Wydanie: PRESS 11/2016

Redaktor zdalny

Redagować teksty o polskiej słocie, siedząc gdzieś na słońcu pod palmami? Czemu nie. Oni tak pracują.

Tak się składa, że przez kilka kolejnych miesięcy będę mieszkał w Barcelonie (cieplutko, polecam)” – zakomunikował pod koniec ub.r. Krzysztof Stanowski, założyciel i redaktor naczelny portalu piłkarskiego Weszlo.com. Spakował się, wyjechał, ale nie zniknął. Prowadzony przez niego serwis działał w najlepsze, on nadal zamieszczał w nim cotygodniowe felietony. Dziś przekonuje, że to był strzał w dziesiątkę. – Po pierwsze, nie lubię zimy, a przeprowadzka pomogła od niej uciec. Po drugie, Barcelona ma urok. To znakomite miejsce do życia. Po trzecie, mogłem sobie pooglądać na żywo futbol w najlepszym wydaniu – wylicza Stanowski.

Przetestował, że mieszkanie w Hiszpanii z łatwością można pogodzić z pracą, nawet jeśli ta wiąże się przede wszystkim z Polską. – To nie jest tak, że w kraju przez cały czas z kimś się spotykam. Z ludźmi rozmawiam przede wszystkim przez telefon. A to przecież mogę robić także stąd. Do tego dochodzi internet, wszelkiego rodzaju komunikatory... – tłumaczy.

Press

Jacek Ciszak, naczelny Skionline.pl, przez kilka miesięcy w roku zarządza serwisem, podróżując po ośrodkach narciarskich

Minusy? – Na pewno koszty. Jeśli chce się wynająć mieszkanie w standardzie zbliżonym do tego w Warszawie, trzeba na to niestety trochę wydać – przyznaje. O szczegółach finansowych nie chce jednak rozmawiać. Dodaje tylko: – Czasem w Barcelonie uciążliwe stawało się oglądanie meczów polskiej Ekstraklasy, bo internet trochę się rwał.

Rozmawiamy na początku października. Pod koniec miesiąca Stanowski znów wyjedzie do Hiszpanii. Tym razem na pięć miesięcy. – Co dwa tygodnie będę wracał do Polski, by prowadzić program w stacji Eleven – mówi. – Ale przecież są tanie linie lotnicze. Dziś podróż z Barcelony do Warszawy jest prostsza i szybsza niż z Warszawy do Szczecina.

Wygląda więc na to, że szef Weszlo.com zadomowił się w stolicy Katalonii. Krótko po przeprowadzce, w wywiadzie dla Blaugrana.pl (serwis polskich fanów FC Barcelona), przyznał, że zaskoczyło go tam naprawdę niewiele. Może z wyjątkiem Hindusa, który prowadzi sklep na rogu. – Jest tam dosłownie przez cały czas, nieważne, czy to czwarta po południu, czy czwarta rano.

Redagowanie w porze deszczowej

Krzysztof Stanowski nie jest wyjątkiem. Redaktorzy, szefowie portali internetowych, a nawet gazet coraz częściej decydują się na wykonywanie swojej pracy zdalnie. Ich motywacje są jednak różne.

W wielu przypadkach kluczem jest potrzeba swobody. Michał Cessanis od 2009 roku prowadzi portal podróżniczy NaWalizkach.com.pl (niedługo potem dołączył też do zespołu „National Geographic Traveler”). Stworzył go, kiedy jeszcze był zatrudniony w „Rzeczpospolitej”. Był tam redaktorem, a wcześniej pracował w „Życiu Warszawy”. – Miałem już dość pracy w newsach, w dzienniku, coraz więcej podróżowałem po świecie i pomyślałem, że najlepiej będzie, jak pójdę w stronę dziennikarstwa podróżniczego – wspomina.

Dziś tworzy portal wraz ze swoją zastępczynią Agnieszką Mikoś i dwiema innymi dziennikarkami. Artykuły nadsyłają też sami czytelnicy. – Takie od początku było założenie. Zamierzaliśmy publikować wspomnienia, zdjęcia, listy z podróży. Potem doszły do tego informacje bieżące, wrzucane do serwisu codziennie: o promocjach lotniczych, hotelowych, trasach trekkingowych, najlepszych plażach – wylicza Cessanis.

