Temat: na weekend

Dział: PRASA

Dodano: Marzec 25, 2022

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

"Stać go na sarkazm". Joe Biden unika mediów, by uchronić się od wpadek

Republikańscy komentatorzy skupiali się na "głupim sukinsynu" wypowiedzianym pod adresem Petera Doocy’ego. "Gdyby coś takiego zrobił Trump, media przez tydzień wałkowałyby ten temat" (fot. Adam Schultz/Official White House Photo/PD)

Donald Trump kontaktował się z Amerykanami przez media społecznościowe i unikał dziennikarzy. Joe Biden wystrzega się i jednych, i drugich.

Jak podkreślają autorzy raportu amerykańskiej organizacji Committee to Protect Journalists (CPJ), Joe Biden, któremu w styczniu minął pierwszy rok prezydentury, jest chodzącym paradoksem. Z jednej strony powtarza, że „media są niezbędne dla funkcjonowania demokracji”, a z drugiej chowa się przed dziennikarzami lepiej niż pięciu jego poprzedników w Białym Domu. Mniej konferencji prasowych od Bidena zorganizował jedynie Ronald Reagan, którego tłumaczy jednak daleko idąca ostrożność po próbie zamachu na jego życie w 1981 roku.

W ciągu roku prezydentury Joe Biden zorganizował zaledwie 10 konferencji prasowych i udzielił tylko 22 wywiadów. Niecierpiący dziennikarzy i mediów mainstreamowych Donald Trump był w tej kwestii o niebo lepszy. Według analizy organizacji White House Transition Project w pierwszym roku prezydentury Trump zorganizował dwukrotnie więcej konferencji prasowych (22) i udzielił mediom 92 wywiadów.

Jak tłumaczy Michael Socolow, profesor dziennikarstwa na University of Maine, sztab prasowy Joego Bidena opanował do perfekcji sposoby ograniczania do minimum spontanicznych rozmów z dziennikarzami.

– Spotkania z reporterami są zawsze szczegółowo zaplanowane – tłumaczy Socolow. – Nie ma tu miejsca na improwizację, bo ta może doprowadzić do kolejnej wpadki prezydenta. W efekcie Biden rzadko wypowiada się publicznie na istotne tematy, takie jak np. konflikt między Tajwanem i Chinami, igrzyska olimpijskie w Pekinie czy rosnąca inflacja.

NIEDOSTĘPNY PREZYDENT

Trzeba przyznać, że na początku demokrata miał z mediami mocno z górki. Już pierwszego dnia rządów zdobył uznanie, gdyż błyskawicznie odkręcił kontrowersyjne decyzje poprzednika: wstrzymał proces wychodzenia USA ze Światowej Organizacji Zdrowia, podpisał rozporządzenie o ponownym przystąpieniu do paryskiego porozumienia klimatycznego i zniósł zakaz podróży do Stanów dla obywateli niektórych państw muzułmańskich. Nowy prezydent podszedł odpowiedzialnie do problemu pandemii, przyspieszając tempo szczepień przeciw covidowi i wykładając na stół rekordowy pakiet pomocowy dla gospodarki w wysokości 1,9 bln dol. Pierwszy poważny kryzys wizerunkowy nastąpił dopiero w sierpniu ub.r. w związku z chaotycznym wycofaniem wojsk z Afganistanu. Prezydenta skrytykowały wówczas nie tylko media prawicowe, ale również przychylni mu dotychczas dziennikarze mainstreamowi. Wytykano mu kłamstwa, gdy np. twierdził, że nie dostał ostrzeżeń przed możliwością błyskawicznego zajęcia Kabulu przez talibów; gdy mówił, że obywatele USA nie mają trudności z dotarciem na kabulskie lotnisko i gdy twierdził, że w Afganistanie „nie ma już Al-Kaidy”. Według raportu Organizacji Narodów Zjednoczonych obecna jest ona w co najmniej 15 z 34 afgańskich prowincji.

Z każdym miesiącem było już tylko gorzej: do kryzysu afgańskiego dołączyły problemy z szybującą inflacją, szerzącym się wariantem omikron, impasem w sprawie przyjęcia pakietu inwestycji społeczno-klimatycznych oraz postępującym kryzysem ukraińsko-rosyjskim. Zmieniającą się narrację dotyczącą działań Bidena dobrze oddaje artykuł opublikowany pod koniec stycznia w magazynie „Time”. Dziennikarze Molly Ball i Brian Bennett w tekście pod tytułem „Jak administracja Bidena zgubiła drogę” przekonują, że po prezydenckich obietnicach „przywrócenia kwalifikacji i normalności” do Białego Domu nie ma już śladu. Autorzy cytują w tym kontekście wypowiedź Ryana Crockera, byłego ambasadora USA w Kabulu, który oskarża Bidena o podkopywanie wizerunku kraju na arenie międzynarodowej. „To może mieć długofalowe skutki dla wiarygodności USA. Co może być bardziej destrukcyjne dla internacjonalizmu niż internacjonalista (Biden), który sprawia wrażenie, jakby nawalił po całości?” – mówi cytowany przez „Time” ekspert.

