Wydanie: PRESS 05/2009

W krótkich słowach

Airplane crash @ Schiphol Airport Amsterdam!!” – to wpis na portalu Twitter.com użytkownika o nicku Nipp wysłany 25 lutego br. o 10.42. Dwie minuty wcześniej na jego oczach rozbił się w Amsterdamie turecki boeing lecący ze Stambułu. Publikując na Twitterze wiadomość o katastrofie, Nipp był – według licznych źródeł (m.in. CNN i brytyjskiego „The Daily Telegraph”) – pierwszą osobą, która powiadomiła świat o wypadku. Potem przez wiele godzin Nipp obserwował akcję ratunkową, co chwila informując na Twitterze, co się dzieje. Jego relacje (tzw. tweety) śledziło kilkaset osób. Śledziły i media. Jeszcze tego samego dnia rozmowę na temat katastrofy z Nippem, którym okazał się Holender Jonathan Nip, wyemitowała m.in. brytyjska telewizja Channel 4. Stacja przeprowadziła ją telefonicznie, ale umówiła się na nią przez Twittera. „To nowa droga docierania do ludzi, sposób na przeprowadzanie rozmów” – napisał potem na tym portalu dziennikarz Channel 4 Krishnan Guru-Murthy, sam aktywny użytkownik mikroblogowego serwisu.
Twitter okazał się niezastąpionym źródłem informacji miesiąc wcześniej podczas awaryjnego lądowania samolotu na rzece Hudson w Nowym Jorku. Pierwsze doniesienia pochodziły od nowojorczyka, który – wyposażony w komórkę z aparatem fotograficznym – znalazł się na promie płynącym na ratunek rozbitkom. W odróżnieniu od ekip dziennikarskich, pozostających poza wyznaczoną przez służby ratunkowe strefą bezpieczeństwa, człowiek ten był w środku wydarzeń. Nic dziwnego, że na jego wpisach z Twittera, na tym etapie wydarzeń, relacje opierała telewizja CNN.
Pierwszy sygnał o gigantycznym trzęsieniu ziemi w Chinach w maju ub.r. pojawił się na Twitterze co najmniej kilkadziesiąt sekund wcześniej niż w agencjach informacyjnych. „Twitter pobił tradycyjne media” – tak zatytułowała depeszę na ten temat agencja AFP. Podczas zeszłorocznych ogromnych pożarów w Kalifornii portal pomagał ludziom organizować się i przekazywać informacje.
Najgłośniejszy przypadek medialno-społecznego wykorzystania Twittera to zamachy terrorystyczne w Bombaju w listopadzie ub.r. Wydarzenia te były relacjonowane przez świadków na portalu tak intensywnie, że w świat poszła informacja, iż rząd Indii zwrócił się do użytkowników o zaprzestanie wysyłania wiadomości. Zamachowcy mieli sami je czytać, dzięki czemu mogli się zorientować w przebiegu akcji antyterrorystycznej. Informacji tej władze nie potwierdziły, ale wieści o fenomenie Twittera podczas tragedii w Indiach obiegły świat. CNN w materiale na ten temat podkreślał niezwykle pożyteczną rolę tweetów, pozwalających ludziom odnaleźć się nawzajem lub zorganizować pomoc dla ofiar (np. oddawanie krwi).

 

