Dział: PRASA

Dodano: Wrzesień 11, 2025

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Część redakcji zamiast informować o rosyjskich dronach, czekała na oficjalne komunikaty

Telewizje informacyjne wydania specjalne rozpoczeły po kilku godzinach (screen: YouTube/Telewizja Republika)

W nocy z wtorku na środę o wlatujących do Polski rosyjskich dronach więcej można było się dowiedzieć z mediów społecznościowych niż z polskich tradycyjnych mediów. Polskie redakcje podawały głównie oficjalne komunikaty i powoływały się na zagraniczne media. Dziennikarze i szefowie mediów się tłumaczą, że woleli zachować ostrożność.

Premier Donald Tusk w środę poinformował, że pierwsze naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony nastąpiło we wtorek około godz. 23.30. O godz. 23.45 ukraiński kanał PPO Radar, informujący na bieżąco o ruchach rosyjskich dronów i rakiet na popularnym w tym kraju komunikatorze Telegram, informował, że trzy drony lecą z Wołynia w kierunku Polski. Po czterech minutach pojawiła się tam informacja już o ośmiu dronach. Pięć minut po północy PPO Radar donosił o tym, że kolejne rosyjskie drony są 50 km od polskiej granicy. O godz. 00.17 w kanale napisano, że holenderski myśliwiec F-35 leci do polski "prawdopodobnie zestrzeliwać Shahedy" i jest już nad Niemcami. O godz. 0.18 PPO Radar przekazał, że myśliwiec F16 zestrzelił nad Polską dwa rosyjskie drony. O godz. 0.31 kanał ostrzegał, że poszczególne drony zmierzają w kierunku Lublina, Rzeszowa, Siedlec i Radomia. O godz. 0.39 ukraiński kanał napisał o tym, że zamknięte zostało lotnisko w Rzeszowie. O tym, że drony lecą na Polskę m.in. z Białorusi, użytkownicy kanału mogli się dowiedzieć o godz. 0.51. Informacje o tym, co się dzieje w Polsce i na polskim niebie, Ukraińcy przekazywali na bieżąco do rana. Większość z nich później się potwierdziła.

O tym, jak wygląda atak rosyjskich dronów na Polskę, można było się też dowiedzieć np. z serwisu X. Przykładowo, Tomasz Grzywaczewski, dziennikarz i autor książek, powołując się na inny ukraiński kanał na telegramie Rozwidka Ukrainy, informował: "Ukraińskie źródła informują, że co najmniej 6 rosyjskich dronów miało wlecieć nad terytorium Polski w kierunku Zamościa, Chełma, Lublina, Rzeszowa. Przestrzeń powietrzna nad lotniskiem Rzeszow-Jasionka została zamknięta" i zamieścił mapę z zaznaczonymi dronami wlatującymi w polską przestrzeń powietrzną.

Sygnałów o tym, że dzieje się coś niepokojącego nad wschodnią granicy Polski nie brakowało. Polskie media jednak długo milczały. Polska Agencja Prasowa dopiero o godz. 0.50 opublikowała depeszę na temat dronów. Był to oficjalny komunikat Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych (DORSZ), w którym nie było mowy, że jakieś obiekty przekroczyły polską przestrzeń powietrzną. Znalazła się w nim informacja, że operują w niej "polskie i sojusznicze statki powietrzne, a naziemne systemy obrony powietrznej i rozpoznania radiolokacyjnego osiągnęły stan najwyższej gotowości".

Kolejna depesza PAP pojawiła się o godz. 1.34 i powoływała się na ustalenia agencji Reutera. "Jak przekazała agencja Reutera, ukraińskie siły powietrzne ostrzegły w nocy z wtorku na środę, że rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną" – brzmiała informacja.

– Publikowaliśmy to, co mieliśmy – tłumaczy Wojciech Tumidalski, redaktor naczelny PAP.

PAP nie mógł skorzystać z informacji podawanych przez ukraińskie kanały na Telegramie, oczywiście po ich zweryfikowaniu w swoich źródłach? – Nie mogliśmy podawać informacji z mediów społecznościowych bez weryfikacji. Podawaliśmy depesze tak szybko, jak mogliśmy – mówi Tumidalski. I zapewnia, że PAP nie poprzestawał na przekazywaniu oficjalnych komunikatów. – Podaliśmy informację, powołując się na nieoficjalne źródła, że zamknięta jest przestrzeń powietrzna. To była nasza informacja – podkreśla Tumidalski. Dokładnie depesza PAP z godz. 2.57 brzmiała: "Nieoficjalne źródła: zamknięta przestrzeń powietrzna nad lotniskami w Rzeszowie, Lublinie, Warszawie i Modlinie". Tylko że sporo wcześniej informację o zamknięciu tych lotnisk podała amerykańska Federalna Administracja Lotnictwa (FAA).

