Temat: na weekend

Dział:

Dodano: Luty 22, 2019

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Ján Kuciak - Jeden za wszystkich

Ciało Jána Kuciaka ze śladami dwóch strzałów w klatkę piersiową policjanci znaleźli 26 lutego w kotłowni, a Martiny Kušnírovej w kuchni – zabito ją strzałem w głowę (fot. Mariusz Kowalczyk)

Koniec marca, niewielka miejscowość Trenczyńskie Cieplice na Słowacji. Szyby witryn kilku sklepów przy głównej ulicy oklejone wizerunkami dziennikarza Jána Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kušnírovej, zamordowanych pod koniec lutego. Przypominamy tekst, który ukazał się w magazynie "Press" (05-06/2018)

Wieczorem w miejscowej piwiarni brakuje miejsc. Dwóch skinów, w kurtkach flyersach, spodniach bojówkach i ciężkich butach z czerwonymi sznurówkami przysiada się. – Polak? Co tu robisz? – Jestem dziennikarzem, jadę do Bratysławy. – To masz niebezpieczną pracę. Słyszałeś, że u nas zamordowali dziennikarza? – pyta jeden z nich. Na znak uznania dla mojego zawodu proponuje przybicie piątki.

W Bratysławie w jednym tylko trolejbusie linii 207 doliczam się czterech osób z przypiętymi do ubrań znaczkami z wizerunkami Jána Kuciaka i Martiny Kušnírovej i napisem „#ALL FOR JAN”. W centrum Bratysławy co chwilę mijam kogoś z takim znaczkiem.

SYGNAŁ DLA SPOŁECZEŃSTWA

W redakcji serwisu Aktuality.sk jeszcze miesiąc po zabójstwie jego biurko wygląda tak, jak je zostawił. Koledzy postawili na nim świeczkę. A obok leży książka Francesca Forgionego o mafii kalabryjskiej „’Ndrangheta” i rozrysowany schemat powiązań polityków z najbliższego otoczenia Roberta Fico z włoskimi mafiosami. W swoim tekście, który właśnie kończył, Kuciak pisał, że dzięki tym powiązaniom Włosi mieli zarabiać m.in. na wyłudzaniu na wschodzie Słowacji dopłat z Unii Europejskiej.

Press

W redakcji jeszcze miesiąc po zabójstwie jego biurko wygląda tak, jak je zostawił (fot. Publis)

Czy zginął, bo zajął się powiązaniami włoskiej mafii ze słowackimi politykami? – Wszyscy tak podejrzewają, chociaż na razie nikt nie przedstawił na to twardych dowodów – wskazuje Andrej Školkay, medioznawca i dyrektor Szkoły Komunikacji i Mediów w Bratysławie. – Ján Kuciak nie był znanym dziennikarzem. Zajmował się tym, o czym wcześniej pisały już inne media. Tylko że wtedy nie było większych reakcji na te publikacje – dodaje. – Już dwa lata temu media na Słowacji pisały o wielu sprawach, które poruszał Ján Kuciak w swoim ostatnim, niedokończonym tekście. Większe zainteresowanie wzbudziły dopiero po tym, jak zamordowano dziennikarza – uściśla z goryczą w głosie Tomáš Forró, reporter popularnego dziennika „Denník N”. – Na Słowacji rocznie ujawniane są ze trzy, cztery duże afery i kilka mniejszych. Ludzie się o nich dowiadywali, ale potem wszystko cichło. Zamordowanie dziennikarza było sygnałem dla społeczeństwa, że w kraju dzieje się coś naprawdę złego – mówi Andrej Školkay.

Bo mimo że inwektywy ze strony polityków i groźby oligarchów wobec dziennikarzy zdarzały się wcześniej, słowaccy dziennikarze czuli się raczej bezpiecznie. – W latach dziewięćdziesiątych, gdy premierem był Vladimír Mečiar [populista, upodabniający Słowację do byłych krajów ZSRR – przyp. red.], oligarchowie walczyli o władzę, płonęły samochody i zdarzały się ataki werbalne, a nawet fizyczne. Ale to była specyfika tamtego okresu w krajach postkomunistycznych – wyjaśnia Andrej Školkay.

