Wydanie: PRESS 06/2005

Podglądanie z misją

Czy do zrobienia kariery w świecie wielkich korporacji konieczny jest instynkt zabójcy? Kogo, robiąc interesy, chciałby mieć u swojego boku jeden z najsłynniejszych brytyjskich biznesmenów – przebojową, ale irytującą Sairę, czy stanowczego, ale sympatycznego Tima? W środę 4 maja br. kilka milionów Brytyjczyków zasiadło przed telewizorami, aby obejrzeć ostatni odcinek nowego reality show „The Apprentice” („Praktykant”), który w ciągu czternastu tygodni szturmem podbił Wielką Brytanię. Zrealizowany przez telewizję BBC 2 program wzbudził na Wyspach emocje porównywalne chyba tylko z pierwszą edycją „Big Brother”. Tyle że na Wielkiego Brata spadła fala krytyki za bezmyślne podglądactwo, a „The Apprentice” obsypywany jest głównie pochwałami. Dziennikarze ze zdumieniem zauważają, że podobnie jak miliony Brytyjczyków stali się fanami programu typu reality show. Mówią, że to „fenomen kulturowy”, „podglądanie z misją” lub „rozrywka edukacyjna”. Test na pracownika „The Apprentice” ma rzeczywiście wiele cech typowego reality show. Jest w nim grupa uczestników, z których tylko jeden może zdobyć główną nagrodę. Bohaterowie są wystarczająco zróżnicowani, aby widz z łatwością mógł się z którymś z nich utożsamić. Poddawani są różnego rodzaju testom, które mają odsłonić ich cechy charakteru. Jest nawet rodzaj Wielkiego Brata, który w pewnym sensie staje się panem życia i śmierci bohaterów. Na czym więc polega wyjątkowość „The Apprentice”? – W przeciwieństwie do innych programów ten dotyczy prawdziwego życia – mówi jeden z producentów programu Peter Moore. „The Apprentice” to przetłumaczony na język rozrywki test dla kandydatów ubiegających się o pracę. Test kilkunastotygodniowy i bardzo wyczerpujący. Ten, kto przetrwa do końca programu, zostanie zatrudniony przez jednego z najsłynniejszych brytyjskich biznesmenów sir Alana Sugara, założyciela firmy Amstrad (jej nazwa w latach 80. znana była większości użytkowników komputerów, jest skrótem od Alan Michael Sugar Trading). Zwycięzca otrzymuje roczny kontrakt na kwotę 100 tys. funtów, ale co ważniejsze, otwiera się przed nim droga do kariery. Alan Sugar zapowiada, że zrobi wszystko, aby jego nowy pracownik odniósł sukces. „Nie będę inwestował w pomocnika, żeby po roku się z nim rozstawać. Zadbam, by mu się powiodło” – mówił Sugar, właściciel imperium, którego wartość szacuje się na 700 mln funtów. Jesteś wylany Czternastu uczestników programu wybrano spośród 6 tys. kandydatów. Sugar jest zdania, że BBC nie najlepiej wywiązało się ze swego zadania, bo paru kandydatów nie nadawało się nie tylko do jego firmy, ale również do telewizji. Biznesmen dał im to jasno do zrozumienia, w pierwszej kolejności wyrzucając ich z programu. Tu bowiem, w odróżnieniu od innych reality show, decyzję o tym, kto ma przejść do kolejnej rundy, podejmował sam. Czym się kierował? Co tydzień podzielonym na dwie grupy kandydatom wyznaczał inne zadanie. Obie drużyny musiały np. za określoną kwotę kupić kwiaty i tego samego dnia sprzedać je na ulicach Londynu z jak największym zyskiem. „To na początek. Żeby młodym menedżerom uświadomić, że w biznesie obowiązują te same zasady, niezależnie od tego, czy jest się wydawcą gazety czy sprzedawcą kwiatów” – powiedział biznesmen. Później pojawiły się bardziej ambitne zadania: prowadzenie stoiska w Harrodsie – jednym z najsłynniejszych domów towarowych świata, sprzedaż usługi SMS-owej kibicom piłkarskim, opracowanie kampanii reklamowej dla nowego sprzętu hi-fi firmy Amstrad czy wymyślenie produktu, który można by sprzedać wymagającym