Wojciech Tumidalski zapewnia, że w nocy z wtorku na środę budzeni byli kolejni dziennikarze. – Z każdą kolejną godziną pracowało coraz więcej dziennikarzy. Mamy procedury powiadamiania się w takich sytuacjach – zapewnia Tumidalski.

Onet informację o zamknięciu lotnisk podał o godz. 1.39, powołując się na FAA. Relację na żywo portal uruchomił o 2.55 od powołania się na oficjalny komunikat, że "Dowództwo Operacyjne RSZ poinformowało, że w nocy z 9 na 10 września 2025 r. Federacja Rosyjska wykonuje kolejne zmasowane uderzenia na obiekty znajdujące się na terytorium Ukrainy".

Dlaczego tak późno? Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny Onetu, zaznacza, że jest na urlopie i nie wie dokładnie, jak wyglądała praca w jego redakcji w nocy z wtorku na środę. – Onet nie powoływał się na X czy Telegram, bo nie uważamy ich za wiarygodne źródła informacji – mówi Weglarczyk. – Nie można podawać informacji, że być może rozpoczynamy wojnę z Rosją, powołując się na ukraińskie kanały na Telegramie. Nie wiem, jak w mojej redakcji wyglądała weryfikacja pojawiających się informacji. To była jednak noc i trudno było wysłać kogoś na ulicę, żeby sprawdził – jak to się robi w przypadku wypadku samochodowego – co się stało. Te drony spadały daleko od Warszawy. Trudno podrywać kogoś o pierwszej w nocy, żeby jechał ponad 100 kilometrów i sprawdzał, co się stało – zastrzega Węglarczyk.

Wirtualna Polska podała o godz. 0.46 informacje z komunikatu DORSZ. Napisała też: "Wcześniej ukraińskie media podały informację o kilku rosyjskich dronach, które miały naruszyć polską przestrzeń powietrzną". Kolejna informacja WP.pl była z godz. 4.01, że "Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych potwierdziło, że w nocy z wtorku na środę doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez drony".

– Nie spałem od czwartej rano – mówi dziennikarz WP.pl, który prosi o anonimowość. – Uważam, że bardzo dobrze, że opieraliśmy się na oficjalnych komunikatach, a nie na ukraińskich kanałach w Telegramie. W nocy na dyżurze siedzi jedna osoba i w takiej sytuacji nie jest w stanie zweryfikować wszystkiego, co pojawia się w mediach społecznościowych – dodaje.

Interia o zamknięciu niektórych polskich lotnisk w związku z atakiem rosyjskich dronów napisała o godz. 5.24. Kolejny komunikat portal podał o 5.45: "Trwa operacja związana z wielokrotnym naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej. Przeciwko obiektom wojsko użyło uzbrojenia – poinformował premier Donald Tusk".

RMF FM i Radio Zet o godz. 2 w nocy poinformowały o naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej za agencją Reutera (wcześniej – o godz. 1 – rozgłośnie przekazały informacje z komunikatu DORSZ).

"Agencja Reutera podała, że drony kierują się na Zachód i zagrażają Zamościowi. Powołała się na ukraińskie siły powietrzne, które umieściły taki komunikat na Telegramie. Jak zauważa Ukraińska Prawda, komunikat był potem edytowany i usunięto z niego wzmiankę o tym, że drony przekroczyły polsko-ukraińską granicę" –  informował RMF FM w "Faktach" o godz. 2. W kolejnym wydaniu – o godz. 3 – rozgłośnia podawała: "Ukraińskie media informowały, że kilka rosyjskich dronów przekroczyło granicę Polski. Nie ma jednak oficjalnego potwierdzenia ze strony polskich władz, że rosyjskie drony rzeczywiście znalazły się w polskiej przestrzeni powietrznej".

– Zdecydowaliśmy się podać te informacje już o 2 i 3, bo nasi słuchacze cenią nas za szybkość i rzetelność. Informacja podana na podstawie depeszy agencji Reutera była precyzyjna i zniuansowana. Uznaliśmy, że nie ma powodów, by czekać – mówi Michał Rodak, dyrektor informacji RMF FM. W "Faktach" o 4 pojawiło się pierwsze wejście na żywo reportera, a serwisy zaczęto nadawać co pół godziny.

