Współpracownik PAP musiał udowonić, że nie jest Snowdenem
Andrzej Borowiak, który współpracuje z Polską Agencją Prasową, na lotnisku Szeremietiewo w Moskwie został wzięty za Edwarda Snowdena - podaje portal NaTemat.pl.
Andrzej Borowiak opowiada w NaTemat.pl, że po raz pierwszy został zatrzymany za bramką prowadzącą do samolotu lecącego do Hongkonku. Potem już w samolocie rosyjski funkcjonariusz jeszcze raz sprawdzał jego tożsamość. "Pytał, jak się nazywam, czy na pewno jestem Polakiem, czy umiem mówić po polsku, a na koniec kazał mi przeczytać odręcznie napisany na kartce tekst: "Wasze nazwisko?". Pytał, co to znaczy. "Your name - odpowiedziałem, - in plural". Facet odszedł" - opowiada Borowiak.Potem jednak funkcjonariusze wrócili i już na zewnątrz samolotu robili mu dalszy ezgamin z polskości. Pytali o rzeki w Polsce, miasta i gdzie leży Grudziądz. Na koniec musiał zaśpiewać polski hymn.
"Całą sytuację odbierałem jako zabawną i myślałem, że oni też po części tak ją odbierają, więc dla rozładowania atmosfery rzuciłem: "W CIA dobrze nas szkolą", i dorzuciłem po rosyjsku (nie wiem nawet, czy to jest po rosyjsku): "Ja superagjent". Ale nikt się nie zaśmiał" - opowiada Borowiak (więcej w NaTemat.pl).
Andrzej Borowiak, dziennikarz młodego pokolenia, który podczas rocznego pobytu w Chinach nauczył się języka mandaryńskiego. Jest współpracownikiem PAP, nadsyła materiały z Kantonu.
(30.07.2013)