Choć do dziś nie wiadomo, co się stało z dwoma słowackimi dziennikarzami. W kwietniu 2008 roku zaginął znany telewizyjny reporter śledczy Pavol Rýpal. W 2015 roku zniknął dziennikarz gazety gospodarczej „Hospodárske Noviny” Miroslav Pejka, który zajmował się tematami związanymi z energetyką. – Nie ma dowodów, że ich zamordowano, ale obu do tej pory nie odnaleziono – stwierdza Nikola, słowacka dziennikarka. Prosi, żeby tak ją przedstawić, bo nie chce pod nazwiskiem wypowiadać się o kolegach dziennikarzach.

Andrej Školkay wskazuje, że to były głośne sprawy, ale wtedy nikt nie wychodził na ulice. – Teraz mamy jednak zupełnie inny kontekst: zamordowano dziennikarza w jego własnym domu. To wywołało największe demonstracje na Słowacji od 30 lat, które przeszły nie tylko w Bratysławie, ale też w mniejszych miastach. A Słowacy nie są narodem, który lubi protestować – zwraca uwagę Školkay.

WIELKIE PIĄTKI

W piątek 2 marca tłum tylko na placu Wolności w Bratysławie liczył ponad 20 tys. osób. Wiele osób trzymało w rękach zdjęcia Kuciaka i Kušnírovej. Na czele pochodu niesiono transparent „Atak na dziennikarzy = atak na nas wszystkich”. Podobne marsze pamięci zorganizowano tego dnia w ok. 30 miastach Słowacji. W stolicy na manifestację przyszedł też prezydent Andrej Kiska. Nie przemawiał. Postawił świecę i powiedział tylko, że chce się pomodlić.

„Jestem dumny z moich kolegów dziennikarzy, którzy zrozumieli wagę tego, co robił Ján, i mają odwagę oraz determinację, żeby go naśladować. Ale nawet najodważniejsi dziennikarze sami nie uratują demokracji. Potrzebują was, uważnych czytelników, słuchaczy i widzów, którzy nie będą obojętni na korupcję, jaka nęka naszą demokrację i atakuje naszą wolność” – mówił do zgromadzonych Martin M. Šimečka z dziennika „Denník N”. Pod adresem rządu i premiera Roberta Fico wznoszono okrzyki: „Mafia!”, „Nie chcemy Fico!”.

Press

Znaczki i naklejki z wizerunkami Jána Kuciaka i Martiny Kušnírovej i napisem „#ALL FOR JAN” można było spotkać w wielu miejscach Bratysławy (fot. Mariusz Kowalczyk)

W kolejny piątek 9 marca na ulice słowackich miast znów wyszły demonstracje. Jeszcze liczniejsze. Według „Denníka N” w Bratysławie było ok. 50 tys. osób. Protestujący znowu domagali się dymisji premiera i rządu. Dzwonili kluczami – tak jak 30 lat wcześniej, gdy w ten sposób pokazywano komunistom, że ich czas mija.

Już wcześniej szef słowackiej policji Tibor Gašpar zwołał konferencję prasową – powiedział, że to była egzekucja, a zbrodnia mogła mieć związek z działalnością zawodową Jána Kuciaka. Zaś słowacki premier Robert Fico na konferencji wystąpił z paczkami banknotów leżącymi na stole obok niego. „Panie i panowie, przede mną leży milion euro. Ta nagroda czeka na człowieka, który ma odwagę, ma informacje i przyjdzie na policję lub w inny sposób da nam znać, że coś wie o tym przestępstwie” – oświadczył Fico.

– Zaskoczyła mnie reakcja władz. Oglądałem to i się zastanawiałem: o co tu chodzi – mówi medioznawca Andrej Školkay.

Dziennikarze szybko ustalili, że premier odstawił teatr, bo paczki z pieniędzmi zostały wypożyczone z jednego z komercyjnych banków i po konferencji je zwrócono.

Nie pomogło mu to utrzymać się na stanowisku. 15 marca Fico podał się do dmisji. Inna sprawa, że zastąpił go Peter Pellegrini, kolega z partii Smer-Sociálna Demokracia. Na Słowacji wielu ludzi jest przekonanych, że Fico nadal będzie rządził, tylko że teraz – tak jak Jarosław Kaczyński w Polsce – z tylnego siedzenia.

