Można było się spodziewać, że dyskusji między Zawiszą a Rafalalą nie będzie
Autorzy środowego programu "Tak czy nie" w Polsat News mogli się spodziewać, że w studiu dojdzie do awantury między Arturem Zawiszą a Rafalalą, choć pewnie nie oczekiwali takiej skali. Komentatorzy dostrzegają profesjonalne zachowanie się prowadzącej Agnieszki Gozdyry, która próbowała ratować program.
W programie Agnieszki Gozdyry lider Ruchu Narodowego Artur Zawisza obraził transseksualistkę i drag queen Rafalalę, oświadczając, że czuje się zażenowany, siedząc w jednym studiu "z tym czymś". W odwecie został oblany wodą ze szklanki. Zawisza wyszedł ze studia, choć prowadząca program przeprosiła go za incydent i próbowała uspokoić gości. Zaznaczała, że Zawisza i Rafalala byli poinformowani, z kim spotkają się w studiu.
Do programu "Tak czy nie" zapraszani są konfrontacyjnie nastawieni do siebie goście, dziennikarzy nie dziwi więc, że na wizji doszło do gorszącej sceny.
- Zawsze kiedy zaprasza się dwie osoby skrajnie różniące się poglądami, można spodziewać się starcia. W tym wypadku było to tym bardziej prawdopodobne, że Zawisza jest pyskaty, a i Rafalala nie przypomina skromnej pensjonarki. Kilka dni temu spoliczkowała człowieka na ulicy – komentuje Grzegorz Miecugow prowadzący w TVN 24 "Szkło kontaktowe". - Pewnie Polsat News awanturą się nie przejął, a prowadząca program dostała pochwałę. Problem w tym, czy widz, który obejrzał tę scenę, stał się o coś mądrzejszy. W dodatku w sieci pojawiła się tylko ta scena, choć osoby, które nie widziały programu, nie mogą wykluczyć, czy wcześniej nie padły jakieś mądrzejsze słowa. Stacja czerpie pożytek z przekazu o zerowej, niewerbalnej treści. To źle świadczy zarówno o widzach, jak i o mediach – mówi Miecugow.
Dla Michała Figurskiego, który prowadzi program "WidziMiSię" w Polsat News 2, zajście w "Tak czy nie" to norma. - Do każdej audycji publicystycznej zaprasza się antagonistów, żeby podkręcić temperaturę dyskusji. Ekstremalnie różne postawy służą temu, żeby wyraźniej przedstawić opinie – mówi Figurski. Jednocześnie zaznacza, że przygotowując się do programu, nikt nie zakłada, że dojdzie do ubliżania i rękoczynów.
Roman Kurkiewicz prowadzący program "Dwie prawdy" (wspólnie z Janem Wróblem) w TVN 24 także sądzi, że autorzy "Tak czy nie" spodziewali się raczej pyskówki niż rękoczynów. - Zapraszanie skrajnie konfrontacyjnych gości jest zgodne z logiką takich programów, choć ochlapania wodą nie przewidywali. Całą scenę wyreżyserował Zawisza, bo wiedział przecież, z kim będzie rozmawiać. Nie pochwalam tego, co zrobiła Rafafala, ale została upokorzona i po ludzku ją rozumiem – mówi Kurkiewicz.
Ernest Zozuń prowadzący w radiowej Trojce programy "Trzy strony świata", a w zastępstwie Kuby Strzyczkowskiego "Za, a nawet przeciw", nie ma złudzeń, że autorzy programu liczyli na awanturę. - Gdy zaprasza się narodowca i aktywnie działającą transseksualistkę do jednego studia, awantura wisi w powietrzu i o nią tak naprawdę chodzi, bo skandal podnosi słupki oglądalności. Gdyby stacji zależało na wyjaśnieniu problemu nietolerancji wobec osób o odmiennej orientacji seksualnej, zaproszono by socjologa – przekonuje Zozuń.
Nasi rozmówcy podkreślają, że podczas awantury, do której doszło w programie, prowadząca go Agnieszka Gozdyra zachowała się profesjonalnie. - Zwykle człowiek w obliczu agresji truchleje. Agnieszka zachowała zimną krew – mówi Figurski.
- Nie wpadła w panikę, ale też nie udawała, że nic się nie stało, co w telewizji jest niewybaczalne - dodaje Miecugow. Ernest Zozuń też docenia to, że prowadząca mimo zaskoczenia próbowała ratować program, ale dodaje: - Z takich sytuacji nie ma dobrego wyjścia.
Z Agnieszką Gozdyrą nie udało się nam wczoraj porozmawiać.
(MW, 08.08.2014)










