Obrona wolności słowa czy wolności kłamstwa?
28.11.2008, 08:36
W odpowiedzi na opublikowany w "Rzeczpospolitej" "List otwarty w obronie wolności słowa" wczoraj "Gazeta Wyborcza" zmieściła list otwarty "Przeciwko kłamstwu". Podział wśród sygnatariuszy obu listów odzwierciedla podziały polityczne między oboma dziennikami.
Sygnatariusze listu opublikowanego w sobotniej ”Rz” protestują przeciwko temu, by sądy skazywały autorów za ich opinie. Powodem jest wyrok Sądu Apelacyjnego skazujący Andrzeja Zybertowicza na przeprosiny i grzywnę za to, co napisał na łamach ”Rz”: „Adam Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację”. Sąd podzielił opinię sądów niższej instancji, że Zybertowicz nie udowodnił, iż napisał prawdę, więc ”informacja nieprawdziwa podważała wiarygodność powoda”. Sygnatariusze listu z ”Rz” argumentują, że publicysta ma prawo formułować tego typu, również błędne, opinie na temat uczestników publicznej debaty. ”Sytuacja, gdy sąd rozstrzyga trafność publicystycznego artykułu, a jeśli nie zgadza się z nim, skazuje jego autora, jest absolutnie nie do przyjęcia. Jest aktem cenzury i łamaniem wolności słowa” – napisali. Ten list można było podpisywać na stronie internetowej. Sygnatariusze listu opublikowanego wczoraj w ”GW” uznają, że list z ”Rz” nie jest obroną wolności słowa, lecz obroną prawa do kłamstwa, oszczerstwa i pomówienia. ”Ubolewamy, że są w Polsce osoby z tytułami naukowymi, publicyści telewizji i centralnych gazet, którzy nie rozumieją sprawy dla demokracji tak podstawowej, jak ta że wolność słowa ma granice, a wyznacza je m.in. prawo innych osób do godności i dobrego imienia; dlatego wygłaszanie kłamstw nie jest chronione żadnym prawem - ani stanowionym, ani moralnym” – napisali. – Wolności wypowiedzi w Polsce należy bronić za wszelką cenę, bo na podstawie niektórych absurdalnych sytuacji w dziedzinie sztuki lub kultury widać, jak łatwo ją stłumić i jak wiele w tej sprawie trzeba jeszcze robić – komentuje Jacek Kowalczyk, redaktor naczelny ”Przekroju”. - Stąd trochę rozumiem racje ”Rzepy” i środowiska, które podpisało się pod jej listem otwartym. Ale są też granice wolności słowa. Cenię tę wartość, ale także poczucie krzywdy osobistej. Dlatego według mnie więcej racji jest po stronie listu ”Gazety” – uważa Kowalczyk. Dla Konrada Piaseckiego, dziennikarza RMF FM, kluczowe jest rozstrzygnięcie, na ile Michnik wypowiedział te lub podobne słowa, a na ile sąd uznał, że nie należy parafrazować danego cytatu. –Zdarza mi się, że przytaczając czyjeś słowa, nie cytuję dosłownie, tylko oddaję ducha wypowiedzi. Jeśli faktycznie Zybertowicz minął się z prawdą co do ducha wypowiedzi Michnika, trudno uznać, że na tym polega wolność słowa. Bez względu na to, po czyjej stronie jest racja, ubieranie tego w aż tak wielkie słowa jak ”wolność wypowiedzi” jest przesadą – uważa Piasecki. Bardziej dosadny jest Michał Kobosko, naczelny ”Newsweek Polska”. – Wolność słowa kończy się tam, gdzie zaczyna się kłamstwo. Jestem za obroną wolności słowa, ale wypowiedź nie może naruszać prawa ani być daleka od prawdy –stwierdza. – Tu w ogóle nie chodzi o obronę wolności słowa czy wytykanie kłamstwa. Podpisanie się pod tymi listami jest przede wszystkim wyrazem politycznych sympatii lub antypatii przez zwolenników tak zwanej Polski Michnika i Polski Kaczyńskich – dodaje Kobosko.(AW, 28.11.2008)
* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter










