Dział: WYWIADY

Dodano: Lipiec 31, 2013

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

TVP ma wyznaczać standardy

Rozmowa z Karolem Małcużyńskim, byłym kierownikiem działu zagranicznego Agencji Produkcji Audycji Informacyjnych Telewizji Polskiej

Programy informacyjne Telewizji Polskiej się tabloidyzują?

Szczególnie „Wiadomości”. Ostrzegałem przed tym zarząd TVP. Na przykład w maju w sprawie „Wiadomości” alarmowałem najpierw wiceprezesa Mariana Zalewskiego, któremu wtedy podlegała Agencja Produkcji Audycji Telewizyjnych, a potem cały zarząd TVP. „Wiadomości” pomijają ważne problemy społeczne i kompletnie ignorują większość tematów zagranicznych. To wbrew misji telewizji publicznej. Szefowie i wydawcy tego programu oficjalnie mówią na zebraniach, że chcą tematów jak w popołudniówkach i zajebiste zdjęcia. Do tego ciągłe przebitki na reporterów – jak w najgorszej telewizji komercyjnej. Przecież reporter newsowy powinien pozostawać gdzieś z boku. A tam obrazki są takie: najpierw wielka głowa reportera - z ukosa, od tyłu, z profilu - dalej trochę mniejszy mikrofon z logo TVP, a dopiero na trzecim planie widać maleńką główkę rozmówcy. Tak się nie robi.
Do tego w „Wiadomościach” są nieustanne wpadki.

Na przykład?

Na przykład dobór zdjęć do materiałów, jakie na tematy zagraniczne robią reporterzy krajowi. W materiał o filmie „Zero Dark Thirty” o tropieniu Osamy bin Ladena i jego śmierci, reporter „Wiadomości” wplótł zdjęcie pokazujące, jak śmierć terrorysty oglądają prezydent USA Barack Obama i Hillary Clinton. Ale nie wziął fotografii z naszego archiwum, za które płacimy kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Wziął zdjęcie z sieci. Tyle że wybrał wersję przerobioną przez internautów: Obama trzymał konsolę do gier, a Hillary Clinton – pop corn.
Oczywiście, błędy się zdarzają. Ale wiele z nich mógłby wychwycić przegląd przedemisyjny: na antenę nie wolno puścić niczego, czego nie widział wydawca. Tylko że tej zasady się nie przestrzega. Bo inaczej profesor kryminolog nie byłby przedstawiany przez dziennikarkę „Wiadomości” jako kryminalista. To przecież nie szło na żywo.

Będąc w TVP, kogoś Pan o tych wpadkach informował?

Informowałem, żeby prostować, naprawiać, a przede wszystkim, żeby zapobiegać kolejnym błędom. Ale dyrekcja APAI i szefowie „Wiadomości”, Piotr Kraśko i Tomasz Sandak, przyjmowali to jako osobiste ataki albo w najlepszym razie bagatelizowali. Inne telewizje potrafią za błędy przeprosić. Gdy zmarła była premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher, w TVP Info zilustrowano to między innymi zdjęciem… Meryl Streep z filmu „Żelazna Dama”. Zmienili fotografię po mojej interwencji. Wpadkę zaliczyły wtedy także telewizje w Tajlandii i na Tajwanie. Pierwsza zrobiła to samo co TVP Info, druga – dała zdjęcie królowej Elżbiety II. Obie przeprosiły. Za błędy trzeba przeprosić. To uwiarygodnia telewizję.

Chyba że trzeba by przepraszać w co drugim wydaniu. Jakie według Pana powinny być te newsy w telewizji publicznej?

Poważne.

Czyli nudne?

Nie. Powinny być o poważnych sprawach. Tymczasem przeciętne wydanie „Wiadomości” wygląda tak: na początek etiuda filmowa, potem coś z sejmu, potem dwie makabry, a na koniec Feder. Kompromitacja. Ja nie twierdzę, że nie można robić lżejszych tematów. Ale nie w tonie głupkowatym. Śmieje się z tego połowa telewizji.

A druga połowa jest zachwycona.

„Teleexpress” ogląda wiele milionów osób. Ale to nie jest poważny program informacyjny. Taki, w którym znajdzie się też miejsce na pogłębione informacje z zagranicy. A TVP działa tak, że aby przeforsować temat zagraniczny, często musiałem się wręcz uciekać do szantażu. Bo to rzekomo „ludzi nie interesuje”. W przekonaniu szefów „Wiadomości” widzowie wolą makabry, czyli materiały o tym, że komuś urwało nogę, bo słysząc o cudzym nieszczęściu, przekonują się, że sami nie mają tak źle.

