Ewa Lalik w sieci
Na Facebooku zablokowałam wyświetlanie postów większości osób - pisze Ewa Lalik, blogerka i szefowa projektów specjalnych serwisu Spider's Web.
Mój Internet zaczyna się kilka minut po przebudzeniu, a kończy chwilę przed położeniem się spać. Jednym z jego najbardziej stałych elementów jest serwis strumieniowania muzyki Deezer. Korzystam z niego na smartfonie, siedząc przy komputerze, a gdy wyjeżdżam – na tablecie. To, czego słucham, opiera się głównie na rekomendacjach Deezera.
W kolejnej karcie przeglądarki prawie zawsze otwarty mam serwis Techmeme, świetny agregator newsów i długich tekstów technologicznych, tworzony przez żywych ludzi, a nie algorytmy.
Kilka razy dziennie odwiedzam też Yahoo Tech News, serwisy telewizyjnych kanałów informacyjnych BBC, CNN i działy technologiczne dużych telewizji, np. NBC lub ABC. Może nie są to miejsca zorientowane na technologię, ale zamieszczane w nich treści dają dobry ogląd tego, jak technologie odbierane są przez masowego odbiorcę.
Na Twitterze (@ewqaewqa) spędzam większość dnia, bo może sam serwis jest niewielki w porównaniu z Facebookiem, ale nie ma innego miejsca, które dostarcza informacji w tak szybki, zwięzły i konkretny sposób. Twitter byłby niczym bez użytkowników. Po trzech latach wypracowałam grono osób i kont, które obserwuję, co pozwala mi trzymać rękę na pulsie wieści z branży technologicznej. Najbardziej cenię sobie profile serwisów: CNet (@cnet), technologicznej części Business Insider (@sai), Fast Company (@fastcompany) i agregatora @technonews, gdzie znaleźć można newsy i analizy.
Jednak w dotarciu do newsów i ciekawych, inspirujących komentarzy pomagają mi dziennikarze oraz ważne postaci mediów i świata technologicznego. W szczególności są to: Matt Brian (@m4tt), redaktor serwisu Engadget.com, Danny Sullivan (@dannysullivan) z Marketingland.com, Nicholas Carlson (@nichcarlson), redaktor Business Insider, Henry Blodget (@hblodget), założyciel i szef Business Insider, Mike Isaac (@mikeisaac), redaktor serwisu AllThingsD, Om Malik (@om), założyciel serwisu Giga OM, Joshua Topolsky (@joshuatopolsky), naczelny serwisu The Verge, Alex Wilhelm (@alex), autor serwisu TechCrunch, Owen Thomas (@owenthomas), naczelny serwisu ReadWrite lub Matthew Panzarino (@panzer), redaktor TechCrunch. To osoby, które robią media technologiczne za granicą i chętnie dzielą się swoimi znaleziskami, niekoniecznie pochodzącymi z ich macierzystych serwisów.
Z Twittera pochodzi większość treści, które konsumuję: krótkich, długich, newsowych, analitycznych i pogłębionych, o technologii, mediach lub kulturze.
Rzadko zaglądam do polskich serwisów. Wystarcza mi ich przegląd raz na tydzień. Najważniejsze informacje i ciekawostki z kraju trafiają do mnie zwykle przez Facebooka. I to mocno przesianego, bo zablokowałam wyświetlanie postów większości osób – zostawiłam ok. 20, które wrzucają najciekawsze treści.
Moją ostatnią miłostką są serwisy popularnonaukowe, takie jak PopSci.com, a nawet bardziej zaawansowany Technologyreview.com. Zakochałam się też w profilu Węglowy Szowinista na Facebooku, który zbiera ciekawostki okołonaukowe, a także celnie i przystępnie je komentuje.
Podobno nastała rewolucja mobilna i aplikacje wszelakie podbijają serca użytkowników. Dla mnie smartfon to przede wszystkim komunikator – dzięki Facebook Messenger i aplikacji e-mailowej. To także miejsce na muzykę, aparat z edycją zdjęć w aplikacji Pixlr Express i terminal do kupowania biletów miejskich lub wypłacania gotówki z bankomatów, gdy kolejny raz zgubię karty płatnicze. Tu sprawdza się aplikacja Skycash, może nie najładniejsza, ale funkcjonalna. Nie obyłabym się też bez aplikacji pomagającej dotrzeć do celu JakDojade.pl, zarówno w wersji mobilnej, jak i przeglądarkowej. To świetne narzędzie dla użytkowników komunikacji publicznej. Tak samo zresztą jak Bilkom w przypadku pociągów.
Nie znoszę myśli, że to małe urządzenie rządzi moim życiem i dlatego synchronizację w smartfonie mam wyłączoną, a powiadomienia sprawdzam ręcznie. Oszukuję się w ten sposób, że nie jestem uzależniona.
Tablet to inna bajka. Przez większą część dnia nieużywany, ożywa najczęściej w podróży. Wtedy służy jako maszyna do pisania. Wieczorami dostarcza rozrywki. Moim małym, wstydliwym grzeszkiem jest aplikacja z usługą wideo na żądanie Ipla, w której zdarzy mi się obejrzeć film lub odcinek serialu. Natomiast Autodesk Sketchbook w parze z rysikiem to narzędzie idealne do notowania, a nawet szkicowania. W aplikacji Pocket czytam zebrane przez cały dzień teksty. Natomiast Tinder to aplikacja, która na podstawie pozycji geolokalizacyjnej pomaga mi poznawać obcokrajowców mieszkających w Polsce.
Jednak mój Internet to nie narzędzia i poszczególne serwisy, lecz długo tworzona sieć kontaktów, która dostarcza wiedzy i rozrywki.
Tekst był publikowany w "Press" (11/2013)
(18.01.2014)










