Redakcja „Charlie Hebdo” przygotowuje kolejny numer
Ostatni numer „Charlie Hebdo” osiąga na aukcjach internetowych astronomiczne ceny
W piątek w siedzibie dziennika „Liberation”, który użyczył miejsca zespołowi „Charlie Hebdo”, ruszają prace nad kolejnym wydaniem tygodnik.
Hashtag #JeSuisCharlie otworzyło w ciągu jednej doby ponad 5 mln użytkowników Twittera. Hasło „Je suis Charlie” można przeczytać na szczycie berlińskiej siedziby koncernu Axel Springer, londyńskiego Scotland Yardu, na budynkach w Nowym Jorku, Tokio, Sydney, na tablicach świetlnych francuskich autostrad, które zazwyczaj informują o korkach czy o pogodzie. Karykaturzyści na całym świecie publikowali na Twitterze swoje rysunki komentujące atak na francuską redakcję i swoich kolegów. Taką akcję solidarności zorganizował m.in. „The New York Times”.
Sam tygodnik „Charlie Hebdo” na swojej witrynie umieścił hasło „Je suis Charlie” i zdania o wolności słowa, które można automatycznie przetłumaczyć na różne języki. Redakcja otrzymuje wiele propozycji pomocy od innych mediów. Do francuskiej publicznej telewizji i radia oraz koncernu Le Monde – które jako pierwsze zaoferowały wsparcie w organizacji dalszej pracy zespołu tygodnika - dołączyły w czwartek RTL, grupa Lagardère Active, AFP, Amaury („L’Equipe”), France Media Monde (RFI, France 24), NextRadioTV i dziennik „Libération”. Ten ostatni już raz, po pożarze w siedzibie „Charlie Hebdo” w 2011 roku, udzielił redakcji gościny.
I to właśnie na 8. piętrze w siedzibie „Liberation” rozpoczynają się w piątek, 9 stycznia, prace nad wydaniem kolejnego numeru „Charlie Hebdo”. „Tygodnika niedobitków” - jak nazwała się grupa tych, którzy przeżyli środową rzeźnię.
Kolejne wydanie „Charlie” będzie miało osiem stron, a więc o połowę mniej niż przed zamachem; ukaże się w nakładzie 1 mln egz. Minister kultury obiecała 1 mln euro dotacji, bank Bpifrance zamówił 50 prenumerat, fundacja „Presse et Pluralisme” obiecała 100 tys. euro i pomoc w zbiórce dalszych funduszy. Firma kolporterska Messageries Lyonnaises odda redakcji całość zysków ze sprzedaży ostatniego numeru i kolejnych - czyli 50 proc. ceny tygodnika (pismo kosztuje 3 euro). Przekazanie 250 tys. euro w ramach wsparcia zadeklarował finansowany przez Google fundusz Digital Press Fund.
Pod koniec ub.r. „Charlie Hebdo” był na progu bankructwa i nie wykluczano, że przestanie się ukazywać. Z nakładu 60 tys. egz. sprzedawało się niespełna połowę, podczas gdy dla utrzymania równowagi finansowej minimalny próg sprzedaży wynosił 35 tys. egz. Szef pisma Charb zwrócił się nawet w listopadzie do czytelników z apelem o dofinansowanie. Potrzebował 1 mln euro, a zebrał zaledwie kilkadziesiąt tysięcy.
Nie mógł przypuszczać, że jego ostatni, styczniowy numer, stanie się niedługo obiektem szczególnego pożądania kolekcjonerów - i spekulantów. W czwartek rano pojawiło się bowiem w eBay 80 ofert sprzedaży styczniowego numeru (1177.) „Charlie Hebdo”. Średnia cena za egzemplarz wynosiła ok. 500 euro, ale było również kilka ofert za 50, 60 i 75 tys. euro.
Mariusz Kowalczyk
Paryż, France TV
(09.01.2015)










