Wydanie: PRESS 01/2005

Drybling na łamach

Co musi umieć dziennikarz sportowy? Przede wszystkim musi znać język obcy, żeby rozmawiać, czytać i uczyć się na najlepszych wzorach. Ja z dziennikarstwem takim, jakie sam chciałem uprawiać, zetknąłem się dzięki studiom na anglistyce, najlepszej w Polsce, w Poznaniu. Był początek lat 80. W angielskich gazetach ("The Times", "The Guardian" i "The Daily Telegraph") szukałem sportowej poezji, bo sposób, w jaki londyńscy dziennikarze pisali o piłce nożnej, od początku był dla mnie sztuką. Język sprawozdań, skojarzenia, skoki w bok w sferę obyczajową – jakże to było różne od tekstów w "Przeglądzie Sportowym", "Sporcie" czy innych polskich dziennikach. Założyłem zeszyt, w którym notowałem co ciekawsze określenia: "Frank Stapleton (napastnik Arsenalu) szybujący do piłki, żeby uderzyć ją głową, przypomina Concorde’a startującego z lotniska Heathrow". "W grze Bristol Rovers jest tyle uroku, ile w liściu spadającym z drzewa".
Miałem wielkie szczęście, że w swojej pierwszej i jak dotąd jedynej pracy w "Rzeczpospolitej" spotkałem wielkiego nauczyciela. Andrzej Łozowski, kierownik działu sportowego, który mnie zatrudnił w gazecie, już podczas pierwszego spotkania mówił: "Syneczku, nie używaj piłkarskiego języka, który spotykasz w innych gazetach, bo to nowomowa, przez którą trudno przebrnąć. Staraj się pisać o piłce tak, jakbyś recenzował powieść, wydarzenie kulturalne albo start rakiety w kosmos".
Mecz to spektakl Piłkarskiej nowomowy jest również w dzisiejszych gazetach i telewizji co niemiara. "Falowe ataki, które nie przyniosły powodzenia", "wrzutka na pole karne", "penetracja poprzeczna", "skrócenie pola gry", "przegranie piłki przez bramkarza", "strącenie piłki" czy nagminne zastępowanie słowa "piłka" "futbolówką" – to chleb powszedni sprawozdań. Niestety, młodzież, której coraz więcej się pojawia w mediach, nie ma czasu i chęci, by uczyć się poprawności językowej. Wielu z nich w wieku dwudziestu lat uważa się za mistrzów słowa. Powiedział mi niedawno taki młody człowiek: "Szef uważa, że jestem dobry". W tym momencie dyskusja się kończy.
Język piłkarski (jako część języka sportowego) jest ubogi i przez to powtarzalny. Nie da się uniknąć wyrazów "strzał", "dośrodkowanie", "przeciwnik". Ważne jednak, by nie dominowały w sprawozdaniu. "Strzały" i "dośrodkowania" używane zbyt często usypiają czytelnika, sprawiają wrażenie, że bierze on udział w imprezie, podczas której puszczają po raz setny ten sam film. A każdy mecz ma inną dramaturgię. Nie ma dwóch takich samych akcji ani strzałów na bramkę. Ronaldinho nigdy nie powtarza tego samego dryblingu. Dlatego trzeba się starać w każdym piłkarskim spektaklu odnaleźć nowe cechy.
Dziennikarz nie powinien stronić od własnych ocen tego, co zobaczył. Relacja z meczu nigdy nie będzie bezstronna i nie należy się wstydzić swojego zdania. Czytelnik zgodzi się z moim punktem widzenia albo go odrzuci, ale najważniejsze, że go pozna i nie będzie obojętny. Najgorsze sprawozdanie to takie, po przeczytaniu którego nic nie pozostaje w głowie.
Od pokazywania sportu jest telewizja. Nawet najlepsze sprawozdanie prasowe nie odda tego, co się działo na boisku. Dlatego rolą gazet powinien być częściowy odjazd w bok. W sprawozdaniu, rzecz jasna, muszą się pojawić podstawowe fakty ważne dla widowiska, jednak nie może się ono zamienić w wyliczankę, co się stało minuta po minucie. Trzeba spojrzeć na kibiców, trenerów, lożę honorową – to wszystko, czego nie widzi kamera. Pokazać świat wokół piłki.
Sprawozdanie z meczu powinno być minireportażem, bo tylko wtedy możliwe jest oddanie wszystkich wydarzeń towarzyszących imprezie. Niestety, forma reportażu sportowego zanika. Z dwóch względów: jest trudna i nie ma na nią czasu, szczególnie w dziennikach.
Wiedza, nie spekulacje Badania wykazują, że 70–80 procent czytelników kolumn sportowych w gazetach codziennych szuka artykułów o piłce nożnej. Zapełnienie połaci papieru interesującymi tekstami piłkarskimi nie jest łatwym zadaniem. Wiele działów sportowych ucieka więc w spekulacje.
Na przykład: Wisła Kraków ma dużo pieniędzy i chciałaby wymienić połowę składu. Spodziewany jest duży ruch na rynku, więc powstaje lista tych, którzy przejdą do Wisły "na pewno", i druga lista z piłkarzami, którzy znajdują się w "orbicie zainteresowań". Bawić się w przypuszczenia można bez końca, bo to bezpieczne. Jeśli transfer nie dojdzie do skutku (a nie dochodzi do niego w 95 procentach przypadków), to trudno. Jeśli się uda, chwała dziennikarzowi, że przewidział ten ruch. Tylko co z tego wynika? Niewiele.
