Dział: WYWIADY

Dodano: Marzec 28, 2014

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Czas pokaże, co będzie napisane na mojej wizytówce

Rozmowa z Wojciechem Dagielem, szefem kreacji w Havas Worldwide, który robi sobie przerwę od reklamy

Co się stało, że już po roku odchodzi Pan z Havas Worldwide?

Nic takiego. Kiedy dołączyłem do agencji rok temu, nakreślono przede mną bardzo precyzyjnie i konkretnie zadanie do wykonania. Było ono niezwykle kuszące. Należało zintegrować odrębne działy kreacji trzech spółek: Havas Worldwide Warsaw, Havas Engage Warsaw i Havas Worldwide Digital Warsaw. Miał powstać jeden multikompetencyjny dział. Przy tak dużej agencji nie było to łatwe, ale już po trzech miesiącach kreacja pracowała w nowym trybie. Do zespołu dołączyły nowe osoby, a kreatywni zdobywali doświadczenie w nowych obszarach. Początki były trudne i dla nich i dla mnie, było sporo emocji i jeszcze więcej pytań.

Skoro był sukces, to czemu Pan rezygnuje?

To było bardzo cenne doświadczenie i cieszę się, że je zdobyłem. Spotkałem wielu kompetentnych specjalistów. Dużo się od nich nauczyłem, mam nadzieję, że oni ode mnie też. Ale przyznam, że ten proces całkowicie pochłonął mój czas, trochę zaburzyłem proporcje pomiędzy pracą, a życiem prywatnym. Zabrakło też miejsca na to co, zawsze było dla mnie bardzo ważne - moją pasją jest muzyka. Zresztą ten problem wystąpił dużo wcześniej. Od kilku lat pracuję bardzo intensywnie. Moje własne pomysły i projekty leżą w szufladzie. Próbowałem to jakoś pogodzić, niestety się nie udawało. Trochę sam, a trochę zmotywowany przez rodzinę i przyjaciół postanowiłem na chwilę zatrzymać ten pęd. Dokończyć to co pozaczynałem.

Pana odejście  z bezpiecznej i dobrze płatnej posady, do własnego projektu, jak to zostało ogłoszone, wywołało falę spekulacji. Bo kto w trudnych czasach porzuca posadę szefa dla realizacji niepewnych planów?

Oczywiście, to ryzykowny krok, ale nie ja pierwszy się na taki zdecydowałem i zapewne nie ostatni. Wszyscy dochodzimy do podobnych wniosków. Czasy są oczywiście trudne, ale pieniądze nie są najważniejsze. Nie można być zakładnikiem swoich obaw. Poza tym zmiany zawsze są dobre. Pobudzają do działania i odkrywania siebie na nowo. A spekulacje zawsze będą, to normalne.

Czy te Pana plany są jakoś związane z branżą reklamową? Czy chodzi o branżę muzyczną?

W pierwszej kolejności zajmę się projektem, w którym muzyka jest fundamentem. Na ten pomysł wpadłem cztery lata temu, kiedy urodził się mój syn. Na początku nie traktowałem go poważnie. Jakiś czas temu zdałem sobie sprawę, że ciągle nikt nie wpadł na to co ja. Uznałem, że pomysł ma potencjał. Ponieważ wymaga wykończenia, postanowiłem się nim zająć i go wreszcie zrealizować.

Na rynku muzycznym trudno się przebić, a jeszcze trudniej jest się  z muzyki utrzymać?

Nie zamierzam startować w „Idolu”, czy też wydawać swojej twórczości. Rynek muzyczny w Polsce jest w opłakanym stanie.
Faktycznie z muzyki nie da się utrzymać, mam sporo znajomych, którzy, by grać, muszą na to zarabiać. To tak jak w starym dowcipie w którym rozmawia dwóch muzyków: “- O, wydałeś płytę, ile się sprzedało? - No dom i samochód się sprzedało… “

Kolejnym krokiem będzie założenie własnej agencji? To jest plan B?

W tej branży każdy wcześniej czy później deklaruje chęć założenia własnej agencji. Do tej pory nigdy o tym nie myślałem. Wyzwania zawsze pojawiały się same. Własna agencja to olbrzymia odpowiedzialność, ale pewnie też niezła przygoda. Faktem jest, że najlepiej działające agencje reklamowe to te, założone przez kreatywnych. Brain, Brasil, Grandes Kochonos, PZL to dziś ikony. Heart&Brain, najmłodsza z nich, też sobie świetnie radzi. Sieciówki zwalniając doświadczonych, utalentowanych, ale kosztownych kreatywnych tworzą dla siebie dużą konkurencję. W efekcie na rynku zbiera się ciekawy skład. Jak ten skład się ze sobą dogada, to może być rewolucja. Być częścią takiej rewolucji to jak być na Majdanie.

A może jest Pan kolejnym kreatywnym, który deklaruje rozczarowanie branżą reklamową i ją porzuca dla innych pomysłów, bo ma dość reklamy? W najnowszym kwietniowym „Press” piszemy właśnie o byłych wielkich kreatywnych, którzy przechodzą transformację.

Reklamy nie mam dość. Przynajmniej na dziś, chociaż coraz trudniej realizować superkreatywne pomysły. Przez 18 lat pracy co roku moje portfolio powiększało się o nowe, ciekawe i kreatywne prace. Nie jestem jeszcze wypalony, ale chwila przerwy dobrze mi zrobi, złapię dystans. Za klika miesięcy będę gotowy na nowe wyzwania reklamowe. Czas pokaże co będzie napisane na mojej wizytówce.


Rozmawiała: Agata Małkowska-Szozda
 

(28.03.2014)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter

PODOBNE ARTYKUŁY

Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.