Dział: OPINIE

Dodano: Czerwiec 28, 2013

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Jak za darmo – to i likier

Ogłoszenia z ofertami pracy w popularnym portalu branżowym. Głównie Warszawa, choć nie tylko – tu zaszła zmiana. Zmiana zaszła kilka lat temu, a zasadniczo dzieje się nadal – również w profilu poszukiwanego pracownika. Kiedyś w tytułach anonsów występowali account managerowie, account executive, specjaliści, czasem – asystenci. Przeglądając dzisiaj oferty, możemy odnieść wrażenie, że odkąd w głowach zalęgł się kryzys, polski PR stażystą stoi. W dodatku – w istotnej części opiera się na bezpłatnej sile roboczej. Czy „darmowi” praktykanci naprawdę nam się opłacają?  Czy nadreprezentacja oszczędności nie niszczy nam wizerunku, który i tak pozostawia wiele do życzenia?

 

Dość często można zaobserwować podejście, według którego stażysta/wolontariusz powinien być nam wdzięczny za możliwość nauki i rozwoju. Być może nie od rzeczy mówić o pewnej szansie i jej dobrym wykorzystaniu, ale to zupełnie inna opowieść. Ponadto pięć „szans nauki” podawania kawy i budowy baz danych to troszkę na wyrost, jakby nieco ponad potrzebę. Nie wspominając już o tym, że nie wszystkie szanse dają się włożyć do garnka, niektóre też nie są akceptowane przez terminale przyjmujące opłaty za prąd, gaz, komunikację miejską...
Nie bez tak zwanej kozery mówi się, że w „PR-ze pracują dzieciaki”. Któż nie zna sytuacji, w której na prezentację przetargową przychodzą doświadczeni specjaliści, niekiedy top management, a do bieżącej pracy kierowani są stażyści, w dodatku pozbawieni kontroli, opieki i wsparcia merytorycznego. O tyle plus, że jednak dzieciaki czegoś się uczą, nie poprzestając na kawie i bazach danych... Jednak  gdyby pracowali pod kierunkiem osoby doświadczonej, gdyby pracodawca zadbał o jakąkolwiek formę lepszej motywacji  do pracy i nauki, pożytek z praktykantów na pewno wyraźniej górowałby nad stratami wizerunkowymi w branżowym bilansie zysków i strat.
Za pracę wszyscy oczekujemy wynagrodzenia –  mniej lub bardziej skromnego, jednak pozwalającego przeżyć. Zgodnie z psychologiczną zasadą wzajemności (to naprawdę nie są skomplikowane mechanizmy...) pracujemy chętniej wówczas, gdy ktoś tę pracę docenia. Gdy jest „przezroczysta”, niedostrzegana, nieopłacana i „tuż za krzesłami”  – słabnie odczuwanie powinności, by obowiązki swe wykonywać należycie. Trudno dostrzec przesłanki, które pozwoliłyby wyłączyć spod działania tej dość powszechnej reguły naszych stażystów. Jaka jest motywacja do pracy (i nauki!) młodej osoby, która po studiach rozpoczyna czwarty, piąty, szósty „bezpłatny staż”? Liczy na to, że każdy kolejny zwiększy jej wartość rynkową? Tu można mieć wątpliwość, by nie rzec: irytację.  Słowo do stażystów: pojawia się ochota, by wyrzucać do kosza CV kandydatów, którzy pozwalają sobie na więcej niż 2-3 bezpłatne staże w public relations. Brak szacunku wobec siebie i dziedziny, w której się aplikuje!
Jeśli sami nie zaczniemy się cenić, odchodząc od strategii „byle taniej” i bazowania na źle pojętym „wolontariacie”  – jakim  cudem mamy oczekiwać szacunku od świata? Szacunku, którego chyba troszkę nam brakuje. „I skuczno, i grustno”. Kiełkuje frustracja. Czy naprawdę powinno nas dziwić, że nasza dziedzina bywa sprowadzana do „kryptoreklamy i cateringu”, a w świecie polityki przeważnie rozumiana jest jako antonim realnego działania, znak pustosłowia, blichtru i magicznych sztuczek – (psycho)manipulacji zastępujących „uczciwą pracę”?
Cóż czynić zatem? Zapomnieć o ekstensywnym rozwoju kadr? Nie, absolutnie. Warto sięgać po młodych pracowników, tworząc wraz z nimi zręby przyszłej ścieżki zawodowej. Oferując absolwentom pracę, której celem będzie nie tylko optymalizacja kosztów i ucieleśnienie zasady agencyjnej „fali” (a potem te wysokojakościowe bazy danych i słuszna irytacja dziennikarskiej braci...). Warto (w sensie dosłownym) zadbać bowiem o stworzenie takich warunków, w których, ku obopólnemu pożytkowi,  w rzeczywistości czegoś ów narybek mógłby się nauczyć.
Powiada się, że „jak za darmo – to i likier”. Byleby nam tylko ten darmowy likier czkawką się nie odbił.
Za darmo nic
Darmo nie ma już nic
Tak już jest,  taki zaczął się styl
Chcesz czy nie
Musisz zgodzić się z tym
W każdej grze, czyś jest aktor czy widz 
Darmo nie ma
Za darmo nic 
– śpiewała przed laty Izabela Trojanowska, nota bene doskonały produkt swych czasów:-) Skoro chcemy, by nasza praca, często konsultingowa, trudno materializowalna, była rzetelnie i uczciwie wynagradzana (a nie uznawana za twór samoistny, rodem z zasobów otwartych, a więc bez właściciela i włożonego w stworzenie wysiłku) – zacznijmy zmiany od siebie. Za darmo nic.

(28.06.2013)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter

PODOBNE ARTYKUŁY

Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.