klientom – dzieciom. Za każdym razem drużynie, która wypadła najlepiej, milioner fundował nagrodę dającą posmak życia, do jakiego aspirują, np. wizytę u luksusowego londyńskiego krawca czy podróż prywatnym odrzutowcem na golfa do Szkocji. Przegranych czekała wizyta w sali konferencyjnej, w której dwoje doradców pomagało biznesmenowi ustalić winnych porażki. Tego, który wywarł na nim najgorsze wrażenie, Sugar żegnał słowami: You are fired („Jesteś wylany”). Mała reklama – duża popularność Komentator londyńskiego tygodnika „The Independent” stwierdził, że: „jeszcze nigdy obserwowanie wyrzucanych ludzi nie było tak ekscytujące”. Ale to nie chęć obserwowania cudzej porażki przyciągała widzów przed telewizory. Dla milionów ludzi program stał się praktycznym poradnikiem, jak sobie radzić w świecie biznesu; jak podejmować decyzje, zarządzać zespołem lub dobrze wypaść podczas rozmowy o pracy. Dzięki temu „The Apprentice” z zapartym tchem oglądały gospodynie domowe i pracownicy wielkich korporacji. Sprawozdania z eliminacji do programu zamieszczał nie tylko bulwarowy „Daily Star”, ale też opiniotwórczy „Financial Times”. „The Apprentice” udało się to, z czym większość telewizyjnych programów ma problem. Wypracował lojalność w najtrudniejszej do zdobycia grupie widzów – menedżerów i biznesmenów do 35. roku życia. Co zaskakujące, przy minimalnych nakładach na reklamę. Informacje o programie rozeszły się pocztą pantoflową. Alan Sugar w dziesiątkach wywiadów udzielonych w ostatnich tygodniach brytyjskiej prasie podkreśla biznesowe przesłanie „The Apprentice”. „BBC chciało, żeby program miał wartość edukacyjną. Dlatego zgodziłem się wziąć w nim udział. Chciałem pokazać zwykłym ludziom, na czym polega biznes” – mówił. Chociaż głównym zadaniem uczestników jest ubieganie się o posadę u szefa wielkiej korporacji, program skutecznie obala też mity związane z pracą na własny rachunek. Udowadnia, że większość z nas mogłaby prowadzić prywatny biznes, że może to być zajęcie nie tylko opłacalne, ale i satysfakcjonujące. Trudny wybór Na sześciu pierwszych odrzuconych kandydatów aż pięcioma były panie. Od początku, zamiast stworzyć zgraną drużynę, zaczęły bowiem walczyć o dominację w grupie. Nieustanne kłótnie spowodowały, że regularnie przegrywały. Zirytowany biznesmen w końcu nie wytrzymał i skomentował to słowami: „One chyba nie mają mózgu”. Posypały się zarzuty o szowinizm. Producenci „The Apprentice” są zachwyceni wyrazistością i medialnością Sugara. Uważają, że mało który biznesmen takiego kalibru odnalazłby się w tym programie. Milioner w ciągu ostatnich lat udzielał setek wywiadów, jest więc oswojony z kamerą. Niektórzy zarzucają mu jednak, że zbyt bezceremonialnie traktował kandydatów walczących o przywilej pracy u niego. – Był po prostu sobą, ale pokazywanie takich zachowań niepotrzebnie utrwala stereotyp szefa, który pomiata podwładnymi – mówi David Watt, szef szkockiego Zrzeszenia Dyrektorów. Alan Sugar rzeczywiście nie cackał się z kandydatami. Wizyta w sali konferencyjnej, w której oddzielał ziarno od plew, wyglądała jak egzekucja. Nie odpuścił nawet dziewczynie, która wiedziała, że wyleci z programu i chciała uprzedzić atak, ogłaszając, że się wycofuje z powodów rodzinnych. Co na to Sugar? „To łatwy sposób, żeby się wymigać od odpowiedzialności. Przykro mi, że masz kłopoty, ale i tak muszę cię wylać” – powiedział. Kilka razy sir Alan Sugar pokazał jednak ludzkie oblicze. Krótkie przemówienie, które wygłosił do ciemnoskórego Tima, wychowanego w londyńskim robotniczym East Endzie, było nawet wzruszające. „Wiem, że nie miałeś