Każdy porządny dziennikarz musi być zorganizowany, a jeśli chce pisać o sporcie – szczególnie. Bo tu dużo i szybko się dzieje. Głowie nie zawsze można wierzyć, więc powinien mieć wiedzę posegregowaną w komputerze. Ja ułożyłem ją hasłowo: archiwum tekstów własnych, Janas, Listkiewicz, liga polska, Manchester United itd. Nie ma czasu, żeby czegoś szukać przez godzinę, bo przy napiętym harmonogramie czas często decyduje o jakości tekstu. Wielu czytelników lubi nas za teksty analityczne, komentarze, felietony i wywiady. Również za artykuły śledcze, których w polskiej prasie sportowej brakuje.
Wyspowiadać piłkarza Jeśli chodzi o wywiady z piłkarzami, to dominują pytania w stylu "Co pan czuje", "Jak się panu grało?", "Przeciwnicy pokazali dobrą klasę?" albo "Czy trzęsły się panu nogi, gdy wykonywał pan rzut karny?". Rozmowy przeprowadzane w pośpiechu, gdy sportowiec jeszcze dyszy ze zmęczenia, nie mają większego sensu. Modelowa wypowiedź piłkarza albo trenera po meczu jest następująca: "Bardzo się cieszę, że wygraliśmy, bo przeciwnik postawił nam wysokie wymagania. Udało nam się wznieść na szczyt możliwości i dlatego wynik jest korzystny. Nie chcę nikogo wyróżniać, grała cała drużyna. Muszę jeszcze raz obejrzeć mecz na taśmie, by powiedzieć, jakie błędy popełniliśmy. Na temat pracy sędziego nie chcę się wypowiadać". Takie rozmówki powstają, bo podobno potrzebują ich czytelnicy. Ja mam do nich krytyczny stosunek. Wolę wierzyć, że zamiast nich czytelnik chce przeczytać kilka zdań komentarza, napisanego przez dziennikarza.
Jedni piłkarze bardziej nadają się do poważnych wywiadów, inni mniej. Wiem z doświadczenia, że wcześniejsze umówienie się, podanie tematu rozmowy, przygotowanie pytań na kartce i wybór odosobnionego miejsca potrafią przełamać nawet najbardziej opornych. Wielu z tych, których nie podejrzewaliśmy o błyskotliwość, odpowiada ze swadą, a przynajmniej się otwiera. Życie piłkarzy naprawdę bywa ciekawe także poza boiskiem. Niektórzy się dziwią, gdy słyszą pytania o prywatność. Mówią, że choć udzielili już 50 wywiadów, nikt ich o takie rzeczy nie pytał. Kiedyś powiedział mi to Marek Citko, niedawno Sebastian Mila. Wyspowiadał mi się kilka lat temu ze swojego przeciekawego życia Mirosław Okoński, moim zdaniem, jeden z najlepszych piłkarzy, jacy biegali po polskich boiskach. Nie zrobił wielkiej, międzynarodowej kariery tylko dlatego, że głowa nie nadążyła za nogami. W kontakcie z piłkarzem dziennikarz powinien być trochę jak ksiądz.
Znać kulisy Jest takie powiedzenie, że w Polsce w piłkę grają działacze, a zawodnicy tylko kopią. To prawda. Jeden z działaczy, były prezes klubu z pierwszej ligi, na pytanie, co jest uczciwe w polskiej piłce, odpowiada: "Prawie nic". Wiele decyzji, dotyczących wyników meczów, zapada w gabinetach prezesów lub w restauracjach, gdzie niby przypadkowo spotkać można sędziów. Dziennikarz musi mieć świadomość, że często to, co widzi na boisku, jest od początku do końca fałszywe. Wszystko zostało już zakontraktowane i ułożone i tylko od klasy piłkarzy zależy, czy oszustwo będzie widoczne. Dobrzy zawodnicy potrafią dobrze oszukiwać, ale nawet wtedy nie można dać się nabrać. Nie raz i nie dwa byłem świadkiem głuchego śmiechu, jaki wzbudzała w działaczach lektura gazet sportowych.
Najlepszą obroną przed próbami wyprowadzenia dziennikarza w pole jest wiedza o kulisach piłki. Żeby wiedzieć – trzeba się spotykać i rozmawiać. To zadanie trudne, czasochłonne i zazwyczaj nieprzynoszące zawodowej satysfakcji, bo po takich spotkaniach w gazecie nie ma śladu.
W ostatnim pięcioleciu wiele było afer w polskiej piłce nożnej, które jednak nie wyszły na jaw, bo świadkowie bali się mówić. Mówienie prawdy wciąż powoduje ostracyzm środowiska. Zeznają ci, którzy nie mają nic do stracenia albo wypadli z układu. Przykłady takich ukrytych afer? Okoliczności, które doprowadziły do zwycięstwa Polski nad Bułgarią 3:0 w eliminacjach do mistrzostw Europy w 2000 roku. Dodatkowe, wysokie zarobki prawie wszystkich pracowników Polskiego Związku Piłki Nożnej przy okazji organizacji meczów. Prezes czołowego klubu w Polsce kupujący mecze u sędziów. Sprawa gwałtu na koreańskiej dziewczynie podczas pobytu reprezentacji na mistrzostwach świata. I wiele, wiele innych.
Wiarygodność dziennikarza, także piszącego o piłce nożnej, zależy od tego, czy wie, co w trawie piszczy, czy jest niezależny i przygotowany profesjonalnie do uprawiania zawodu. Bez tych trzech cech nie ma mowy o prawdziwym dziennikarstwie.
Dziennikarskie kiksy przeczytasz w styczniowym PRESS

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.