Pracę redakcyjną wykonuje w podróży. – Chętnie redaguję materiały podczas długich lotów, mam na uszach słuchawki, więc mogę się skupić. A w samolotach i tak nigdy nie mogę spać. Lubię też pracować w Azji. Rozmowy Wietnamczyków i Chińczyków nie rozpraszają mnie, ponieważ w zasadzie ich nie rozumiem – tłumaczy. Kiedy udaje mi się go złapać, jest właśnie w Wietnamie. – Dzisiaj mam za oknem totalne oberwanie chmury, bo to jeszcze pora deszczowa. Wiatrak w domu próbuje chłodzić powietrze, gospodarze oglądają kanał informacyjny, a ja w dużym pokoju siedzę i redaguję właśnie tekst o jesiennych maratonach w polskich miastach – opowiada.

Portal Cessanisa nie ma stałej siedziby redakcji, a on i jego współpracowniczki sporą część roku spędzają... na walizkach właśnie. – Nie potrzebujemy typowych nasiadówek, nudnych kolegiów redakcyjnych; wystarczy, że mamy Skype’a. Teksty mogę publikować nawet przez smartfona. Umożliwia mi to specjalna aplikacja – przekonuje Cessanis.

Press

Michał Cessanis, prowadzący portal NaWalizkach, pracę redakcyjną wykonuje głównie w podróży. Tekst o jesiennych maratonach pisał w Wietnamie

Negocjacje w gondoli

W rozjazdach często bywa też Jacek Ciszak, redaktor naczelny portalu Skionline.pl. – Podczas sezonu mnóstwo czasu spędzam w ośrodkach narciarskich, zarówno w Polsce, jak i za granicą, przede wszystkim w krajach alpejskich – wyjaśnia. On jednak z posiadania redakcji nie zrezygnował. – Moim zdaniem serwis jest zbyt duży, by jej nie mieć. Zanim wyjadę, część pracy muszę zlecić komuś, kto zostaje na miejscu – tłumaczy.

Osoba na miejscu w redakcji jest czasem potrzebna – do kontaktu z czytelnikami czy klientami. Łatwiej jej także rozwiązać ewentualne problemy techniczne. Jednak sporą część pracy redakcyjnej Ciszak zabiera ze sobą. – Choć najbardziej gorący czas, jeśli chodzi o pozyskiwanie reklamodawców, przypada u nas przed sezonem, zdarzało mi się toczyć rozmowy z klientami przez telefon w gondoli wjeżdżającej na stok – wspomina.

Podobnie jest z publikowanymi na portalu tekstami. – Czasem spływają do mnie informacje prasowe, na podstawie których warto stworzyć artykuł. Kontaktuję się z redakcją. Dziennikarze pracują nad tekstem, wstawiają go do CMS-a, a wieczorem, kiedy mam więcej czasu, siadam i sprawdzam, czy wszystko z nim w porządku – wyjaśnia szef Skionline.pl. I dodaje: – Portal robimy już od 19 lat i zdążyliśmy się do takiego stylu pracy przyzwyczaić.

Parczew w Porto

Cessanis i Ciszak wyjeżdżają, by być bliżej spraw, którymi zajmują się na co dzień. W inną stronę poszła Joanna Mikołajczuk, współtwórczyni portalu Podlasiesiedzieje.pl. Jakiś czas temu serwis został kupiony przez Wydawnictwo Wspólnota, a ona postanowiła wyemigrować do Portugalii.

– W Porto mieszkam od roku. Mój mąż jest programistą, od dłuższego czasu pracuje zdalnie. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że jeśli nie teraz, to kiedy? Dopóki nie mamy dzieci i kredytu na mieszkanie, możemy zaryzykować i spróbować czegoś nowego – opowiada Mikołajczuk.

Z prowadzenia portalu rezygnować jednak nie chciała. Teraz teksty poświęcone Białej Podlaskiej czy Parczewowi redaguje z odległości przeszło 3 tys. km. – Bardzo pomagają w tym takie narzędzia, jak Google Hangouts, Slack, Trello czy Facebook – wylicza Mikołajczuk. Dzięki nim można zarządzać notatkami, tekstami, zdjęciami, przesyłać je, planować, prowadzić korespondencję czy nawet rozmowy. – Funkcjonuję tak, jak każda inna osoba, która decyduje się na pracę zdalną. Czasem jestem bliżej wydarzeń na Podlasiu niż tego, co dzieje się u mnie w Porto – śmieje się redaktorka. – Przede wszystkim jednak muszę zdać się na autorów poszczególnych tekstów – zastrzega. Honoraria za pracę wypłaca jej nowy właściciel portalu.