Prawdziwe życie
– Jeden z atutów Twittera polega na tym, że relacja może być wysłana równie szybko jak SMS. Jednak w odróżnieniu od SMS-a nie trafia ona do jednej osoby, lecz do dziesiątków, setek tysięcy odbiorców – mówi prof. Kazimierz Krzysztofek, socjolog komunikacji społecznej ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Łatwość opublikowania wiadomości na Twitterze, jej prostota wymuszona długością 140 znaków oraz szybkość jej przesłania – a także łatwość przeczytania nawet w biegu na ekranie komórki – sprawiają, że serwis ten ma zupełnie inny charakter niż inne serwisy społecznościowe – klasyczne blogi, witryny tzw. dziennikarstwa obywatelskiego lub serwisy z materiałami wideo typu YouTube. „Prawdziwe życie toczy się poza wpisami na blogach i e-mailami” – tak swoją filozofię przedstawia sam Twitter w internetowej prezentacji.
Atuty Twittera ujawniają się wówczas, gdy jakieś wydarzenie ma wielu świadków, którzy na bieżąco relacjonują je na swoich mikroblogach. – Sięgając po ich relacje, można w parę minut zebrać ogromną liczbę informacji o wydarzeniu. Informacji pochodzących z różnych źródeł i punktów widzenia. To jest szczególnie atrakcyjne dla mediów – podkreśla prof. Krzysztofek.
– Twitter może dziennikarzom ułatwiać kooperację. Przykładem była obsługa dziennikarska zimowej powodzi w stanie Waszyngton, kiedy dziennikarze z różnych gazet stworzyli wspólny zasób newsów mikroblogowych. W rezultacie zyskali wszyscy, bo dysponowali w swoich analizach większą bazą informacyjną – mówi Edwin Bendyk, publicysta „Polityki”, zajmujący się wpływem nowych technologii na życie społeczne.
Na Zachodzie redakcje, tak jak inni użytkownicy, prowadzą na Twitterze swoje profile, gdzie publikują newsy mające zachęcić internautów do lektury. Profile mają nawet poszczególne programy stacji oraz działy ich serwisów internetowych. I tak np. BBC ma na Twitterze kilkadziesiąt profili – od BBC Breaking News, który w połowie marca śledziło blisko 50 tys. użytkowników, po lokalny BBC Scotland News z zaledwie ok. 670 obserwującymi. Brytyjski nadawca wykorzystał ostatnio Twittera do nadawania korespondencji – reporterzy BBC na ostatnim Światowym Forum Ekonomicznym w Davos wysyłali tweety, z których redakcja tworzyła na specjalnym profilu w serwisie BBCNews_Davos09 ciąg bieżących krótkich doniesień z forum.

