Dział: WYWIADY

Dodano: Grudzień 11, 2015

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Nie jestem łowcą głów

Jack Czarnecki (fot. Piotr Król/Press)

Rozmowa z Jackiem Czarneckim, laureatem Grand Press 2015 w kategorii News za materiał „Afera madrycka”

Najpierw „Fakt” opublikował zdjęcia polityków PiS, którzy wraz żonami dobrze bawili się w samolocie do Madrytu. Co spowodowało, że zaczął Pan drążyć ten temat?

Zaczęliśmy się zastanawiać dlaczego politycy do tego Madrytu lecieli. Zaczęliśmy szukać, pytać, sprawdzać i trafiliśmy na osobę, która powiedziała, że posłowie PiS byli tam służbowo. Jak służbowo, to postanowiłem sprawdzić na jakiej podstawie, bo nie wiedziałem, że posłowie służbowo latają tanimi liniami. I wtedy ktoś powiedział mi, że oni wzięli ryczałt na samochód.

To był informator, o którym wspominał Pan na scenie?

Nie. Dopiero później zadzwonił do mnie człowiek, mówiąc, że widzi dokument z prośbą o udzielenie delegacji i nie dowierza. Wpadłem do redakcji, była za piętnaście trzecia. Mówię do chłopaków: „Nie dość, że byli tam służbowo, to jeszcze wzięli ryczałty na samochód, a polecieli tanimi liniami lotniczymi. To jeszcze trzeba sprawdzić dokładnie, bo widziałem tylko jeden, dwa papiery.” Oni na to, że jeśli jestem pewien i widziałem papiery, to powinienem to robić. Informator nie miał interesu, żeby mnie okłamywać, to nie jest ktoś, kto mnie wpuszcza w maliny. I zrobiliśmy pierwszy materiał. Później musiałem trochę nacisnąć, żeby ten dokument dostać i sfotografować. Jak się okazuje najważniejszy był ten pierwszy materiał, który puściliśmy o godzinie 15. Zrobiliśmy to trochę łamiąc swoje zasady, ale w tej chwili media tak się zmieniły, że nie można czekać.

A gdyby Pan poczekał?

17 minut dzieliło nas od innej redakcji, która z innego źródła dostała wspomniane dokumenty. Dziś informacje krążą bardzo szybka i to jest bardzo ryzykowne. Można się łatwo wkopać. Tutaj byłem jednak pewien człowieka, który mi pokazał dokumenty. Nie byłem jedynie pewny tych papierów, które widziałem. To były wspomniane prośby o udzielenie delegacji. Kiedy Mariusz Błaszczak ogłaszał w Sejmie, że zawiesza polityków, to wiedziałem, że nie ma się już czego obawiać.

Spodziewał się Pan, że po tym newsie cała trójka zostanie wyrzucona z partii?

Absolutnie nie. Ja dwóch z tych trzech posłów nawet lubię - Adama Hofmana i Mariusza Kamińskiego. To była świeża krew w PiS, ludzie myślący. Nawet politycy PO dzwonili do mnie i mówili: „Co ty opowiadasz, Mariusz Kamiński to jeden z aktywniejszych, dobrze pracujących posłów”. Dziwiłem się, że poszli na taki układ. W sumie, to nie lubię zajmować się takimi sprawami, bo nie jestem łowcą głów.

Daria Różańska

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.