Naczelny "Super Expressu": byłem inwigilowany przez policję
Z wyroku wydanego przez wrocławski Sąd Rejonowy wynika, że dwaj funkcjonariusze policji wykorzystali stanowiska, aby zdobyć dane osobowe i adresowe Sławomira Jastrzębowskiego oraz jego żony.
- Chodzi o artykuł, w którym opisaliśmy, jak Andrzej Matejuk (wówczas, w maju 2011 roku, Komendant Główny Policji - przyp. red.) pojechał służbowym samochodem na narty - wspomina Sławomir Jastrzębowski. - W reakcji wytoczył przeciw nam cywilny proces, kierując pisma na prywatne adresy: mój, żony, dziennikarza, który był autorem artykułu oraz jego żony - uzupełnia.
Za nieuzasadnione zdobycie prywatnych danych pracowników "Super Expressu" sąd ukarał komisarza policji Jarosława Soję, który ściągnął dane z systemu CEL/PESEL. Postępowanie karne umorzył warunkowo na rok, ale obciążył policjanta świadczeniem 3 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Wyrok jest nieprawomocny. - Najpewniej ten policjant działał na polecenie Andrzeja Matejuka - ocenia Jastrzębowski. - Doszło do skandalu: wojując z prasą, policjanci nadużyli stanowisk. Najbardziej bulwersuje mnie, że ustalili też dane naszych żon. To już prawdziwa inwigilacja - uzupełnia Jastrzębowski. (JF)
(27.03.2013)