Co ludzi obchodzi
Rosnąca popularność Twittera wywołuje dyskusję o relacjach między mediami tradycyjnymi i dziennikarzami zawodowymi a twitterowymi dziennikarzami z przypadku. Przypadku, który staje się ich atutem i przewagą nad profesjonalistami, bo umieszcza ich w epicentrum wydarzeń. Eksperci, obserwatorzy nowych mediów i blogerzy zastanawiają się, czy Twitter i jego klony to raczej konkurencja dla mediów tradycyjnych, czy nowe, doskonałe źródło newsów i informacji?
Polski klon Twittera to serwis Blip.pl (należy obecnie do grupy Gadu-Gadu). Marcin Jagodziński, współtwórca Blip.pl, uważa, że sprowadzanie takich serwisów do roli źródła informacji dla profesjonalnych mediów to deprecjonowanie mikroblogów. – Te serwisy same są mediami – uważa. – To jest świetne narzędzie do bardzo szybkiego rozpowszechniania newsów, a także do wyłapywania trendów, gorących tematów, tego, co ludzi naprawdę obchodzi – dodaje Jagodziński. Według Jarosława Rybusa, rzecznika komunikatora Gadu-Gadu, Blip.pl ma ok. 10 tys. użytkowników. Na tle 15-milionowej rzeszy polskich internautów jest to zaledwie promil. W Polsce ten serwis to na razie tylko niszowa ciekawostka, którą popularnym mediom głównego nurtu i ich dziennikarzom trudno zauważyć. Tymczasem z najnowszych badań Pew Internet & American Life Project wynika, że w USA z serwisów mikroblogowych korzysta już 11 proc. dorosłych internautów (jeszcze w maju ub.r. było to 6 proc.).
Drugim polskim mikroblogiem jest Moblo.pl, serwis działający w ramach Pino.pl – internetowego projektu spółki Internet Group. Według danych Alexa.com (serwis dostarczający informacji o ruchu internetowym) jest jednak mniej popularny od Blipa. Inne polskie projekty twitteropodobne nie zdobyły większej popularności lub nabrały zupełnie innego charakteru niż sam Twitter, jak np. Pinger.pl z grupy O2.pl.
Użytkownicy Blipa relacjonowali szalejący w Polsce orkan w marcu ub.r. Zdarzają się na nim informacje o wypadkach, demonstracjach – potencjalnie cenne dla dziennikarzy. Ale w polskich tradycyjnych mediach pomysły na czerpanie informacji z mikroblogów są w fazie embrionalnej. – Nie zdarzyło się jeszcze, by nasza stacja wykorzystała treści z Blipa lub Twittera jako źródło jakiegokolwiek newsa albo informacji – mówi Rafał Szafran, wicedyrektor informacji RMF FM.
Kilkunastu dziennikarzy mediów tradycyjnych (m.in. szef działu depeszowego w dużej gazecie, wiceszef podobnego działu w innym dużym dzienniku i zastępca redaktora naczelnego w popularnym tygodniku) pytanych o Blipa lub Twittera odpowiedziało, że nawet nie wie, co to jest. Vadim Makarenko, dziennikarz „Gazety Wyborczej” zajmujący się mediami, mówi: – Nie mam nawet pomysłu, do czego mogłoby mi się to przydać. Wchodziłem tam kilka razy, ale nigdy nie myślałem o Twitterze jako o narzędziu pracy. Już bardziej przydatny wydaje mi się Facebook, bo za jego pomocą mogę wysłać wiadomość do zagranicznych ekspertów z prośbą o kontakt.
– Sam do mikroblogów przekonałem się niedawno i ciągle jeszcze nie czuję rzeczywistej wartości dodanej wynikającej z korzystania z Twittera lub Blipa – mówi Edwin Bendyk z „Polityki”.
To, co jest nieznane dziennikarzom pracującym w tradycyjnych mediach, potrafią wykorzystać pracownicy mediów internetowych – w tym serwisów należących do mediów tradycyjnych. Zgodnie z zachodnią modą starają się zaznaczyć obecność swoich tytułów w świecie mikroblogów – nie po to, by czerpać stamtąd informacje, lecz by promować swe serwisy wśród użytkowników Blipa lub Twittera.
„13:20: Mężczyzna wpadł pod tramwaj”, „W centrum już płoną opony” – tego typu zajawek TVN Warszawa publikuje na swoim profilu w Blipie po 20–30 dziennie. – Sam wcześniej korzystałem z Blipa, więc uznałem, że to dobra droga, by dotrzeć do nowych użytkowników – mówi Karol Kobos, wydawca serwisu internetowego TVN Warszawa, odpowiedzialny za profil stacji na Blipie. Newsy lokalnej telewizji śledzi na Blipie ok. 100 osób. – Wśród użytkowników silną frakcję stanowią ludzie z branży internetowej, specjaliści. To dodatkowy atut, bo ich opinie o naszym serwisie są po prostu cennymi wskazówkami – mówi Kobos.
Na Blipie obecna jest większość portali internetowych (Onet.pl, Gazeta.pl, Wirtualna Polska), serwis Dziennik Internautów i serwisy branżowe (np. Internetstandard.pl). Jest także Wyborcza.pl. Aktywne są media lokalne – dziennik „Życie Warszawy”, niektóre internetowe portale społecznościowe MM Moje Miasto (Media Regionalne).
– To same redakcje wpadają na pomysł wykorzystania Blipa w komunikacji – mówi Jarosław Rybus z Gadu-Gadu. – Nie wiąże się to z koniecznością podpisywania żadnych umów z GG, zakładają swój profil i już. Profile mediów na Blipie mają taki sam status jak zwykłych użytkowników.
– Blip to dobre narzędzie do podtrzymania lojalności czytelników i poszerzenia komunikacji z nimi o nowe kanały – komórkę lub komunikator. Zarazem Blip pomaga przyciągnąć czytelnika tym redakcjom, które najszybciej relacjonują wydarzenia – mówi Marcin Jagodziński.