Program I Polskiego Radia w "Aktualnościach" o godz. 1 przekazał: "Polskie wojsko prewencyjnie poderwało myśliwce w celu ochrony naszej przestrzeni powietrznej". Z kolei o godz. 2 podano: "Siły powietrzne Ukrainy poinformowały, że rosyjskie drony mogły naruszyć polską przestrzeń powietrzną w rejonie Zamościa. We wpisie na Telegramie podano, że trwa zmasowany rosyjski atak z użyciem bezzałogowców na ukraińskie miasta". Z kolei Program III Polskiego Radia w nocy nie emituje serwisów informacyjnych.

Dlaczego agencja Reutera mogła podać informację, a polskie media tylko się na nią powoływały? – Kiedyś obserwowałem, jak oni pracują. Wiem, że gdy się coś dzieje poważnego, oni potrafią zadzwonić w nocy do sekretarza generalnego NATO i zapytać, co się dzieje. U nas nie ma takiej praktyki, żeby w nocy ktoś budził na przykład Donalda Tuska. Ale czasy są takie, że może należy się tego uczyć – mówi Bartosz Węglarczyk z Onetu.

Depesza agencji Reutera ok. 2 w nocy była już na pasku w TVN 24. Kanały TVP Info i Polsat News skoncentrowały się na oficjalnych komunikatach. TVP Info przed 1 w nocy na pasku podawał: "Dowództwo Operacyjne: w naszej przestrzeni operują polskie i sojusznicze statki powietrzne, a naziemne systemy obrony powietrznej i rozpoznania radiolokacyjnego osiągnęły stan najwyższej gotowości".

– Od 1 w nocy byliśmy w gotowości, a pierwsza informacja na pasku pojawiła się o 2.20 za Dowództwem Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych. Antena ruszyła znacznie wcześniej niż normalnie. To są zbyt poważne sprawy, by bazować na powiadomieniach z mediów społecznościowych. Trzeba pamiętać, że akcja dezinformacyjna trwa i nawet w takich momentach trzeba zachować czujność – przekonuje Piotr Witwicki, dyrektor pionu informacji i publicystyki Telewizji Polsat. Grzegorz Sajór, dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, dodaje: – Wyznajemy zasadę, że w takich sytuacjach bazujemy przede wszystkim na oficjalnych komunikatach.

Telewizje informacyjne programy na żywo uruchomiły po kilku godzinach. Jako pierwszy – o 5.26 – wydanie specjalne rozpoczął kanał TVP Info, przerywając powtórkę "Kwiatków polskich". Cztery minuty później – o 5.30 – ruszył program na żywo w Polsat News, a o 5.54 – w TVN 24. Następnie TVN 24 miał np. dwa wydania "Rozmowy Piaseckiego" zamiast jednego standardowego. Republika o 5.43 przerwała regularny program "Republika. Wstajemy", który startuje o 5.30, i zaczęła wydanie specjalne (pierwsze informacje o dronach podano po 1 w "Republika nocą", ale nie zdecydowano się na wydanie specjalne). W stacji wPolsce24 standardowo o 6 ruszyły "Wiadomości poranne", poświęcone m.in. naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej. W tryb wydania specjalnego stacja weszła ok. 6.35.

Większość mediów regionalnych i lokalnych informowała o rosyjskich dronach dopiero rano. Kilka minut po godz. 6 centralny newsroom Polska Press Grupy opublikował na portalu i.pl i portalach regionalnych pasek "breaking news". Zrobił to wydawca, który towarzyszył ministrowi obrony narodowej Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi podczas jego wizyty w Londynie.

Należące do Polska Press rzeszowskie "Nowiny" pierwszą informację o dronach opublikowały o godz. 6.36. "Kurier Lubelski" o komunikacie DORSZ poinformował o godz. 6.50, a 28 minut później podał informację o pierwszym ze znalezionych dronów.

– W Białymstoku, Lublinie i Rzeszowie, kluczowych w tej sytuacji, mamy niewielkie redakcje, które nie utrzymują nocnych dyżurów – mówi Marek Twaróg, redaktor naczelny Polska Press. – Ale uczymy się nowej rzeczywistości i musimy się zastanowić, czy w obliczu coraz bardziej napiętej sytuacji takich dyżurów, przynajmniej centralnie, nie wprowadzić – dodaje.

W Polska Press dość późno, wyłącznie z przyczyn technicznych, pojawiła się specjalna sekcja "Rosyjskie drony nad Polską", do której trafiły wszystkie informacje dotyczące dronów. Dopiero przed godz. 11 przygotowano tez wspólną dla wszystkich relację na żywo.

