Rozłam w Radzie Etyki Mediów

Teresa Bochwic i Tomasz Bieszczad wystąpili z Rady Etyki Mediów. Uważają, że Rada nie zachowuje "obiektywizmu i merytorycznej symetrii" między krytykowaniem mediów z głównego nurtu i mediów spoza niego.

Zdaniem Bochwic i Bieszczada Rada wytyka mediom z głównego nurtu tylko drobne uchybienia, znacznie ostrzej krytykuje natomiast media spoza mainstreamu. "Można odnieść wrażenie, że REM nie chce zadzierać z gigantami rynku, za to chętnie porywa się na media opozycyjne lub niszowe (bo to nic nie kosztuje)" - napisali w oświadczeniu. Podkreślają, że ich próby wydania oświadczenia, w którym REM odniosłaby się do roli, jaką duże media odegrały w atakach na byłego prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, nie spotkały się z pozytywną reakcją tego gremium. Uważają, że takie oświadczenie przyczyniłoby się do poprawy medialnego klimatu w Polsce. Przewodnicząca REM Magdalena Bajer odmówiła nam komentarza w sprawie odejścia członków Rady. Bochwic i Bieszczad są członkami Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. Członkami REM byli od dwóch lat. Wczoraj Magdalenę Bajer ostro potępił "Nasz Dziennik" - pisząc, że "w sprawach etyki powinna zamilknąć raz na zawsze". To efekt skrytykowania przez Radę tego tytułu i "Gazety Polskiej" za artykuły, w których oficer Biura Ochrony Rządu Jacek Surówka, który zginął w katastrofie smoleńskiej, miał dzwonić do żony po rozbiciu się samolotu i opowiadać, że ”dzieją się tu rzeczy straszne”. Zdaniem REM obie gazety naruszyły podstawową zasadę rzetelnego dziennikarstwa - zasadę prawdy. "Nasz Dziennik" zapewnia, że nigdy takiego materiału nie zamieścił. Natomiast "Gazeta Polska" tłumaczy, że podała informację o telefonie oficera BOR jako niesprawdzoną hipotezę jednego z informatorów, przeciwstawiając jej wypowiedź brata funkcjonariusza. 

(PAP, MW, 19.10.2010)