W kolejny piątek demonstrantów było jeszcze więcej niż tydzień wcześniej – organizatorzy informowali o 65 tys. ludzi. Chcieli przedterminowych wyborów, a nie roszady na szczytach władzy. Po Wielkanocy Słowacy wyszli ponownie na ulice – 4 kwietnia domagali się uczciwego i skutecznego śledztwa w sprawie zabójstwa dziennikarza i jego narzeczonej.

Dziennikarze na Słowacji opowiadają dziś, że nie poznają swoich czytelników. Wielu ma nadzieję, że w słowackim społeczeństwie i dziennikarstwie nic już nie będzie takie jak dawniej.

ANTYSŁOWACKIE PROSTYTUTKI

Dawniej, czyli wtedy, gdy politycy na Słowacji jawnie atakowali i obrażali dziennikarzy.
W listopadzie 2016 roku, gdy na konferencji prasowej dziennikarz zapytał premiera Fico o nieprawidłowości w wydatkach podczas słowackiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, Fico odpowiedział: „Wy nie informujecie, wy walczycie z rządem. (...) Niektórzy z was to brudne, antysłowackie prostytutki”.

Wielu słowackich polityków i oligarchów nie ukrywało w ostatnich latach niechęci do dziennikarzy. Ján Kuciak w ub.r. pisał o podejrzanych interesach biznesmena Mariána Kočnera, który właśnie ogłosił, że wchodzi do polityki. Na konferencji prasowej oskarżył Kuciaka o kłamstwo. Potem zadzwonił do niego i powiedział, że jeżeli nie przestanie pisać o nim, to on sam i jego rodzina spotkają się z jego „specjalnym zainteresowaniem”.

Redakcja Aktuality.sk zaproponowała wtedy Kuciakowi, że wynajmie mu pokój w hotelu, by na jakiś czas zniknął. Dziennikarz nie skorzystał z propozycji. O groźbach Kočnera poinformował jednak policję. Ta nie zrobiła nic.

Czeska dziennikarka śledcza Pavla Holcova, która współpracowała z Jánem Kuciakiem i dobrze zna słowacką politykę oraz media, zauważa, że po śmierci jej kolegi stosunek słowackich polityków do dziennikarzy się zmienia. – Teraz wyzywanie dziennikarzy nie byłoby już tam możliwe – stwierdza Holcova.

LAWINA TEKSTÓW

Po morderstwie Jána Kuciaka na spotkanie w siedzibie Ringier Axel Springer Slovakia salkę konferencyjną, w której powieszono plakat „ALL FOR JAN”, zamieniono na coś w rodzaju siedziby centrum kryzysowego.

– Dziennikarze na Słowacji zjednoczyli się jak nigdy wcześniej – mówi Martin Turček, dziennikarz śledczy Aktuality.sk.

– Na spotkaniu około 25 dziennikarzy ze wszystkich najważniejszych słowackich mediów ustaliliśmy, że przy tej sprawie nie będziemy się traktowali jak konkurencja, tylko współpracujemy i koordynujemy nasze działania. Postanowiliśmy, że najważniejsze media opublikują ostatni, niedokończony tekst Jána Kuciaka o powiązaniach włoskiej mafii ze słowackimi politykami, a potem dziennikarze z różnych redakcji będą sobie pomagali w kontynuowaniu tego, nad czym pracował Ján – wspomina Turček.

Dzień po informacji o morderstwie Kuciaka i jego narzeczonej na pierwszych stronach słowackich dzienników dominowała czerń, a potem w mediach zaczęły się pojawiać materiały dotyczące powiązań polityków z oligarchami, korupcji oraz śledztwa mającego wykryć zabójców dziennikarza. Artykuły będące kontynuacją ustaleń Kuciaka opatrywane są hashtagiem „#ALLFORJAN” – ma symbolizować m.in. wspólne wysiłki słowackich dziennikarzy w sprawie kontynuowania pracy rozpoczętej przez Jána Kuciaka i kontrolowania śledztwa w sprawie jego zabójstwa.

Gdy miesiąc po zamordowaniu dziennikarza przeglądam słowackie gazety, widzę, że dziennikarze w tym kraju naprawdę postanowili nie odpuszczać. Na większości czołówek zajawione są materiały dotyczące morderstwa lub afer z udziałem polityków i urzędników.