Prosty rachunek, trudny rachunek

Nie zawsze praca zdalna ma tak romantyczną otoczkę. Czasami o takim sposobie funkcjonowania decydują twarde prawa rynku, czyli konieczność oszczędzania.

Arkadiusz Jakubowski kilka lat temu założył „Reportera Leszczyńskiego”. Zależało mu na stworzeniu dwutygodnika, który ucieka od lokalnych newsów, a koncentruje się na reportażach. „Reporter” jest rozprowadzany za darmo. Zgodnie z założeniem ma żyć z reklam. – Gazetą na stałe zajmują się dwie osoby. Początkowo mieliśmy biuro, ale pokonały nas koszty. Dla niewielkiego zespołu nawet w mieście takim jak Leszno to znaczący wydatek – przyznaje Jakubowski. – Teraz niewielkie pomieszczenie udostępnia nam zaprzyjaźniona firma, jednak korzystamy z niego rzadko – dodaje. Z klientami spotyka się w ich biurach czy kawiarniach; kontakt z autorami, którzy współpracują z „Reporterem”, utrzymuje drogą telefoniczną, e-mailową, korzysta też z Facebooka. – We dwójkę musimy dopilnować wszystkiego: od zebrania i zredagowania tekstów, przez ich druk, aż po dystrybucję. Po rozwiezieniu gazet z moją współpracowniczką zwykle idziemy na kawę i omawiamy kolejny numer – opowiada Jakubowski. – Moim zdaniem taki model funkcjonowania może zdać egzamin tylko przy doświadczonych dziennikarzach, z których pracy się korzysta – zaznacza.

Podobną drogą poszedł Bartłomiej Wutke, który wraz z grupą znajomych założył w Świnoujściu portal Scie24.pl. – Przez pewien czas byłem jego naczelnym, choć sam również pisałem teksty – mówi. Twórcy serwisu zdecydowali się na pracę bez stałej redakcji. – To była przede wszystkim kwestia oszczędności, ale też świadomość zmian, które zachodzą na świecie – przyznaje Wutke. – Wyszliśmy z założenia, że pracę można zaplanować przez internet czy telefon, a tekst zredagować, używając laptopa bądź smartfona – dodaje.

Zwykle więc pracował w domu. Bywało też i tak, że teksty redagował i wrzucał do systemu gdzieś na promenadzie w Świnoujściu czy górskim szlaku. – Miałem swobodę, ale tempo pracy było ogromne – przyznaje. W końcu Wutke zrezygnował z posady naczelnego. Na stałe zatrudnił się w domu kultury w Świnoujściu. Pracy zdalnej jednak nie porzucił. Pisze teksty do magazynu „Wyspy”, pozostał też autorem Scie24.pl.

Człowieku, odpocznij!

Zdalna praca ma też swoje minusy. – Może to truizm, ale przede wszystkim wymaga to dużej samodyscypliny. Wielu osobom poza redakcją najzwyczajniej w świecie trudno zmobilizować się do działania – podkreśla Jacek Ciszak.

Kolejny problem to oddzielenie życia prywatnego od zawodowego. – Oczywiście czas pracy dziennikarzy czy redaktorów zawsze był płynny. Ale jednak nieco łatwiej zostawić pracę za sobą, kiedy człowiek wykonuje ją w redakcji. Czasem wystarczy z niej wyjść – mówi Anna Sobańda z „Dziennika Gazety Prawnej”, która czas pracy dzieli między dom a redakcję. – W domu pracuję przez trzy dni, w redakcji przez dwa, i tak od pięciu lat – mówi. – W domu niekiedy mam poczucie, że jestem w pracy przez cały czas. Pokusa otwarcia komputera i sprawdzenia jeszcze czegoś tam jest dużo większa – dodaje.

Podobne odczucia ma Bartłomiej Wutke. – Owszem, pracując zdalnie, mogłem sobie wyjechać w góry. Problem w tym, że często w ogóle nie miałem poczucia, że wypoczywam. Tekst w systemie można ustawić tak, że zostanie opublikowany o ósmej czy dziewiątej rano. Ale ja, żeby mieć wszystko poukładane, wstawałem o piątej, szóstej. Zdarzało się, że pracowałem przez kilkanaście tygodni bez dnia wolnego – opowiada. I konstatuje: – Zdaję sobie sprawę, że zwykle tak właśnie wygląda praca na swoim.

