Dział: PRASA

Dodano: Lipiec 17, 2012

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

"Puls Biznesu" opublikował ciekawy materiał, ale bez komentarza

Pierwsza strona wczorajszego "Pulsu Biznesu".

Wczorajszy "Puls Biznes" (Bonnier Business Polska) na ośmiu stronach opublikował w całości zapis nagranej ukrytą kamerą rozmowy Władysława Łukasika, byłego szefa Agencji Rynku Rolnego, z Władysławem Serafinem, szefem kółek rolniczych. Materiał ten dziennik zapowiedział na pierwszej stronie tytułem "Bez komentarza". Jednak bez niego czytelnicy niewiele byli w stanie zrozumieć.

Już w ub. piątek w serwisie internetowym "PB" ukazał się krótki fragment nagrania rozmowy polityków. W poniedziałek w wydaniu drukowanym "PB" ukazała się spisana całość - bez skrótów, zdjęć bohaterów, ale za to z przypisami. Redakcja próbowała w nich wyjaśnić, kim są postacie i firmy, o których mowa. Nie zawsze to się udało - autorzy przypisów przyznają np., że nie ustalili, kto kryje się pod padającymi w rozmowie nazwiskami: Wojtyła, Niwelowski, Szile i Poślednik. Nie dowiadujemy się też, kiedy rozmowa została przeprowadzona oraz co najważniejsze - czy nagrane podczas niej opowieści Władysława Łukasika o machlojkach ludzi z otoczenia Marka Sawickiego, szefa resortu rolnictwa, znajdują potwierdzenie w faktach. Całość zapowiada pełna cytatów czołówka pod znamiennym tytułem "Bez komentarza".
Publikację "Puls Biznesu" tłumaczy powołaniem się na obowiązek prasy. "Art. 1 prawa prasowego nakłada na prasę w demokratycznym państwie prawa podstawowe zadanie, jakim jest urzeczywistnienie prawa obywateli do rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej" - napisali wspólnie redaktor naczelny Tomasz Siemieniec i prezes Bonnier Business Polska Patricia Deyna. Wyjaśnili czytelnikom, że redakcja nie jest inicjatorem powstania tego materiału, nie jest to też efekt dziennikarstwa śledczego ani prowokacji dziennikarskiej. "Nie oceniamy, ani nie komentujemy treści tej rozmowy" - napisali naczelny i prezes wydawnictwa. - Podeszliśmy do tego tematu bardzo poważnie - mówi Tomasz Siemieniec. - Uznaliśmy, że drukując rozmowę bez skrótów i komentarzy, w czasie rzeczywistym, spełnimy fundamentalny dziennikarski obowiązek, weźmiemy na siebie rolę pasa transmisyjnego między rzeczywistością a instytucjami państwowymi, takimi jak prokuratura czy CBA - dodaje.
Podkreśla, że ten cel został osiągnięty. Poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza" w zamieszczonym na trzeciej stronie artykule pt. "W ukrytej kamerze PSL: dziwne biznesy, ciepłe posady" powołała się na zmieszczony w "PB" fragment nagrania. Poinformowała jednak, że od kilku tygodni po Warszawie krążą taśmy, które mają skompromitować grupę działaczy PSL. Redakcja "GW" w sobotę też dostała te taśmy. Wczoraj w serwisach internetowych dużo pisano o tej sprawie: Polska Agencja Prasowa poinformowała, że prokuratura wszczęła postępowanie sprawdzające, a szef resortu rolnictwa Marek Sawicki zlecił w trybie pilnym kontrolę w spółkach podległych Agencji Rynku Rolnego. W serwisach internetowych można było znaleźć oświadczenie Władysława Łukasika, w którym tłumaczył, że nagrana rozmowa miała charakter prywatny, odbyła się po nagłym odwołaniu go ze stanowiska prezesa ARR, "Miała więc ona miejsce w czasie najsilniej odczuwanego rozczarowania i pustki, jaka powstała po zniknięciu zajęć zawodowych (...)".
Redaktor naczelny "PB" miał wczoraj poczucie dobrze spełnionego dziennikarskiego obowiązku. Tymczasem pytani przez nas dziennikarze śledczy krytykują jego decyzję. - Miałem wiele tzw. podsłuchowych tematów, ale nigdy nie zdecydowałem się na druk treści rozmowy bez analizy kontekstu i próby dotarcia do głównych bohaterów - mówi Tomasz Patora, dziennikarz śledczy TVN, wcześniej "Gazety Wyborczej". - W decyzji redakcji "PB" o puszczeniu treści rozmowy bez komentarza widzę wymówkę, którą próbuje usprawiedliwić fakt, że z ciekawym tematem tak naprawdę niewiele potrafiła zrobić; przecież druk zapisów rozmowy nie wyklucza jednoczesnej publikacji tekstu, w którym redakcja wyjaśnia, co jest istotą sprawy - dodaje Patora.
W opinii Anny Marszałek, byłej dziennikarki śledczej "Rzeczpospolitej" i "Dziennika" (obecnie pracuje w Najwyższej Izbie Kontroli), dziennikarze nie wykonali swojej pracy. - Redakcja, która decyduje się na publikację podobnych nagrań, powinna starać się pokazać także ich kontekst. Zarówno rozmówcy, jak i wymienieni w rozmowach z nazwiska ludzie, powinni mieć możliwość odniesienia się do okoliczności i treści nagrań - mówi Anna Marszałek. - Dziennikarz jest w swej roli niezastąpiony, bo może zbadać sprawę w wielu aspektach. Poważny temat "Puls Biznesu" błędnie potraktował. W ten sposób, czyli bez komentarza, to można sobie podobne pliki po prostu wrzucić na YouTube. A do tego dziennikarze są zupełnie niepotrzebni - podsumowuje Anna Marszałek. (JF)

 

(17.07.2012)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter

PODOBNE ARTYKUŁY

Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.