . „Eesti Paevaleht”. . Porządne dziennikarstwo w nowoczesnej, zdyscyplinowanej oprawie. To typowe dla studia Cases i Associats, tego samego, które projektowało „Nowy Dzień” i „Gazetę Wyborczą”. Estońska gazeta wyszła jednak dużo lepiej. Dłuższą chwilę spędzam przy półce z magazynami lifestylowymi. „Flaunt” co miesiąc zaskakuje zupełnie nowym logo. Na liście obowiązkowej mam też „Wallpaper*”, „ID”, „Arena”. Tam nie ma słabych stron, każda jest małym dziełem sztuki z krótkimi tekstami jak perełki. Polskie magazyny tzw. popkultury są także coraz dojrzalsze. Przeglądam „Hiro” (stylowy, w ciekawym poziomym formacie), „Fluid” (niezłe okładki) i „Machinę. A co czytam? „Gazetę Wyborczą”. Choć ostatnio coraz szybciej, bo interesujących tematów coraz mniej. Trzy teks-ty newsowe i jeden gospodarczy to trochę mało, nawet za 1,50 zł. Opinie wolę czytać w „Rzeczpospolitej” czy nawet w „Dzienniku”. To, co ostatnio dzieje się z „Gazetą”, to dla mnie koniec pewnej legendy - wyjątkowej gazety z fenomenalną, na tamte czasy, makietą. Makietą, z której czerpały prawie wszystkie dzienniki w Polsce. Nowy layout, choć poprawił kilka słabych stron (dwójka, opinie, „Stołeczna”), nie oddaje ducha „Gazety”. Ale nadal będę ją czytał, bo ma najlepszą hierarchię tekstów. Nie przesiądę się na „Rzeczpospolitą”, bo irytuje mnie nieporęczny format. Mimo bardzo udanego layoutu i lepszego redagowania gubię się na tych dużych stronach. Nie zamienię też „Gazety” na „Dziennik”, choć będę zaglądał na strony opinii - są krótkie i na temat. Jednak drukowaniem kilkunastu zewnętrznych opinii w numerze nie zbuduje się opiniotwórczej gazety. To droga na skróty - trzeba mieć własne zdanie. Brak indywidualności to największa bolączka. Także w layoucie, który jest mało oryginalny. „Dziennik” wygląda jak brytyjska gazeta z lat 90. Najmocniejszą jego stroną jest kompozycja numeru - całość jest spójna i przemyślana. Czytam większość tygodników opinii. „Wprost” trzeba czytać z filtrem - bywa tendencyjne i ma uproszczoną wizję świata. Ale i tak oferuje najwięcej do czytania. Ma mocne i równe stałe elementy (Zalewski i Mazurek, Skiba). Coraz rzadziej sięgam do „Polityki”. Miewa dobre tematy, ale jest anachroniczna graficznie. „Przekrój”, po świetnym debiucie, wyraźnie nie może się odnaleźć. U fryzjera zawsze przeglądam „Vivę!”. Ma bardzo udaną i - jak widać - ponadczasową formułę i dobry rytm, mocne otwarcia. Jestem uzależniony od TVN 24. Stacja ma kilka dobrych programów (np. „Szkło kontaktowe”), ale oglądam głównie serwisy informacyjne. Robione profesjonalnie, ze świadomością, że detale grafiki i scenografii też budują brand. Jedyna stacja, którą mógłbym kiedyś mieć w komórce. W drodze do pracy zwykle słucham Radia PIN lub Jazz Radia. W Zetce czy RMF FM mogę posłuchać wiadomości, ale muzyka... ogłupia. Mam wrażenie, że składa się na nią kilka puszczanych w kółko płyt. Autor jest dyrektorem artystycznym Bonnier Business Press w Europie. Z wykształcenia architekt. Należy do Society for News Design

Jacek Utko

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.