ZABAWY Z MIKROFONEM

Na nieszczęście w ostatnich miesiącach Joe Biden sam sobie szkodził. Jedna z najpoważniejszych wpadek dyplomatycznych miała miejsce podczas konferencji prasowej 19 stycznia, gdy ku zdumieniu społeczności międzynarodowej powiedział, że sankcje wobec Rosji mogą być mniejsze w przypadku „mniejszej inwazji na Ukrainę”. Wizerunkowych gaf Biden zaliczył jednak więcej: dzień po pamiętnej konferencji wypalił reporterce Fox News Jacqui Heinrich, że zadała głupie pytanie, dociekając, dlaczego „ten czeka, aż Putin zrobi pierwszy ruch”. Z kolei innym razem, myśląc, że ma wyłączony mikrofon, nazwał dziennikarza Fox News Petera Doocy’ego „głupim sukinsynem”. Poszło o pytanie, czy 7-procentowa inflacja w USA może zaszkodzić demokratom w tegorocznych wyborach uzupełniających do Kongresu.

Dziwnym zachowaniem Joe Biden wykazał się również wobec polskiego dziennikarza. Korespondent Polskiego Radia w USA Marek Wałkuski po zadaniu pytania Bidenowi, co ten osiągnął podczas rozmowy z Putinem na początku grudnia 2021 roku, usłyszał: „Wiele razy pytał o ciebie, dużo o tobie mówił”.

Dopiero potem Biden dodał: „Byłem uprzejmy, ale postawiłem sprawę jasno, że atak na Ukrainę spotka się z bardzo poważnymi konsekwencjami. Tak poważnymi, jakich dotąd nie widziano”.

„STAĆ GO NA SARKAZM”

Serię wpadek Bidena szybko wykorzystali republikańscy komentatorzy i politycy, skupiając się na „głupim sukinsynu” wypowiedzianym pod adresem Petera Doocy’ego. „Gdyby coś takiego zrobił Trump, media przez tydzień wałkowałyby ten temat, produkując felietony i artykuły o bezsensownym ataku na dziennikarzy” – przekonywał na Twitterze Charlie Kirk, autor podcastu „The Charlie Kirk Show”. W podobnym tonie pisała kongresmenka z Kolorado Lauren Boebert: „Demokraci powtarzają, że ataki Trumpa na reporterów są atakami na pierwszą poprawkę do konstytucji. Ale gdy Joe Biden obraża Petera Doocy’ego, wszyscy siedzą cicho”.

Wbrew zarzutom stawianym przez konserwatystów temat podjęły również liberalne media. Skupiły się jednak głównie na tym, że Biden szybko przeprosił reportera za swoje słowa, co byłoby raczej niemożliwe w przypadku byłego prezydenta Donalda Trumpa.

I relatywizowały zachowanie prezydenta. Dziennik „The New York Times” przypomniał incydent z kampanii prezydenckiej demokraty George’a McGoverna, który rywalizował w 1972 roku z Richardem Nixonem. Gdy podczas wiecu jeden z wyborców wypalił demokracie, że przegra wyścig o Biały Dom, ten odpowiedział, żeby „pocałował go w dupę”.

„New York Times” cytował też wypowiedź konserwatywnej komentatorki Ann Coulter, która uważa, że przeklinający przy mikrofonie Biden był „zabawny” i jak widać wciąż „stać go na sarkazm”. To ostatnie stwierdzenie jest nawiązaniem do rozpowszechnianych przez republikanów insynuacji, jakoby 79-letni prezydent miał demencję. Konserwatywne media już od czasów kampanii prezydenckiej w 2020 roku rozpisują się o wpadkach Bidena, które miałyby świadczyć o jego problemach ze zdrowiem.

„New York Post” na początku stycznia emocjonował się, że podczas jednego z briefingów na temat pandemii prezydent pomylił rok 2020 z 2022. Podobna sytuacja miała miejsce na konferencji prasowej 19 stycznia, gdy prezydent zapytany o ryzyko nadużyć podczas tegorocznych wyborów uzupełniających do Kongresu zaczął mówić o wyścigu prezydenckim z 2020 roku i staraniach Trumpa, by odkręcić jego wynik. Dopiero nakierowany na właściwy trop odparł, że jego zdaniem kluczowe dla integralności tegorocznych wyborów będą reformy, które mają powstrzymać republikanów przed majstrowaniem przy zasadach głosowania w kontrolowanych przez siebie stanach (chodzi m.in. o wprowadzanie restrykcji dotyczących głosowania korespondencyjnego, co uderza w mniejszości etniczne – głównie elektorat Partii Demokratycznej).

Po ponad roku rządów Bidena dziennikarze zarzucają mu również, że wbrew obietnicom stworzenia „najbardziej transparentnej” administracji w historii USA reporterzy nadal mają utrudniony dostęp do informacji z agencji rządowych, a urzędnicy, podobnie jak za czasów Donalda Trumpa, niechętnie wypowiadają się do mediów pod nazwiskiem.

***

To tylko fragment tekstu. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”. Przeczytaj go w całości w magazynie.

„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.

Czytaj też: Nowy „Press”: Suchecka gdy krzyczy, to płacze, Max Kolonko jest Presidentem, a dziennikarzy zastąpi maszyna

Press

Marta Zdzieborska

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.