Dział: PRASA

Dodano: Grudzień 03, 2014

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Firma Mariusza Świtalskiego donosi do KNF na media, które o niej pisały

Spółka Czerwona Torebka kontrolowana przez Mariusza Świtalskiego złożyła do Komisji Nadzoru Finansowego zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa manipulacji cenami notowanych na giełdzie akcji tej spółki. O to przestępstwo podejrzewa "Gazetę Wyborczą", "Gazetę Bankową", serwisy wGospodarce.pl i Wyborcza.pl.

Media informowały kilka dni temu o powiązaniach Świtalskiego z dwoma biznesmenami oskarżonymi o uprowadzenie i pomocnictwo w zabójstwie w 1992 roku dziennikarza "Gazety Poznańskiej" Jarosława Ziętary. Jak podała "Gazeta Wyborcza" (Agora SA), obaj mężczyźni byli w tym czasie ochroniarzami należącego wówczas do Świtalskiego holdingu Elektromis. Według "GW" Ziętara zbierał materiały do tekstu o nielegalnym przemycie alkoholu, którym zajmował się były biznesmen i senator Aleksander G. (aresztowany na początku listopada br. pod zarzutem podżegania do zabójstwa dziennikarza) i ochroniarze Elektromisu.

Dzień po publikacji "GW" 26 listopada br. akcje spółki Czerwona Torebka spadły o 24 proc., a dzień później o kolejne 6 proc.

- Manipulacją byłoby przekazywanie przez nas fałszywych informacji na temat spółki Czerwona Torebka lub przekazywanie ich dla własnej korzyści. Nie podawaliśmy takich informacji. Napisaliśmy jedynie, że współwłaściciel Czerwonej Torebki i twórca Elektromisu zatrudniał osoby oskarżone w sprawie Ziętary. Proszony o komentarz w tej sprawie Mariusz Świtalski odmawiał go nam. Nie popełniliśmy przestępstwa – mówi dziennikarz "GW" Wojciech Czuchnowski, współautor (razem z Piotrem Żytnickim) tekstów o sprawie Ziętary.

Dzień później o spadkach kursu akcji Czerwonej Torebki napisał w "GW" Marcin Kaczmarczyk. Przypomniał, że w ciągu roku kurs akcji spółki spadł o 70 proc., a cytowany przez niego analityk tłumaczył to jej słabą kondycją. Z Kaczmarczykiem nie udało się nam skontaktować.

O spółce Czerwona Torebka pisał też dwukrotnie dziennikarz "Gazety Bankowej" i serwisu wGospodarce.pl (Fratria) Jacek Stelmachowski. - Pierwszy tekst ukazał się w "Gazecie Bankowej" w połowie października tego roku, zanim pojawiły się informacje o byłych ochroniarzach Elektromisu. Dotyczył on strategii tej spółki, która oferowała inwestorom osiem procent zysku w ciągu 15 lat. Oferowanie tak dużego zysku to ewenement – tłumaczy Stelmachowski. Kolejny tekst zamieścił w serwisie wGospodarce.pl, powołując się na informacje "GW". - Nie jestem posiadaczem akcji Czerwonej Torebki. Pisząc o tej spółce, nigdy nie kierowałem się własną korzyścią, tylko interesem osób, które w nią inwestują – dodaje Stelmachowski.

Wojciech Surmacz, redaktor naczelny "Gazety Bankowej" i serwisu wGospodarce.pl, jest sprawą zdumiony: - Czuję się nobilitowany faktem, że kierowane przeze mnie media stawiane są w jednym rzędzie z "Gazetą Wyborczą". Zarzuty Czerwonej Torebki o manipulacje kursem jej akcji są absurdalne. Ani autor tekstów, ani ja, jak też właściciele Fratrii nie zajmowaliśmy się tą sprawą dla własnych korzyści.
Lidia Piekarska, PR manager spółki Czerwona Torebka, nie odpowiedziała nam wczoraj na pytanie, dlaczego władze spółki uważają, że wymienione przez nią w piśmie do KNF media manipulowały cenami akcji spółki.

Łukasz Dajnowicz, rzecznik prasowy Komisji Nadzoru Finansowego, pytany, czy KNF zajmie się pozwem Czerwonej Torebki, odpisał tylko: „Standardowo monitorujemy obrót akcjami Czerwonej Torebki".

Ustawa o obrocie instrumentami finansowymi przewiduje za manipulację cenami akcji spółek giełdowych karę grzywny do 5 mln zł lub karę pozbawienia wolności do 5 lat.

(MW, 03.12.2014)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.