Temat: internet

Dział: INTERNET

Dodano: Kwiecień 13, 2024

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Abelard, syn Heloizy. Media nieprzesadnie wykorzystują najlepszego stand-upera w Polsce

– Od lat odrzucam różnego rodzaju propozycje – od pojawiania się w programach śniadaniowych, przez występy na imprezach komediowych, aż po czysto celebryckie formaty – mówi Abelard Giza. Ale o stand-upie zawsze chętnie rozmawia (screen: YouTube/Abelard Giza)

Kiedy zaczynał karierę stand-upera, gatunek był znany w Polsce głównie z amerykańskich filmów. Jego kanał na YouTubie ma 356 tys. subskrybentów, programy w sieci nawet kilkanaście milionów odsłon, a występy w salach na ponad tysiąc miejsc są błyskawicznie wyprzedawane.

Choć ze sceny nie oszczędza nikogo – dostaje się dzieciom, księżom, politykom, kobietom, damskim bokserom, niepełnosprawnym – to reakcją są zazwyczaj owacje na stojąco. Na czym polega fenomen Abelarda Gizy?

Kościół jeszcze 200, 220 lat temu oficjalnie palił ludzi na stosie. Oficjalnie. Dzisiaj jakiś promil księży na nielegalu dotyka dzieciaki. Kiedyś oficjalnie mordowali, dzisiaj paru dotknie pisiora za czekoladę. Czy nie jest lepiej?

Nie mówię, że jest dobrze, tylko się pytam, czy nie jest lepiej?

Czy Kościół nie staje się lepszy?

Powolutku, w swoim tempie, tup, tup, tup.

Hannę Stelmaszczyk, fizjoterapeutkę z Trzebnicy, matkę trójki dzieci, żarty Gizy wprawiają w dobry humor. Niektóre weszły do życia rodzinnego, np. pytanie „Są kalesonki?”, które pada, kiedy rodzina wybiera się na spacer w chłodniejszy dzień. Choć jest osobą wierzącą, nie oburza się na dowcipkowanie z pedofilii w Kościele czy ogólnie z religii. Ani na przekleństwa, które ze sceny padają gęsto.

– Moje ulubione żarty pochodzą z programu „Ludzie trzymajcie kapelusze” – opowiada. – To właśnie ten z babcią, która pyta ukrzyżowanego Jezusa o kalesonki, z zarazą w przedszkolu, do którego wysyła się dzieci, żeby tam, daleko od nas, jak najdłużej były, i z Jarosławem Kaczyńskim, który ucina głowę posłance Pawłowicz. Fakt, Giza przeklina sporo, używa ostrego języka. Ale jego puenty i spostrzeżenia są trafne, zarówno te dotyczące życia rodzinnego, jak i społecznych patologii. Ten program widziałam na żywo i wiem, że Giza ma świetny kontakt z publicznością.

Paweł Płoski, teatrolog, wykładowca Akademii Teatralnej, dyrektor Muzeum Karykatury w Warszawie: – Abelard Giza to jeden z tych artystów, którzy w ciągu ostatniej dekady zaczerpnęli inspiracje z anglosaskiego humoru, co dało kopa polskiej komedii. To też jedno z najmocniejszych nazwisk polskiego stand-upu. Jego monologi są dobrze wymyślone, błyskotliwe i złośliwe. Mają w sobie potencjał wywrotowy, niegrzeczny, dlatego są skierowane raczej do tych widzów, którzy są bardziej otwarci, gotowi na coś, co ich zaskoczy, czasem niektórych zniesmaczy.

Jestem zdrowy, co się często nie zdarza, bo od września, odkąd moja córka poszła do przedszkola, non stop przynosi jakieś choróbsko. Oczywiście, zacznę się przejmować, jak przyniesie kiłę. To jest jakiś system porąbany w tym przedszkolu, bo wystarczy, że chory przyjdzie jakiś kurwa Jasiu, bo nie nosił czapki jebaniec, i od niego zaraz zaraża się Krzysiu, debil, bo cały dzień bawili się w kaszlenie sobie w twarz. Potem zaraz Anetka, Justysia i Amelka, trzy tępe cipy ze słabym układem odpornościowym, potem Mia przychodzi chora do domu, kaszle w moją żonę, od niej ja się zarażam, ode mnie pani z monopolowego, od niej całe osiedle. 48 godzin z zegarkiem w ręku – widzę, jak Duda kaszle w telewizji.

Chłopak z Pruszcza Gdańskiego, gdzie mieszka do dziś, zaczynał karierę komika jeszcze w liceum, tworząc z przyjaciółmi kabaret Limo. Publicznie żartował jeszcze wcześniej – dla dzieciaka o orientalnej urodzie i z oryginalnym imieniem (zawdzięcza je dziadkowi, malarzowi Hugonowi Laseckiemu, który marzył, żeby tak nazwać syna, a kiedy urodziła mu się Heloiza, plan zrealizował się dopiero w kolejnym pokoleniu) humor był sposobem na przetrwanie na podwórku i w szkole.

Kabaret Limo w składzie Giza, Ewa Błachnio, Szymon Jachimek i Wojciech Tremiszewski działał przez 15 lat, kilkakrotnie budząc kontrowersje – kiedy komicy żartowali z pochówku pary prezydenckiej na Wawelu albo dowcipkowali z papieża, który jak każdy człowiek puszcza bąki. W tym drugim wypadku skończyło się karą za przekroczenie granicy swobody wypowiedzi nałożoną na TVP przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji.