łatwego życia. Ale doszedłeś do półfinału. Matka może być z ciebie dumna” – powiedział. Widać było również, że darzy sympatią Sairę, a jej ostry język mu nie przeszkadza. „To dobra dziewczyna” – mówił, kiedy jego doradcy oskarżali ją o zbyt dużą agresję. Co uderzające, chociaż dwójka, która dotarła do finału, reprezentuje odmienne podejście do ludzi i biznesu, ma ze sobą wiele wspólnego. Zarówno Saira Khan, na co dzień zajmująca się sprzedażą, jak i Tim Campbell, menedżer w londyńskim metrze, pochodzą z rodzin imigrantów i na swoje wykształcenie i obecną pozycję musieli bardzo ciężko pracować. Wiedzą, że tylko w ten sposób mogą się wybić w ciągle klasowym brytyjskim społeczeństwie. Wywodzący się z brytyjskich dołów społecznych Alan Sugar potrafił to docenić. Wiedział też, że z takich doświadczonych życiowo, nieoszlifowanych diamentów będzie miał najwięcej pożytku. Wybór między głośną i irytującą wielu widzów Sairą, dla której zysk jest celem nadrzędnym, a lubianym przez publiczność, szalenie ambitnym, ale wyważonym Timem okazał się szalenie trudny. Saira dowiodła, że potrafi zarabiać, choć, jak wyraził się najbliższy doradca Sugara, robi to jak Mike Tyson w swoim najlepszym okresie – bardzo brutalnie. Tim chłonie wiedzę jak gąbka, nie ma jednak instynktu zabójcy. W ostatnim zadaniu jego strategia spowodowała straty. Przekonywał jednak, że zrezygnował z zysku w imię dalekosiężnej wizji, która może się opłacić. Które cechy okazały się najważniejsze dla milionera? Biznesmen długo mruczał pod nosem: „trudny wybór, trudny wybór”, w końcu wycelował palec w Tima i z marsową miną ogłosił: You are hired („Jesteś przyjęty”). Mniej Hollywood „The Apprentice” to nie wymysł Brytyjczyków. Pierwszy raz pojawił się w styczniu 2004 roku w amerykańskiej telewizji NBC. Zmagania zawodników walczących o pracę u Donalda Trumpa, potentata na rynku nieruchomości, oglądało co tydzień w USA niemal 30 mln widzów. W tej chwili przygotowywana jest tam jego trzecia edycja. Format zakupiło kilkanaście krajów, m.in. Belgia, Norwegia, Szwecja, Izrael, Niemcy i Grecja (w ostatnich dwóch został już zrealizowany). Według Sugara brytyjski program mocno odbiega od amerykańskiego pierwowzoru. Zdecydowały tu przede wszystkim różnice kulturowe. Zdaniem Sugara pomysł jest ten sam, ale dużo mniej tutaj Hollywoodu. Zaglądając na stronę internetową amerykańskiego „The Apprentice”, łatwo zrozumieć, co Brytyjczyk ma na myśli. W jednym z epizodów, kiedy żadna z drużyn nie mogła zakończyć zadania polegającego na wynajęciu luksusowego apartamentu, jedyny klient zmaterializował się w cudowny sposób na dwie minuty przed upływem ostatecznego terminu. Program wydaje się dużo bardziej nastawiony na rozrywkę i promowanie głównego bohatera Donalda Trumpa. Natomiast, jak z uporem podkreśla Sugar, w wersji BBC nie chodzi o niego, lecz o oswojenie ludzi z biznesem. Chociaż milioner się tym nie chwali, odmówił przyjęcia honorarium za udział w telewizyjnym przedsięwzięciu, a kiedy BBC stwierdziło, że zgodnie z zasadami korporacji nie może on pracować za darmo, polecił przekazać pieniądze na cele charytatywne. Już wiadomo, że w Wielkiej Brytanii powstanie kolejna edycja „The Apprentice”. BBC ogłosiła nabór kandydatów, ale oczywiście pierwszy uczestnik jest już znany. Alan Sugar zgodził się kontynuować przedsięwzięcie, mimo że podczas emisji programu akcje jego firmy poszły mocno w dół. Niektórzy traktują to jako kolejną lekcję udzielaną przez ten program. Pieniądze lubią ciszę. Wojciech Lorenz, Redakcja Polska BBC, Londyn

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.