"Kilka razy omal nie dałem głowy, ale to jest przecież wpisane w mój zawód" - mówił Marcin Suder
"To prawda, kilka razy omal nie dałem głowy, ale to jest przecież wpisane w mój zawód" - tak o pracy fotoreportera wojennego mówił Marcin Suder wortalowi ŚwiatObrazu.pl.
Marcin Suder, który według agencji Reuters został porwany w Syrii, jako fotoreporter jeździł na wojny od 21. roku życia. Po raz pierwszy w rejon konfliktu pojechał w 2000 roku, do Czeczenii.
W wywiadzie przeprowadzonym w 2009 roku zamieszczonym na wortalu ŚwiatObrazu.pl mówił, że w Polsce nie ma fotoreporterów wojennych. "Powiem inaczej: nie spotkałem nikogo, kto by robił podobne rzeczy jak ja".
Na pytanie, gdzie było najbardziej niebezpiecznie odpowiedział: "Wszystko tak naprawdę jest kwestią szczęścia. W różnych miejscach miewałem niebezpieczne sytuacje, wynikające z zupełnie odmiennych czynników. Nie chcę mówić o niebezpieczeństwach, bo uważam, że to nieetyczne. Wolę mówić o swoich zdjęciach, ludziach, których fotografuję. Chcę, aby osoba oglądająca moje fotografie skupiła się właśnie na tym. To prawda, kilka razy omal nie dałem głowy, ale to jest przecież wpisane w mój zawód."
(25.07.2013)