Informacyjny chaos

Przy postępie technicznym problemem staje się jednak nie to, w jaki sposób technicznie korzystać z Twittera, lecz do jakiego stopnia można ufać zawartym tam informacjom. CNN, omawiając rolę Twittera podczas zmachów w Bombaju, cytował brytyjskiego eksperta nowych mediów Tima Malbona. Mówił on o informacyjnym chaosie, wielokrotnym obiegu tych samych, niepotwierdzonych informacji, przesyłanych dalej bezrefleksyjnie przez kolejnych użytkowników Twittera. Tak kluczowa informacja jak liczba ofiar tragedii (ostatecznie było ich sto kilkadziesiąt) różniła się według różnych relacji na Twitterze aż o tysiąc. „Przy wszystkich zaletach mikroblogów nie sposób traktować ich jako źródła wiarygodnych danych” – takim wnioskiem amerykańska telewizja spuentowała materiał.
Prof. Kazimierz Krzysztofek: – Korzystanie w ciemno z takich źródeł to loteria. Jeśli dziennikarz chce użyć informacji z Twittera albo Blipa, to nic nie zwalnia go od obowiązku jej wcześniejszego sprawdzenia. To oczywiście opóźnia cały proces, ale inaczej ryzykuje powielenie fałszywego newsa.
Ograniczeniem mikroblogów nie jest tylko skromna liczba znaków. Do pewnych źródeł informacji użytkownicy mikroblogów i tzw. dziennikarze obywatelscy nigdy nie dotrą. – Nie przeprowadzą analizy problemu, nie odpytają wielu stron. Są rzeczy, które potrafią tylko zawodowi dziennikarze i na ich miejscu nie obawiałbym się popularności Twittera – uważa prof. Krzysztofek. Jego zdaniem rola mikroblogów jest nieodłącznie związana z nagłym charakterem wydarzeń. – Takie serwisy, owszem, będą miały coraz większe znaczenie medialne, ale głównie jako narzędzie do relacjonowania nadzwyczajnych wypadków, kryzysowych sytuacji, sensacyjnych wydarzeń – mówi Krzysztofek. – Mówiąc półserio, portale takie jak Twitter idealnie sprawdziłyby się w czasach PRL-u. Wtedy wysłanie krótkiego newsa „na ulicy X rzucili papier toaletowy” byłoby dla odbiorców na wagę złota.
– Uważam, że to przelotna moda. Nie widzę realnych korzyści dla użytkowników tego typu serwisów poza daniem upustu egocentryzmowi – mówi z kolei Michał Prysłopski, dyrektor serwisów internetowych tytułów Presspubliki.
Wicedyrektor informacji z RMF FM Rafał Szafran nie wyklucza, że z czasem portale takie jak Twitter mogą się stać pełnowartościowym źródłem superaktualnych newsów dla profesjonalnych redakcji. – Te serwisy mogą mieć przed sobą interesującą przyszłość, ale w jakim stopniu staną się powszechnie przydatne dla dziennikarzy, trudno w tej chwili ocenić. Na razie do ich rosnącej popularności media powinny podejść z życzliwym zainteresowaniem – uważa Szafran.
– Mogą być dodatkowym źródłem informacji, do której trudno byłoby dotrzeć reporterom. Ale nigdy nie zdobędą takiego statusu jak newsy redakcyjne. Są to anonimy, redakcje nie zechcą odpowiadać za ewentualne przekłamania, a czytelnicy nie obdarzą tych informacji takim zaufaniem jak newsów, za które redakcja bierze odpowiedzialność – mówi Wojciech Rogacin, zastępca redaktora naczelnego dziennika „Polska”.
Wspomnianego Krishnana Guru-Murthy’ego, dziennikarza Channel 4 i entuzjastę Twittera, zapytano, czy publikowanie tweetów nazwałby dziennikarstwem. „Da się opowiedzieć historię w 140 znakach, więc teoretycznie może to być dziennikarstwo. Ale najczęściej oczywiście nim nie jest” – odpowiedział.

 

Zbigniew Domaszewicz
 

 

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.