A na okładce szanowanego tygodnika „Týždenˇ” Ján Kuciak i Martina Kušnírová ze świeczkami w rękach. To czytelne nawiązanie do tzw. świeczkowej manifestacji z wiosny 1988 roku, gdy Słowacy wyszli na ulice ze świeczkami w rękach przeciwko władzy komunistycznej, co potem uznano za preludium do tzw. aksamitnej rewolucji, która zakończyła komunizm w Czechosłowacji. Przesłanie okładki jest oczywiste: śmierć dziennikarza i jego narzeczonej doprowadzi do radykalnych zmian na Słowacji.

Na jedynce „Denníka N” wybito natomiast tytuł: „Jak Smer kradnie na wschodzie” – co jest kontynuacją tego, czym się zajmował Kuciak.

– To była lawina tekstów. Dziennikarze decydowali się na ich publikację nawet wtedy, gdy nie mieli wszystkiego dokładnie udokumentowanego, co wcześniej bali się robić – mówi Tomáš Forró z „Denníka N”.

NOWA GENERACJA DZIENNIKARZY

Wieczorem 26 marca w klubie KC Dunaj w centrum Bratysławy serwis Aktuality.sk organizuje debatę o tym, co się zmieniło na Słowacji i w słowackich mediach po śmierci Jána Kuciaka. Około setka uczestników może na własne oczy zobaczyć symptom zmian: naczelnego Aktuality.sk na scenie razem z Beatą Balogovą, redaktor naczelną jednego z najpopularniejszych dzienników „Sme”, z którym Aktuality.sk konkuruje w internecie. „Fakt, jesteśmy konkurentami, prowadzimy między sobą różne boje. Ale stało się coś takiego, co nas zmieniło” – mówił Peter Bárdy, zapraszając na scenę naczelną „Sme”. Ta bierze mikrofon: „Chodzi o wiele więcej niż o to, kto będzie na którym miejscu w jakimś rankingu. Chodzi o autentyczność tego, co robimy, autentyczność dziennikarstwa. Bo jak nie my, to już nikt nie będzie kontrolował tych, którzy rządzą tym krajem. Myślę, że właśnie to sobie uświadomiliśmy”.

Dziennikarze uczestniczący w debacie w KC Dunaj podkreślali, że sam Ján Kuciak był przedstawicielem nowej generacji dziennikarzy śledczych. W Aktuality.sk pracował dopiero od dwóch lat. Początkowo doświadczeni śledczy patrzyli na niego z rezerwą, bo pracował inaczej niż oni. Dziennikarz śledczy Marek Vagovič, szef Kuciaka w dziale, opowiadał, że on pozyskiwał informacje z jawnych źródeł. Zamiast na spotkaniach z informatorami, on pracował z laptopem podłączonym do internetu – tam szukał informacji i danych. To, co znalazł, analizował i układał jak puzzle.

Koledzy Kuciaka mówią, że to przynosiło efekty, że taka metoda pracy bardziej nadaje się do ujawniania współczesnej przestępczości zorganizowanej, którą coraz częściej zajmują się ludzie w białych kołnierzykach dokonujący skomplikowanych operacji finansowych. – Przestępczość zorganizowana stała się o wiele bardziej wyrafinowana niż 10 lat temu. Dlatego potrzebujemy wyrafinowanego dziennikarstwa. Data journalism jest przyszłością – uważa Peter Bárdy, redaktor naczelny Aktuality.sk.

Sprawdź, o czym piszemy
w najnowszym numerze

Okładka

Dziennikarze z Aktuality.sk uściślają jednak, że pomysł na Kuciaka był taki, by jego zdolności analityczne połączyć z doświadczeniem jego starszego szefa Marka Vagoviča, który doskonale wie, jak dziennikarz śledczy pracuje z tzw. źródłami, czyli informatorami. W redakcji uznano, iż praca z informatorami jest niezbędnym elementem takiego śledztwa, jakie prowadził Kuciak. Dlatego w ramach pracy nad tekstem o działalności włoskiej mafii na Słowacji miał jechać na wschód kraju i rozmawiać tam z ludźmi, którzy mieli informacje na ten temat. Nie zdążył.