Kreatywność Gizy nie wyczerpywała się w samym kabarecie – pisał też scenariusze filmowe, kręcił offowe filmy, za kilka z nich zdobył nagrody na festiwalach. Po rozpadzie Lima postawił na karierę stand-upera. Równolegle ze scenicznymi występami powstały jego książki – napisana wspólnie z Jackiem Stramikiem „Łapy precz od żartów”, „Zagłada i czekoladki” i opublikowany w końcówce ub.r. zbiór opowiadań „Otworzyć po mojej śmierci”. To nie wszystko – jest jeszcze słuchowisko „Mucha Lena”, serial „Kryzys” i podcast „Strefa Gizy”.

Stand-uper Kuba Śliwka jest przekonany, że na tle branży Abelarda Gizę wyróżnia właśnie determinacja. – Ma zajawkę totalną i nie chodzi mi tylko o stand-up, bardziej właśnie o pisanie, układanie żartów. Dla mnie stand-up jest zawodem, może hobby, u Abelarda to coś więcej. Jakaś wewnętrzna konieczność nim kieruje. Zarazem jest bardzo spójny z tym, o czym mówi ze sceny, to tak naprawdę ta sama osoba, tyle że cechy, które w życiu codziennym wydają się mniej ostre, na potrzeby spektaklu zostały pociągnięte grubą kreską.

Słyszeliście o tym, że jak myśliwi stwierdzą, że chcą polować, to trzeba wypierdalać z lasu? No tak się wkurzyłem! Myślę sobie: nie lubię myśliwych. Myśliwi są niepotrzebni. Może w dwunastym wieku ogarniali mięso. Ale dziś myśliwy jest jak zdun, ale zdunów lubię. Żaden zdun nie wszedł i nie krzyknął: „Będę stawiać piec, wypierdalać”. Myśliwy nie jest elementem natury. Żaden wilk jak upoluje zająca, to sobie z jego martwym ciałem nie robi selfie. Wilk jak goni stado, łapie najsłabsze ogniwo, dzięki czemu stado jest zdrowsze i silniejsze. Myśliwy potrafi pierdolnąć typa na rowerze przez pomyłkę, to jak z trzystu metrów oceni, że akurat ten zając ma skoliozę albo zeza?

Kacper Ruciński, obok Gizy jeden z pierwszych i najpopularnieszych polskich stand-uperów, poznał Abelarda przez kino. – Wiedziałem, że robi filmy – opowiada. – Miałem trochę gotówki i stwierdziłem, że albo wydam ją na pierdoły, albo zrobię coś pożytecznego i postanowiłem wyprodukować film. Zaczęliśmy się spotykać nad scenariuszem, ostatecznie nic z tego nie wyszło, w dodatku Abelard nie chciał pieniędzy. Tłumaczył, że ten element finansowy łączy się ze zbyt dużą presją, ale zostaliśmy przyjaciółmi, a potem jeszcze połączył nas stand-up. Abelard jest zdolny, pracowity, śmieszny, zaangażowany, wrażliwy. To perfekcjonista z silnym charakterem, dobry przyjaciel i znakomity komik.

Giza rewanżuje się za te komplementy, nazywając Rucińskiego „najczystszym przedstawicielem pierwszej fali stand-upu”. I opowiada, z czym łączyła się ta pionierska działalność: – Po latach pracy w kabarecie miałem pewne naleciałości tamtego gatunku, a stand-up wymaga innego sposobu bycia na scenie, mówienia nie tyle przez postać, ile przez siebie. Jedyną szkołą była obserwacja, oglądaliśmy więc sporo amerykańskiego i brytyjskiego stand-upu, część tych największych artystów widziałem na żywo. To oczywiście nie wystarcza, wciąż się uczę, nieustannie podglądam moich najlepszych kolegów po fachu.

Kiedy pytam o listę wykładowców w jego wymarzonej szkole stand-upu, nie ma problemu z jej skompletowaniem. Więc, po pierwsze, Amerykanin Doug Stanhope. – Prowadziłby lekcje z zaangażowania, z mocy przekazu. Na jego zajęciach trzeba się skupić, bo do tych monologów trudno jest potem wrócić, to nie są jakieś superśmieszne żarty, raczej poważne przekminki – mówi Giza.

Zaraz potem Louis C.K., który uczy, jak łączyć zaangażowanie z mocnym, niepoprawnym żartem. – To, co robi, sprawia, że zło staje się śmieszne, a dzięki temu wydaje się mniej groźne.

Z sali obok dobiegają wrzaski – to ćwiczenia u Billa Burra, czyli pana od emocji na scenie: – Trochę krzyczy, trochę się wkurza, bywa szowinistyczny, balansuje na granicy dobrego smaku, zdarza się, że u widza wywołuje dyskomfort, napięcie, ale robi to wszystko, żeby zmusić go do myślenia.

***

To tylko fragment tekstu Magdaleny Piekarskiej. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”. Przeczytaj go w całości w magazynie.

„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.

Czytaj też: Nowy "Press": Chrabota o redakcji i muzyce, maestro Kącki, sylwetka Pacewicza i transkrypcja

Press

Magdalena Piekarska

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.