Dział: INTERNET

Dodano: Grudzień 10, 2018

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Policja w domach dziennikarza i operatorki z OKO.press

Aktywiści ruchu Obywatele RP, podczas koncertu Chóru Aleksandrowa w Bydgoszczy wbiegli na scenę z transparentami (screen: Youtube.com/OKO.press)

W domach dziennikarza i operatorki z OKO.press pojawiła się policja, po tym jak zarejestrowali protest aktywistów przeciwko koncertowi Chóru Aleksandrowa w Bydgoszczy.

Rafał Suszek i Michał Wojcieszczuk, aktywiści ruchu Obywatele RP, podczas koncertu Chóru Aleksandrowa w Bydgoszczy w hali Łuczniczka 7 grudnia wbiegli na scenę z transparentem "Kremlowski raszyzm won za Don" i okrzykiem "Łapy precz od Ukrainy". Podczas zamieszania przewróciła się stojąca na scenie rosyjska flaga.

Robert Kowalski relacjonuje, że kiedy ochrona wyprowadziła aktywistów, on i operatorka poszli za nimi na zaplecze, a tam dwie osoby chciały im odebrać nagranie. - Uniemożliwiali nam dalszą pracę, byli bardzo agresywni. Ochrona Łuczniczki, czyli obiektu, w którym odbywał się koncert, wezwała policję. Po jej przybyciu ci dwaj zażądali spisania naszych danych, co policja uczyniła - opowiada Kowalski.

Następnego dnia rano materiał o proteście podczas koncertu Chóru Aleksandrowa został opublikowany na OKO.press. Natomiast w południe do dziennikarza OKO.press Roberta Kowalskiego i jego operatorki (współpracuje z OKO.press i nie zgodziła się na podanie jej danych) przyszła policja z nakazami przeszukania. - Byli po cywilnemu. Mnie nie zastali w domu, a operatorce przy domofonie przedstawili się, że są z wydziału do spraw młodocianych. Myślała, że chodzi o jakaś sprawę z dzielnicy -  mówi Kowalski. - Potem się okazało, że policjanci, którzy przyszli do operatorki, są z Komendy Rejonowej Policji Warszawa VI, a działają na zlecenie Policji Bydgoszcz Szwederowo - dodaje.

Według relacji Kowalskiego na pytanie operatorki, dlaczego skłamali przy domofonie, jeden z policjantów odpowiedział, że wcale nie skłamał, bo też pracuje w wydziale do spraw młodocianych. - Odmówili pokazania nakazu przeszukania, ograniczyli się tylko do szybkiego przeczytania jego treści, nie chcieli też poczekać na przybycie prawnika. Nie podali, na jakiej podstawie prawnej mogą przeszukać jej mieszkanie. Zastraszali operatorkę, że jak nie wyda im nagrania, zabiorą jej cały sprzęt, który jest jej narzędziem pracy. Wydała im materiał na pendrive - opisuje Kowalski. Dodaje, że policja nie ma prawa przejąć materiałów dziennikarskich bez nakazu sądu i nie ma prawa nawet ich oglądać. - To, co się stało, jest łamaniem prawa. Dlatego na pewno tego nie zostawimy. My do tej pory nie wiemy, dlaczego i na jakiej podstawie prawnej to wszystko się wydarzyło. Nie wiemy nawet, kto złożył doniesienie na policję. Nikt niczego nam nie wyjaśnił, ani redakcji, ani nam osobiście - mówi Robert Kowalski.

Do chwili zamknięcia tego wydania "Presserwisu" na nasze pytania nie odpowiedział oficer prasowy komendanta rejonowego Policji Warszawa VI ani rzecznik prasowy komendanta stołecznego Policji.

(AMS, 10.12.2018)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.