KULOODPORNE DOWODY

Pavla Holcova, szefowa Czeskiego Centrum Dziennikarstwa Śledczego, zauważa: – Na Słowacji jest wielu dobrych dziennikarzy śledczych i jak widać na przykładzie „ALL FOR JAN”, potrafią pracować jak jeden zespół.

Pracując nad swoim ostatnim materiałem, Ján Kuciak korzystał m.in. z pomocy kolegi z konkurencyjnego dziennika „Sme” Adama Valčeka. Współpracował też z Pavlą Holcovą. Dzięki niej miał kontakt z zagranicznymi organizacjami zrzeszającymi dziennikarzy śledczych, w tym we Włoszech. Pavla Holcova ocenia, że metoda pracy słowackich kolegów sprawiła, że trudno jest podważać ich ustalenia. – Wszystko zostało oparte na kuloodpornych dowodach. Nie powoływaliśmy się na żadne anonimowe źródła, anonimowych ekspertów lub poufnych informatorów. Dzięki temu każdy może zweryfikować nasze ustalenia. Politycy nie mogą więc kpić z tego śledztwa – tłumaczy Holcova. Ona po zabójstwie Kuciaka dostała policyjną ochronę. – Włoska policja ostrzegała, że ludzie, którymi się zajmowaliśmy, mogą być niebezpieczni – wyjaśnia.

Współpracę dziennikarzy z różnych redakcji ułatwia fakt, że media na Słowacji nie są tak podzielone politycznie jak np. w Polsce. Nikomu tam nie przyszło do głowy, by po zabójstwie dziennikarza, który pracował nad ujawnieniem powiązań rządzących polityków z włoską mafią, bronić rządu Fico. Media publiczne Rozhlas a Televízia Slovenska (RTVS) nie zostały tam bowiem upolitycznione. Słowaccy dziennikarze tłumaczą, że politycy darowali sobie przejmowanie ich i zamienianie w tuby propagandowe, bo od dawna siła mediów publicznych słabnie. Według badań PMT/TNS pierwszy kanał publicznej telewizji Jednotka w marcu br. zajmował dopiero trzecie miejsce pod względem udziału w rynku (zaledwie 10,8 proc.), a program drugi jest na ósmym miejscu (2,8 proc.). – Media u nas nie są zupełnie wolne od politycznych nacisków, ale te naciski nie są tak silne, jak na przykład w Polsce lub na Węgrzech. Cóż, pod tym względem jesteście dla nas negatywnymi przykładami – mówi Andrej Školkay.

Press

(fot. Mariusz Kowalczyk)

OLIGARCHIZACJA MEDIÓW

Za to na Słowacji próbują się dobierać do mediów nie politycy, ale oligarchowie, często ci ze zszarganą reputacją. W tym kraju działają tylko dwa duże międzynarodowe koncerny – Ringier Axel Springer Slovakia i Bauer Media SK (wydaje głównie tv guide’y, prasę poradnikową i jest właścicielem popularnego Radio Express). Natomiast koncern Penta, który przejął udziały w dzienniku „Sme” (jego dziennikarze w proteście odeszli i założyli „Denník N”), jest również właścicielem wydawnictwa News & Media Holding, do którego należą dziennik „Plus Jeden Denˇ”, tygodniki „Plus 7 Dni” i „Trend”. Właścicielem wydawnictwa Mafra Slovenska, do którego należy dziennik gospodarczy „Hospodárske Noviny”, jest czeski premier i lider populistycznej partii Ano Andrej Babiš, oskarżony w swoim kraju o zdefraudowanie unijnych dopłat. Często zarzucano mu wykorzystywanie swoich mediów w Czechach do celów politycznych. W marcu br. nowym właścicielem dziennika „Pravda” został czeski koncern medialny Our Media. Jego współwłaścicielem jest czeski bezpartyjny senator Ivo Valenta. W swoim kraju Valenta nazywany jest królem hazardu, bo pieniędzy dorobił się na automatach do gry, tzw. jednorękich bandytach. Był też zamieszany w afery korupcyjne i podejrzewany o udział w handlu narkotykami.

