"Gazeta Wyborcza" dotarła do świadka porwania Marcina Sudera
(Fot. wyborcza.pl)
Suder przed porwaniem robił zdjęcia matce z dzieckiem, ofiarom bomby kasetowej. "Cały świat jest zainteresowany narodzeniem jednego dziecka, następcy tronu w Wielkiej Brytanii, a nikt nie jest zainteresowany śmiercią dzieciaków w Syrii" - mówił fotoreporter dzień przed porwaniem.
Jak ustaliła "GW" Suder dojechał do Sarakib w poniedziałek (22 lipca). W środę rano został uprowadzony podczas napadu na miejscowe biuro prasowe opozycji. Nocowały w nim w sumie cztery osoby - oprócz Polaka Manal Barisz, znany działacz syryjski i dziennikarz, który sprawuje pieczę nad biurem, Modżamed al-Chalid i Mahmud Hilal.
W środę o 11 rano mieszkanie w Sarakib zaatakowało ok. ośmiu zamaskowanych mężczyzn. "Wszyscy spaliśmy z wyjątkiem Manala, który wstał i podłączał Internet. Manal próbował walczyć i przeszkodzić im, żeby nie zabrali Marcina. Reszcie napastnicy od razu związali ręce i krzyczeli: "Zamknijcie się". Manala pobili, a Marcina zabrali ze sobą - powiedział "GW" Modżamed Al-Chalid.
Al-Chalid podejrzewa, że porywaczom chodzi o pieniądze, bo zabrali wszystko co wartościowe. "Myślę, że za parę dni wszystko stanie się jasne i ktoś poprosi o okup" - mówi.
Suder przed porwaniem robił zdjęcia matce z dzieckiem, ofiarom bomby kasetowej. "Był smutny, jak wrócił wieczorem do biura. Przed pójściem spać powiedział, że cały świat jest zainteresowany narodzeniem jednego dziecka, następcy tronu w Wielkiej Brytanii, a nikt nie jest zainteresowany śmiercią dzieciaków w Syrii" - wspomina Al-Chalid.
Więcej na Wyborcza.pl.
(26.07.2013)










