Dział: OPINIE

Dodano: Kwiecień 23, 2014

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Film o wejściu Polski do Unii jest drogi, ale bez przesady

Mamy w mediach burzę o film zrealizowany z okazji dziesięciolecia wejścia Polski do Unii Europejskiej. Najgłośniej krzyczą oczywiście domorośli spece od kosztorysów produkcyjnych.

Rekord wnikliwości pobił tęgi mózg z Salonu24, który wyliczył, że film promocyjny Polski kosztował więcej niż „Drogówka” Smarzowskiego.
Ponieważ też się na tym nie znam, to się wypowiem. Film kosztował 920 tys. zł brutto (podawana w mediach kwota 7 mln zł uwzględnia bowiem koszty jego emisji), czyli ok. 750 tys. zł netto. Od tego odejmujemy prawa do piosenki – ok. 320 tys. zł. Zostaje 430 tys. zł na właściwy film (z którego ponad połowa to archiwalia TVP). Biorąc pod uwagę liczbę lokalizacji i użyty sprzęt (zwłaszcza zdjęcia robione z drona), koszt całego przedsięwzięcia nie jest już taki skandaliczny. Jest dość drogo, ale bez przesady. Robiłem droższe rzeczy.
Przyjrzyjmy się samemu filmowi. Technicznie ma on charakter winietowy, gdzie ujęcia archiwalne mieszają się z materiałem nakręconym specjalnie dla tej produkcji. Trochę dziwi mnie dobór materiału. Dlaczego film zaczyna się od migawek z 1991? Zawsze wydawało mi się, że historyczną datą przełomu jest czerwiec 1989. A data powstania Unii Europejskiej to z kolei listopad 1993. Ten 1991 rok wydaje mi się wstawiony zupełnie przypadkowo na zasadzie „to było tak dawno temu, że i tak nikt nie pamięta”. Może chodzi o to, że między 2004 a 2014 Polska nie zmieniła się aż tak bardzo, żeby uzasadnić znakomite swoją drogą hasło „10 lat świetlnych”. Bo przecież ogrywany w filmie Most Siekierkowski w momencie wejścia do UE stał już od paru lat. Budowa wieżowca Rondo 1 to też historia sprzed akcesji. Pomijając to oraz migawkę z gdańskiej starówki, z filmu wynika, że Unia dała nam drogi, elektrownie wiatrowe i Orliki. Zawsze coś.
Nie wiem, co myśleć o ilustrującej film piosence. Z jednej strony – mamy międzynarodową gwiazdę, do której trudno się przyczepić, z drugiej – wysyłamy sygnał, że w ciągu tych 14 lat nie dorobiliśmy się muzyka przyzwoitego na tyle, by napisać piosenkę godną filmu.
Zostało jeszcze jedno, fundamentalne w reklamie pytanie – czy ten film sprzeda? I odpowiedź – who cares? Mamy tu przypadek, w którym stworzona za ciężkie pieniądze kampania nie musi odnieść żadnego skutku. No bo niby jakiego skutku się spodziewać? Do Unii drugi raz nie wstąpimy. Nie wystąpimy z niej, nawet jakby ten film był najgorszy w świecie. Jedynym celem stworzenia tego filmu jest wydanie określonej sumy, im bardziej nijaki on będzie, im mniej się będzie rzucać w oczy, tym lepiej. Dziennikarze pomarudzą, pomarudzą i zapomną. Za tydzień nie będzie tematu.

(23.04.2014)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.