– Oligarchowie w mediach na razie nie sprawiają problemów. Ale oni są potencjalnym problemem w dłuższej perspektywie. Marek Dospiva, współzałożyciel Penta Investment, w jednym z wywiadów powiedział, że media są im potrzebne dla odstraszania przeciwników – mówi medioznawca Andrej Školkay.

WIARYGODNE INFORMACJE ZA PAYWALLEM

Z badań przeprowadzonych przez Median SK i Kantar Media wynika, że w 2017 roku 28 proc. Słowaków czytało jakiś dziennik, a telewizję regularnie oglądało 80 proc. Z tym że o pozycji danego tytułu coraz mniej decydują wyniki sprzedaży egzemplarzowej. Najlepiej sprzedającym się dziennikiem w 5,5-milionowej Słowacji jest tabloid „Nový Cˇas” (Ringier Axel Springer Slovakia), który według ABC SK (odpowiednik polskiego ZKDP) w styczniu br. średnio sprzedawał 78 tys. egz. Za nim był „Plus Jeden Denˇ” (39,8 tys. egz.) – dziennik, który koncentruje się na wiadomościach ze świata show-biznesu i rozrywki. Opiniotwórczy „Sme” sprzedawał 22,8 tys. egz.
Wśród tygodników społeczno-politycznych najpopularniejszy jest „Plus 7 Dní”, który jednak nie stroni też od opisywania skandali z udziałem celebrytów. Według danych ABC SK w styczniu br. średnio sprzedawało się 97,4 tys. egz. tego tytułu. Najpoważniejszym tygodnikiem opinii jest natomiast „Týždenˇ”, który w styczniu sprzedawał 8,2 tys. egz.

Tomáš Bella z „Denníka N” radzi jednak, by się nie przywiązywać do tych danych, bo na Słowacji istotniejsza jest liczba wykupionych elektronicznych subskrypcji. Zapewnia, że „Denník N” ma ich ponad ok. 23 tys., a „Sme” ok. 26 tys. Przy czym z danych pierwszego wydawcy wynika, że nakład drukowanej wersji „Denníka N” to zaledwie ok. 3 tys. egz. Miesięczny dostęp do wersji elektronicznej „Denníka N” wynosi 4,99 euro, a do „Sme” – 3,99 euro.

– Druk jest już nieistotny. Po zamordowaniu Jána Kuciaka liczba subskrybentów elektronicznej wersji gwałtownie nam wzrosła, bo ludzie potrzebowali wiarygodnych informacji. To jest nasze główne źródło utrzymania. Wpływy z reklam nie przekraczają 15 procent naszych przychodów – mówi Bella.

Aktuality.sk jest jednym z niewielu dużych serwisów informacyjnych na Słowacji, który udostępnia wszystkie materiały za darmo. W marcu miał 2,3 mln realnych użytkowników (dane: AIMmonitor Mediaresearch & Gemius). Serwis utrzymuje się z reklam. – Jesteśmy chyba ostatnim dużym portalem na Słowacji, który udostępnia wszystko za darmo. Ale nasz dyrektor generalny Milan Dubec mówi, że to nie jest w porządku, gdy każe się ludziom płacić na informacje, które można znaleźć za darmo w Google w pięć minut – tłumaczy Peter Porubský, senior PR manager  Ringier Axel Springer Slovakia (właściciel Aktuality.sk). Choć menedżerowie w wydawnictwie zaczynają się zastanawiać, czy nie należy wprowadzić opłat.

Tomáš Bella z „Denníka N” zapewnia, że wielu czytelników na Słowacji przyzwyczaiło się, iż za teksty dziennikarskie w internecie trzeba płacić. Sam był jednym z tych, którzy ludzi do tego przyzwyczajali. W 2010 roku uczestniczył w założeniu firmy Piano Media, która zaoferowała wydawcom wspólny system opłat za treści w internecie. W maju 2011 roku dziewięciu największych wydawców na Słowacji (bez Springera) zamknęło swoje treści w internecie za paywallem Piano Media. A z czasem, podobnie jak w Polsce, wydawcy zaczęli rezygnować z systemu Piano Media i wprowadzili własne paywalle.

– Utrzymywanie gazety z przychodów za subskrypcje, a nie z reklam pozwala obniżać koszty. Nie potrzeba wtedy całej armii sprzedawców, wystarczy kilka osób zajmujących się oprogramowaniem. Można się skupić na dziennikarstwie. U nas najwięcej zatrudnionych to dziennikarze, jest ich 45 – tłumaczy Tomáš Bella.

