Wydanie: PRESS 12/2005

Ranking

Jestem patologicznym wzrokowcem, przede wszystkim więc czytam. Z dzienników codziennie starannie przeglądam „Rzecz-pospolitą” i „Gazetę Wyborczą”. „Wyborcza” na szczęście przestała już być misjonarką uzurpującą sobie prawo do jedynie słusznego opisu polskiej sytuacji. I chociaż mniej irytuje political correctness, to niestety zaczyna też tracić na wyrazistości. Nie wiem, dlaczego zepsuto ongiś ciekawą drugą stronę, która jest teraz statyczna i anemiczna. Zaletą dziennika są natomiast bieżące komentarze Ewy Milewicz. Silną stroną „Wyborczej” są też komentarze międzynarodowe. Szczególnie cenię takich autorów, jak Leopold Unger, a także Timothy Garton Ash i Dawid Warszawski. Chętnie czytam wywiady z Aleksandrem Smolarem. Choć sam byłem współzałożycielem, z bólem muszę powiedzieć, że nie lubię publicystyki religijnej w „Arce Noego”. Za dużo tam ideologii. Gdyby za kilkadziesiąt lat ktoś chciał z „Arki Noego” dowiedzieć się czegoś o współczesnym polskim Kościele, doszedłby do absurdalnych wniosków. W „Rzeczpospolitej” z przyjemnością czytam dodatek „Plus Minus”. Teksty są zazwyczaj znacznie ciekawsze niż w „Gazecie Świątecznej”. W „Rzepie” na uwagę zasługuje też – ostatnio mniej obecne – dziennikarstwo śledcze. Ponadto mają tam ciekawy dział opinii, do którego udało się pozyskać roztropnie piszące dwie panie – Agnieszkę Kołakowską i Lilianę Sonik. Sensownymi tekstami zwrócił też moją uwagę stażysta Marek Pielach. Silną stroną „Rz” są felietony Macieja Rybińskiego, który co drugi, a w najgorszym wypadku co trzeci dzień potrafi rozśmieszyć do łez. Także inteligentne komentarze grafików Sawki i Krauzego pozwalają się zaśmiać nawet z najbardziej żałosnych faktów życia publicznego. W „Naszym Dzienniku” oglądam tylko pierwszą stronę. Zawsze jest na niej tyle tytułów ponurych i katastroficznych, że boję się dalej zagłębiać. Jeśli chodzi o tabloidy, miałem je kilka razy w ręku i wiem już, że nie będę miał więcej. Taki sposób opisu świata odrzuca mnie organicznie. W „Fakcie” mają dość ciekawy dodatek „Europa”. Nie będę jednak dla jednego dodatku kupował całej gazety. „Nowy Dzień” zobaczyłem dwa razy i chwatit. Z tygodników najważniejsze dla mnie jest „Forum”. Od dziecka, od pierwszego numeru, jestem jego wiernym czytelnikiem. Choć są to przedruki, dostarczają wielkiej wiedzy o świecie. „Polityka” jest redagowana starannie i myśląco. Mam jednak uraz, widząc na jej łamach peerelowskich felietonistów, do których szczerości nie mam wielkiego przekonania. „Newsweek Polska” przez krótkie łamanie i dużą liczbę zdjęć jest dla mnie zbyt pędzący i pocięty, ale zawsze warto poczytać Piotra Zarembę, który inteligentnie i rzetelnie komentuje rzeczywistość. Do „Wprost” mam lekki dystans, bo pismo najpierw było nastawione przyjaźnie wobec obozu władzy, potem wręcz przeciwnie, raz było bardzo antykościelne, a potem prokościelne. Cenię za to autorów rubryki „Z życia koalicji i opozycji” Mazurka i Zalewskiego za zdolność dostrzegania komizmu w życiu politycznym. Zawsze czytam Bronisława Wildsteina, bo dogłębnie komentuje sytuację w kraju i za granicą, a jego wywiady mają szerszy, cywilizacyjny wymiar. Przeglądam też „Tygodnik Powszechny” i „Gościa Niedzielnego”, bo się należy. Jednak najwięcej informacji i – o dziwo – dobrej publicystyki znajduję w „Biuletynie Katolickiej Agencji Informacyjnej”. To naprawdę niezbędne źródło wiedzy o Kościele w Polsce i na świecie. Bliski jest mi „Ozon”. Mam wrażenie, że teraz jest bardziej dynamiczny i wyrazisty. „Przekrój” kartkuję tylko wtedy, gdy wpadnie mi w ręce. Jestem jednak z tych, którzy z mlekiem matki wyssali dawny „Przekrój”, ten z humorem z zeszytów szkolnych, Kernem, Kydryńskim, Falkowską czy Filutkiem. Zdaję sobie jednak sprawę, że czytelnik – taki mamut jak ja – ginącego gatunku dla redakcji nie jest już problemem. Ona celuje w przyszłość. Zaglądam też do miesięczników „Znak”, „Więź” i „W drodze” oraz do dwumiesięcznika „Społeczeństwo”, które zajmuje się nauczaniem społecznym Kościoła. Biję się w piersi, ale radia nie słucham w ogóle. Telewizję oglądam sporadycznie. Poluję głównie na informacje i wiadomości, dlatego ogromnie się cieszę z TVN 24. Ważne jest – i przypisałbym to w dużej mierze Tomaszowi Lisowi – że mamy trzy przyzwoite programy informacyjne. Robiąc „Fakty”, a potem „Wydarzenia”, Lis wymusił reformę na „Wiadomościach”. Ta rywalizacja jest zbawienna. Staram się oglądać także debaty Durczoka i Lisa. Widać, że obaj panowie, przygotowując się do programu, odrabiają lekcje. Odrabia je też Monika Olejnik, ale ona zazwyczaj atakuje czy krytykuje rozmówcę z jednej strony – od strony poglądów „Gazety Wyborczej”. Mało mam teraz czasu na kibicowanie, ale od dziecka jestem zagorzałym fanem piłki nożnej, siatkówki, lekkiej atletyki, a skoki narciarskie oglądam nie od Małysza, lecz od Olimpiady w Innsbrucku w 1964 roku. Dlatego ubolewam nad żenującym poziomem, często szowinistycznych, komentarzy w TVP. Ucieczka na Polsat Sport czy choćby Eurosport jest chwilami konieczna dla higieny intelektualnej i lingwistycznej. Polscy dziennikarze sportowi muszą się jeszcze wiele nauczyć np. od tych z USA czy z Wielkiej Brytanii. Tam analizy, infografiki, podpowiedzi dla kibiców są bez porównania bardziej twórcze, a mniej rozwlekłe i stronnicze. Autor jest prowincjałem Polskiej Prowincji Dominikanów, publicystą, autorem wielu książek

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.