W Czosnówce, gdzie znaleziono szczątki jednego z rosyjskich dronów pracował Piotr Pyrkosz, redaktor naczelny tytułów Grupy Wydawniczej Słowo (m.in. wydawana w Zamościu "Kronika Tygodnia", "Super Tydzień" i "Słowo Podlasia" z Białej Podlaskiej). Potem zastąpiła go lokalna dziennikarka Justyna Lesiuk Kulejewska, która zebrała informacje od mieszkańców miejscowości.

– Mamy trzy tytuły rozrzucone wzdłuż wschodniej granicy, dlatego od rana mogliśmy reagować szybko i na bieżąco we wszystkich miejscach, jednocześnie mając w redakcjach ludzi, którzy monitorują komunikaty i doniesienia – mówi Pyrosz.

Michał Kamiński, naczelny "Tygodnika Zamojskiego" został obudzony przez jedną ze swoich dziennikarek. Ją natomiast obudziły samoloty NATO, które w środku nocy patrolowały polsko-ukraińską granicę. – Ale na miejsce mogłem wysłać tylko ją jedną. Mam trzy dziennikarki i gazetę do zrobienia. Muszę jakoś dzielić siły – mówi Kamiński.

Krótką dwuzdaniową informację ok. godz. 7 rano, opartą na komunikcie DORSZ, podała TVP 3 Lublin. Na profilu facebookowym lubelskiego ośrodka pierwsza środowa informacja z 7.19 dotyczy sztabu kryzysowego i przekazuje informację z profilu wojewody lubelskiego z godz. 5.11. Radio Lublin, swoją pierwszą informację, opartą na depeszy IAR, podała o 5 rano.

Jędrzej Graf, redaktor naczelny Defence24.pl, komentuje: – Media były zaskoczone, bo w ostatnim czasie straciły zainteresowanie wojną w Ukrainie. Być może stąd wynika pewna reaktywność w informowaniu o rosyjskiej prowokacji – media koncentrowały się na powielaniu oficjalnych komunikatów.

– W sytuacjach kryzysowych wydarzenia powinno się komunikować bez zbędnej zwłoki, ale tak ważne fakty, jak naruszenie polskiej strefy powietrznej przez dużą liczbę dronów muszą być oficjalnie potwierdzone – mówi dziennikarz militarny Jarosław Rybak, który dziś prowadzi firmę doradztwa wizerunkowego CreatioPR. – Całkowicie rozumiem postawę większości redakcji, które nie chciały opierać się na analizie danych z ukraińskich mediów, na których widać było drony lecące w stronę Polski. W sposób naturalny pojawiała się obawa, że te media mogą być zainfekowane i zawierać fake newsy – przyznaje.

Jarosław Rybak dodaje: – Jednak gdyby największe redakcje, tak jak przed laty, zatrudniały dziennikarzy wyspecjalizowanych w tematyce militarnej, sytuacja byłaby łatwiejsza. Niestety, z powodów ekonomicznych, media tną koszty i często nie mają do dyspozycji osób, którym mogą w pełni powierzyć ocenę doniesień, z którymi mieliśmy do czynienia w nocy z wtorku na środę. 

Ukraińscy dziennikarze, którzy niemal codziennie informują o atakach rosyjskich dronów, rakiet i bomb kierowanych, zapewniają, że nie czekają z podawaniem informacji na oficjalne komunikaty. – Kanały na Telegramie informujące o trajektorii lotów bezpilotników nie są złe. Oczywiście wszystko co podają należy dokładnie weryfikować, bo im też zdarzają się pomyłki. Tego, czego nie jesteśmy pewni, nie publikujemy, ale to, co uda się nam sprawdzić, dajemy, bo podczas zagrożenia ludzie potrzebują takich informacji – tłumaczy dziennikarz jednego z głównych ukraińskich serwisów informacyjnych Nv.ua Ołeh Szama.

– Kanały na Telegramie są prowadzone nieoficjalnie przez ukraińską obronę powietrzną – mówi ukraiński dziennikarz, proszący o anonimowość. – Ale oni do tego się nie przyznają, bo jakikolwiek błąd byłby powodem do oskarżeń i zarzutów. To dlatego oficjalnie nasza obrona powietrzna podaje o wiele mniej informacji. Ale cały kraj w tym się orientuje i obserwuje kanały na Telegramie. Ja też tak robię. To taki ukraiński wynalazek, ale oczywiście trzeba umieć go sprawdzać – dodaje dziennikarz.

(CP, 11.09.2025)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter

PODOBNE ARTYKUŁY

Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.