Galeria: World Press Photo 2019 - nominacje

UPOLITYCZNIENIE ZNACZKÓW

Matúš Veselý, bliski kolega Kuciaka, który prowadzi zajęcia z dziennikarstwa na Uniwersytecie Konstantyna Filozofa w Nitrze (Ján Kuciak robił tam doktorat), opowiadał, że studenci dziennikarstwa na wieść o tragedii zaczęli też zakładać blogi i starają się pisać, jakby sami już byli dziennikarzami.

Dziennikarze, z którymi rozmawiałem, opowiadali, że teraz w ich redakcjach wiele osób chce się zajmować śledztwami dziennikarskimi, kontrolować pracę policji, prokuratury i decyzje polityków.

Wielu z tych, z którymi rozmawiałem na Słowacji, podkreślało, że jedno już się zmieniło na lepsze: ludzie dowiedzieli się, jak ważna dla demokracji, ale też dla nich samych, jest praca dziennikarzy. Żałują tylko, że tak wiele ta wiedza kosztowała.

Martin Turček, którego biurko sąsiadowało z biurkiem Jána Kuciaka, stara się jak najmniej myśleć o tym, co się wydarzyło. – Tylko gdy patrzę na jego puste krzesło, uświadamiam sobie, że nie mogę tak jak wcześniej zadzwonić do niego, zapytać go o coś... Ale raczej myślę o tym, jak ważną sprawą jest dokończenie tego, nad czym pracował Ján – mówi.

Tomášowi Forró z „Denníka N” atmosfera wokół mediów, która zapanowała na Słowacji po zamordowaniu dziennikarza, przypomniała to, co się działo w Polsce po katastrofie smoleńskiej. – Teraz atakowanie dziennikarzy na Słowacji byłoby jak atakowanie Lecha Kaczyńskiego zaraz po katastrofie smoleńskiej – mówi Forró.

Jednak niektórzy chcieliby już coś zmienić w tej atmosferze. Pod koniec marca kierownictwo mediów publicznych zabroniło swoim dziennikarzom noszenia znaczków „ALL FOR JAN” – dostrzegło w nich deklarację polityczną.

Każda żałoba kiedyś się kończy.

KULE

Ciało Jána Kuciaka ze śladami dwóch strzałów w klatkę piersiową policjanci znaleźli 26 lutego w kotłowni, a Martiny Kušnírovej w kuchni – zabili ją strzałem w głowę.

Słowacka prokuratura pierwsze, bardziej szczegółowe informacje ze śledztwa przedstawiła dopiero miesiąc po znalezieniu ciał. Z badań przeprowadzonych przez śledczych wynikało, że oboje zginęli 21 lutego od kul wystrzelonych z pistoletu o kalibrze 9 mm. Przez kilka dni nikt ich specjalnie nie szukał, bo Ján pracował często w domu, nie musiał przyjeżdżać codziennie do redakcji. Dlatego ciała odnaleziono dopiero, gdy zaczęli się o nich niepokoić znajomi i rodzina.

Kuciak i Kušnírova mieszkali w niedawno kupionym domu we wsi Ve’lká Mača, 65 km od Bratysławy. W maju mieli się pobrać, więc pochowano ich w strojach ślubnych. Na pogrzeb Jána Kuciaka w jego rodzinnej miejscowości Štiavnik w północno-zachodniej Słowacji przyszło kilkaset osób. Nie było wśród nich polityków, bo taka była wola rodziny i przyjaciół. Mszę żałobną odprawił arcybiskup Bratysławy Stanislav Zvolenský. Mówił: „Poszukiwanie i pisanie prawdy to niewdzięczna służba. Kto sięga po życie dziennikarzy, sięga także po wolność Słowacji, a do tego nie możemy dopuścić”.

Mariusz Kowalczyk

Pozostałe tematy weekendowe

Oscary 2019 - oni wygrali na YouTube i w Google
"Wróg się rodzi". Kącki opowiada o Radiu Maryja
Zmiany w dyrektywie o prawach autorskich są...
* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter

PODOBNE ARTYKUŁY

Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.