Można opowiedzieć historię o marce bez packshotowej pasmanterii, w formacie dłuższym niż minuta i bez konsultacji z grupą fokusową
Rozmowa z Wojciechem Dagielem, dyrektorem kratywnym i właścicielm agencji Lvov, która zdobyła Grand Prix na Festiwalu Reklamy Golden Drum 2015 w kategorii Film
Na festiwal Golden Drum w Portorożu wysłaliście jedno zgłoszenie i otrzymaliście za nie Grand Prix. Należy Wam się także nagroda ze efektywność.
Nasz film bardzo pasuje do tego festiwalu. Historia pana Stefana Płażka z wojną w tle jest szczególnie bliska krajom Nowej Europy. W składzie jury był Rosjanin i Niemiec. Robiliśmy w agencji zakłady czy będą politycznie poprawni, czy może poczują się dotknięci naszą opowieścią.
Tak trafna selekcja prac nie jest chyba łatwa.
Pod szyldem agencji Lvov działamy dopiero od roku. Nie mieliśmy dużego wyboru.
Zaprocentowały lata doświadczeń w wysyłaniu prac na festiwale. Jesteśmy bardzo krytyczni, bo sami wielokrotnie byliśmy jurorami i przy co najmniej połowie ocenianych prac zastanawialiśmy się, dlaczego agencje zmarnowały pieniądze na ich zgłoszenie.
"Ostatnia butelka" dla J.A. Baczewski urzekła nie tylko jurorów, ale także widzów podczas prezentacji na finałowej gali.
Wspólnie z Kasią Sośnierz byliśmy przerażeni, że nas na gali wybuczą. Film trwa aż cztery minuty. Znudzona zazwyczaj publiczność takich imprez czeka na after party, a tu puszczamy im polski dokument i to z napisami. Ale nasz film publikę oczarował. Brawa przeplatały się z salwami śmiechu i chwilami ciszy. Na końcu były owacje. Wielokrotnie odbieraliśmy nagrody na tej scenie, ale tym razem było wyjątkowo. Poczuliśmy się dumni, także jako Polacy, a nie tylko autorzy nagradzanej produkcji.
Alkohole to bardzo trudna kategoria w reklamie. Trudno cokolwiek zrobić, aby nie złamać prawa.
Ograniczenia zwykle działają stymulująco. Nie myśleliśmy o tym projekcie jako typowej reklamie. Chieliśmy zrobić dokument i dlatego zdecydowaliśmy się na współpracę z wybitnym polskim dokumentalistą Marcinem Koszałką. Z połączenia prawdziwej i niezwykłej historii pana Stafana Płażka z talentem artysty musiało powstać coś wyjątkowego.
Najważniejsze jednak było to, że klient - Paweł Gorczyca - dał nam totalnie wolną rękę. Powiedział, że chce zobaczyć film dopiero wtedy jak będzie skończony. Nie akceptował niczego po drodze, nie konsultował scenariusza. Wiedział tylko, że wystąpi w filmie w jednej scenie. Miał się pojawić w określonym miejscu o określonej godzinie. Panowie Gorczyca i Płażek poznali się przed kamerą, dlatego wszystko w tym filmie jest prawdziwe i autentyczne, a żadne ujęcie nie zostało powtórzone.
To prawda, że przy tej reklamie pracowało zaledwie kilka osób z waszej agencji Lvov?
Tak, choć zaangażowanych było więcej ludzi: producenci z Trajler & More i ze studia Rytmika, Marcin Koszałka, rodzina bohatera. Muszę też wymienić genialnego montażystę Krzysztofa Komandera, który miał ogromny wpływ na finalny kształt filmu.
Projekt powstawał przez siedem miesięcy. Trwało to tak długo z uwagi na stan zdrowia głównego bohatera. Pan Płażek ma 95 lat. Było to dla niego spore wyzwanie, ale jak wiadomo przedwojenne roczniki są nie do zdarcia. Dzielnie współpracował z całą ekipą.
"Ostatnia butelka" to jeszcze reklama?
To zdecydowanie film, w którym marka jest drugoplanowym bohaterem. Nie ma tu ujęć packshotowych, nie ma haseł reklamowych. To tylko dobrze opowiedziana historia. Nie zagrana, tylko zdokumentowana. Można opowiedzieć historię o marce bez packshotowej pasmanterii, w formacie dłuższym niż minuta i bez konsultacji z grupą fokusową. Co trzecia osoba, która obejrzała ten film szerowała go do swoich znajomych. To najwyższa forma uznania dla tego przekazu.
Czy "Ostatnia butelka" to projket jednorazowy, czy będzie miał kontynuację?
To na pewno nie jest jedyna opowieść jaka kryje się za marką J.A. Baczewski. Przed wojną to był prawdziwy love brand, a od właścicieli tej marki mógłby się uczyć sam Richard Branson. Życzyłbym wszystkim marketingowcom takiego dystansu i odwagi na polu działań komunikacyjnych, jaką mieli Baczewscy.
Rozmawiała Agata Małkowska-Szozda
(27.10.2015)










