Dział: PRASA

Dodano: Styczeń 28, 2014

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Ranking Łazarewicza

Cezary Łazarewicz (fot. Marcin Obara/Press)

Z Tuskiem walczy „Tygodnik do Rzeczy”, ale tam jest Agnieszka Rybak, która pisze świetne reportaże, i Cezary Gmyz, który wygrzebuje z IPN perełki

Dawno, dawno temu dzień zaczynałem od „Gazety Wyborczej”. Ale wtedy „Gazeta” była jak encyklopedia – można ją było czytać do wieczora: największa, najlepiej poinformowana i jedyna. Była punktem odniesienia. Niestety – tak było 20 lat temu. Internet dopiero się rodził. Dziś przegląd prasy zaczynam od Facebooka. Jeśli jest coś ciekawego w gazetach, Facebook mi to powie. Wtedy idę do kiosku. Przyznam jednak, że coraz rzadziej tam chodzę. Gazety codzienne już prawie tylko relacjonują to, co było wczoraj i zapowiadają, co będzie jutro. Nie wygrzebują, nie tropią, nie dociekają. Tylko komentują. Przeszkadza mi powierzchowność i naskórkowość przekazu. Jeśli tak dalej pójdzie, gazety będą się składały wyłącznie z komentarzy pisanych zza biurka.
Zaliczyłem wielką koronę tygodników: „Przekrój”, „Politykę”, „Newsweek Polska”, „Wprost”, a ostatnio, dzięki uprzejmości Piotra Mucharskiego, zahaczyłem nawet o „Tygodnik Powszechny”. Dlatego bardziej niż do tytułów przywiązuję się do ludzi. Wiem, że ulubionych autorów trzeba śledzić, tak szybko odchodzą. Taki dziś los czytelnika.
Jeśli ktoś lubi czytać Pawła Reszkę, trafił za nim, tak jak ja, aż do „Tygodnika Powszechnego”; jeśli wywiady Tomka Kwaśniewskiego – to do „Newsweeka”. Idę z postępem, więc tygodnik zaprenumerowałem na Kindle.
W „Wyborczej” mocnym punktem od lat są duże rozmowy, które prowadzą Grzegorz Sroczyński i Katarzyna Surmiak-Domańska. Brakuje mi jednak jej reportaży. Tak jak Lidki Ostałowskiej, Mariusza Szczygła czy Jacka Hugo-Badera. Ich nazwiska wciąż figurują w stopce, ale mało piszą. Szkoda. Pustkę po nich starają się wypełnić reporterzy młodszego pokolenia: Paweł Piotr Reszka, Magdalena Grzebałkowska i Marcin Kącki. Sam jestem z prowincji, więc potrafię docenić, że Reszka pisze o niej bez tej warszawskiej maniery obśmiewającej ludzi i zdarzenia, Grzebałkowska penetruje tereny, których nie obejmuje moja empatia, a Kącki wyrasta na pierwszego śledczego RP (dobrze, że się całkiem w tej klatce nie zamknął).
W „Rzeczpospolitej” wyróżniają się Andrzej Stankiewicz (widać, że ma polityczne dojścia) i Robert Mazurek. Fajny, z poczuciem humoru, ale niepotrzebnie się tak ideologicznie nabzdycza. Gdy czytam prawicową prasę („Nasz Dziennik”, „Gazetę Polską” i tę „Codziennie” oraz „W Sieci”), mam wrażenie, że znane z literatury science fiction światy równoległe naprawdę istnieją. Żal mi, że oni wciąż siedzą w podziemiu i walczą o niepodległość, codziennie cierpiąc i znosząc katusze.
Z Tuskiem walczy też „Tygodnik do Rzeczy”, ale tam jest Agnieszka Rybak, która pisze świetne reportaże, i Cezary Gmyz, który wygrzebuje z IPN perełki.
Najlepsze dojścia w policji ma Piotr Pytlakowski z „Polityki”. Wiem, bo pracowałem z nim kilka lat. Piotrek to chodząca encyklopedia zbrodni, zna sprawy setek bandziorów, wie, kto komu nadepnął na odcisk i czym się to zakończyło. Drugim fundamentem śledczym „Polityki” była Bianka Mikołajewska. Dowiercała się zwykle do trzewi. Tak było ze SKOK, które przez lata opisywała, zdzierając z nich wszystkie tajemnice. Teraz Bianka jest w „Gazecie Wyborczej”. Cenię Adama Szostkiewicza za erudycję i rozwagę. Wie, co piszczy w polskim Kościele.
W „Newsweeku” lubię teksty Michała Krzymowskiego, bo odsłania kulisy polityki, i Wojtka Cieśli, bo ma lekkie pióro i nos śledczego, a także Rafała Kalukina, bo jego publicystyka nie jest laniem wody.
Telewizji nie oglądam. Radia słucham rano, jadąc do pracy. Od lat tego samego – Trójki. Z porannym „Zapraszamy do Trójki” w samochodzie, czyli Marcinem Zaborskim, Beatą Michniewicz, Marcinem Łukawskim, Krystianem Hankem i Mają Borkowską czuję się, jakbym jechał z rodziną.
Brakuje mi konserwatywnego „Dziennika” i luzackiego „Przekroju”. Tekstów śledczych Anny Marszałek, sądowych Bogdana Wróblewskiego i historycznych Piotrka Lipińskiego. Szkoda, że odeszli z zawodu. Nie przekonuje mnie argument, że dziennikarstwo się zupełnie nie opłaca.
Brakuje mi wyważonego Piotra Zaremby. Przez lata siedział okrakiem na barykadzie i patrzył z wyższością na polityczny świat. Znał kulisy i pięknie opisywał. Nie wiem, co go podkusiło, by zaciągnąć się do jednego z politycznych obozów i okładać przeciwników kłonicą.
Mam nadzieję, że kiedyś wyjdzie z okopów, bo chętnie znów poszedłbym z nim do kina na „Gwiezdne wojny”.

Cezary Łazarewicz jest dziennikarzem „Wprost”

Tekst był publikowany w "Press" (12/2013)

(28.01.2014)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter

PODOBNE ARTYKUŁY

Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.