I ludzie to oglądają. W czerwcu „Wiadomości” były lepsze od „Faktów”.

Czy słupki powinny być w TVP najważniejsze? Telewizja publiczna nie może walczyć tymi samymi metodami, co komercyjna, nawet jeśli ta oglądalność będzie niższa. Zadaniem telewizji publicznej jest objaśniać świat.

Szef „Wiadomości”, który, objaśniając świat, traciłby widzów, długo by się nie utrzymał.

Ktoś taki powinien być chroniony przez zarząd. Telewizja publiczna powinna wyznaczać standardy, a nie dostosowywać się do średniej rynkowej. Władze TVP powiedzą pewnie, że tak muszą, bo nie mają pieniędzy. To jednak oznacza tylko, że nie potrafią wymóc decyzji na władzach państwa. Brak odpowiednich zasad finansowania mediów publicznych to zaniedbanie i obecnej, i poprzedniej ekipy rządzącej.

A jak to było, gdy Pan kierował „Wiadomościami”?

Ja tam przez dwa miesiące byłem tylko policjantem pilnującym, żeby redakcja się nie rozleciała. Po zwolnieniu Iwony Schymalli ze stanowiska dyrektor Jedynki, Małgorzata Wyszyńska w proteście zrezygnowała z kierowania „Wiadomościami”. Trwał konkurs na nowego dyrektora i prezes Braun poprosił mnie, żebym poszedł do „Wiadomości”, bo inaczej będzie rewolucja. To była prośba, ale gdybym odmówił, miałbym kłopoty.
Od razu sugerowano, żebym Wyszyńską zwolnił w ogóle – bo wciąż prowadziła program. Nie zrobiłem tego, więc dyrekcja APAI zwolniła ją za moimi plecami i to w dni, w którym miała dyżur. Dowiedziałem się po fakcie, że mam znaleźć kogoś do prowadzenia wieczornego wydania, bo Wyszyńska już nie pracuje.

I nikt nie chciał wtedy wziąć tego wydania.

Wiadomo. To by zaszkodziło ich wizerunkowi. W końcu poprowadziła Katarzyna Senyk, bo inaczej musiałbym to zrobić sam.

Mówił Pan przed tą rozmową, że nie chce wyjść na skrzywdzonego, który się żali.

Nie chciałbym. Choć prawdą jest, że czuję się skrzywdzony i mam żal. Nie starałem się o powrót do TVP. Dostałem taką propozycję od wiceprezesa Mariana Zalewskiego. Ale ponieważ nie chciałem być „czyimś człowiekiem”, zgodziłem się dopiero, gdy propozycję poparł także prezes Juliusz Braun. Podpisałem dwa roczne kontrakty, drugi upływał z końcem czerwca tego roku. Jeszcze w grudniu ubiegłego roku prezes Braun wskazywał, że rozmowę o umowie na czas nieokreślony trzeba odbyć odpowiednio wcześniej. Miało to być w marcu. Prezes Zalewski, któremu do czerwca podlegał APAI, podpisał odpowiedni wniosek, ale prezes Braun nagle przestał mieć czas na rozmowę. I tak, w środę 26 czerwca, dwa dni przed kończącą się w piątek umową, spotkali się ze mną Tomasz Sandak (1 lipca został dyrektorem TAI – przyp. red.) i Marek Bednarczyk (wicedyrektor APAI, a później TAI – przyp. red.). Dostałem propozycję etatu za tysiąc złotych, plus honoraria. Takie propozycje składa się praktykantom. Jak się zorientowali, że będę się awanturował, próbowali dorzucić parę tysięcy.

Ale Pan nie wziął.

Nie. Nawet z późniejszymi poprawkami to była propozycja uwłaczająca. 3 lipca napisałem do dyrektora Bednarczyka i prezesów list z konkluzją, że wobec istotnej różnicy zdań pomiędzy mną a kierownictwem programów informacyjnych i szefem TVP jakakolwiek dalsza współpraca w tym układzie personalnym jest niemożliwa.

I co prezesi odpowiedzieli?

Nic.

A co by Pan właściwie chciał robić w TVP po rozwiązaniu działu zagranicznego?

Po tych ostatnich doświadczeniach to już chyba niewiele.

Chciałby Pan jeszcze kiedyś wrócić?

Nie wiem. Przechodzę to już drugi raz. Praca w TVP jest trochę jak więzienie. Po wyroku człowiek musi trochę odpocząć.



Rozmawiała Elżbieta Rutkowska
(fot. Łukasz Bzymek)

(31.07.2013)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.