Michał Cessanis wspomina, jak to kiedyś podróżował samolotem z Pekinu do Warszawy. – Wokół mnie pasażerowie zajęci oglądaniem filmów, popijaniem wina, a ja wciąż ze wzrokiem wlepionym w monitor komputera. W końcu podchodzi do mnie stewardessa, stawia mi na stoliku kieliszek szampana, prosi o wyłączenie komputera i mówi: „Człowieku, odpocznij”. Posłuchałem. Redagowanie tekstu dokończyłem na lotnisku, podczas przesiadki – opowiada.

Przy takim trybie pracy kłopoty ze sprzętem, które w redakcji dysponującej swoimi informatykami wydają się prozaiczne, z dala od niej mogą urosnąć do rangi nie lada problemu. – Zdarzało się, że w Singapurze czy Australii próbuję zaplanować publikację zredagowanych materiałów, a tu komunikat o braku łączności z serwerem – wspomina Cessanis. – Nasz spec od internetu, nie raz był przeze mnie nękany w środku polskiej nocy, by natychmiast, teraz, już postawił serwer na nowo. I stawiał – opowiada.

Press

Krzysztof Stanowski przetestował, że mieszkanie w Hiszpanii z łatwością można pogodzić z pracą nad polskim portalem. Przez kilka miesięcy redaguje Weszlo.com z Barcelony

Koniec etapu parzenia kawy

I choć Michał Cessanis zastrzega, że dla niego praca zdalna ma więcej plusów niż minusów, to przyznaje: – Brak mi bezpośrednich kontaktów ze współpracownikami. Chodzi nie tyle o pracę, co o dobre towarzystwo.

Anna Sobańda: – Praca w redakcji ma tę korzyść, że nieco łatwiej prosić o konsultację, zainicjować burzę mózgów – zaznacza. Według niej to jednak raczej kwestia mentalna niż techniczna, bo przecież komunikatory dają duże możliwości.

O tym, jak ważne są rozmowy twarzą w twarz, mówi Bartłomiej Wutke. – Kiedy oceniam swoją pracę z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku, że być może trochę zabrakło nam tych tradycyjnych nasiadówek. Może nie organizowanych każdego dnia, ale raz na pewien czas na pewno. Czasem jedno spojrzenie w oczy współpracownika więcej daje niż sto wymienionych e-maili – podkreśla. Arkadiusz Jakubowski z „Reportera Leszczyńskiego” mówi wprost, że zdalna praca w przyszłości może okazać się dla dziennikarstwa zabójcza. – Wychowałem się w tradycyjnych redakcjach, gdzie etap przysłowiowego parzenia kawy starszym kolegom był niezwykle ważny. Słuchaliśmy ich rozmów i gromadziliśmy wiedzę: o ludziach, pisaniu i redagowaniu tekstów, podpatrywaliśmy, w jaki sposób prowadzą rozmowy, umawiają się na spotkania. Młodzi dziennikarze pracujący zdalnie zostali tego wszystkiego pozbawieni – podkreśla.

W ub.r. w warszawskich mediach głośno było o tym, że swoich dziennikarzy do domów odesłał „Dziennik Gazeta Prawna”. – Zanim na takie rozwiązanie zdecydowała się redakcja papierowej gazety, my stosowaliśmy je już od dawna – podkreśla Magdalena Birecka, szefowa internetowej redakcji „DGP”. Artykuły zamieszczane w sieci nie tylko są pisane, ale też w dużej mierze redagowane poza siedzibą gazety. Birecka: – Zdalna praca w naszym przypadku nie oznacza braku narad czy planowań. Organizujemy je w formie telekonferencji.

Czyżby zdalna praca była przyszłością mediów pisanych? – Mam świadomość trendu, ale też związanego z tym ryzyka – komentuje Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”. Przyznaje, że sam myśli o tego rodzaju rozwiązaniach. – Z drugiej strony, jestem jak starzec z brodą. Czułbym się źle, gdybym nie miał już poczuć atmosfery tradycyjnego newsroomu – podkreśla. I zauważa: – W przypadku portalu można jeszcze wyobrazić sobie redakcję całkowicie rozproszoną. W przypadku dużej gazety to chyba niewykonalne.

Czas pokaże.

(fot. Archiwum prywatne, Piotr Król/Press)

Łukasz Zalesiński

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.